Białoruś. "Hybrydowa interwencja Rosji prawdopodobnie nieuchronna"
Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka obwieścił, że prezydent Rosji Władimir Putin obiecał mu pomoc, jeśli zajdzie taka potrzeba. Rosja nie zaprzeczyła tym słowom. Poinformowano jednak, że taka prośba jeszcze nie dotarła. Tymczasem Łukaszenka zapowiedział przeniesienie powietrznej brygady szturmowej na zachodnią granicę.
- Odbyłem dziś długą rozmowę z prezydentem Putinem. Muszę przyznać, że byłem nieco zaskoczony, ale jestem całkowicie oddany temu, co obecnie się dzieje. Mamy umowę: przy pierwszej naszej prośbie będzie udzielona wszechstronna pomoc w kwestii zagwarantowania bezpieczeństwa Republiki Białorusi - stwierdził w sobotę Łukaszenka.
Co to może oznaczać? O jaką umowę chodzi? Rosję i Białoruś łączy wiele umów. Oba państwa są członkami Wspólnoty Niepodległych Państw, zrzeszającej większość byłych republik ZSRR. Należą także do Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, które zrzesza część członków WNP. Co więcej, Rosja i Białoruś są członkami konfederacji dwóch państw, zwanej potocznie Związkiem Białorusi i Rosji (ZBiR). W ramach tych wszystkich organizacji państwa te zobowiązane są do udzielania sobie pomocy, także wojskowej.
To właśnie na mocy umowy o Wspólnocie Niepodległych Państw Rosja wpisała w sobotę na listę poszukiwanych w swoim kraju założyciela internetowego kanału NEXTA Stepana Putiłę, który został oskarżony przez białoruskie służby o organizację zamieszek i jest w tym kraju poszukiwany. List gończy wystawiono także za poszukiwanym na Białorusi niezarejestrowanym kandydatem na prezydenta Walerym Cepkałą, który jest tam poszukiwany za rzekome przyjęcie łapówki.
Rosja mogłaby także na mocy Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym pomóc Białorusi, wysyłając tam swoje wojsko. Oficjalnie mogłaby to zrobić tylko w przypadku zagrożenia zewnętrznego i za zgodą innych członków układu.
- W tej chwili do sekretariatu OUoBZ nie wpłynęły żadne wnioski z Białorusi o pomoc - zapewnił TASS rzecznik prasowy tej organizacji.
Łukaszenka w sobotnich wystąpieniach kilkakrotnie podkreślał, że jest zaniepokojony ćwiczeniami NATO w Polsce i na Litwie. W publicznej telewizji stwierdził także, że w związku z nimi, powietrzna brygada szturmowa zostanie przeniesiona na zachodnią granicę Białorusi.
Tymczasem waszyngtoński think-thank Institute for the Study of War przewiduje, że rosyjska interwencja na Białorusi jest "prawdopodobnie nieuchronna". Nie miałaby ona jednak charakteru oficjalnego. Byłaby to interwencja hybrydowa, przypominająca to, co dzieje się na Ukrainie. Rosyjscy żołnierze działaliby w mundurach białoruskich żołnierzy lub milicjantów.
Protesty na Białorusi trwają już od tygodnia. Białorusini nie mogą pogodzić się z wynikiem wyborów prezydenckich, które miał wygrać po raz kolejny Łukaszenka. Twierdzą, że zostały sfałszowane.
Dziesiątki manifestacji są brutalnie tłumione przez milicję i inne służby. Zatrzymano kilka tysięcy osób, kilkaset zostało rannych. Co najmniej jedna osoba zginęła. Mimo to do protestów dołączają się zakłady pracy, w których organizowane są strajki.
Tymczasem, jak donosi bielsat.eu, w niedzielę w Mińsku ma odbyć się manifestacja poparcia dla Aleksandra Łukaszenki. "Z różnych miast Białorusi docierają do nas informacje, że pracowników budżetówki zmusza się do przyjścia na jutrzejszą demonstrację poparcia dla Łukaszenki. W razie odmowy grozi zwolnienie. Z informacji wynika, że robi się to, aby pokazać przedstawicielom UE, że w naszym kraju sytuacja jest dobra - spójrzcie, ilu ludzi popiera władze" - czytamy na portalu.
“Godzinę temu poinformowano, że z kołchozu 'Żurawlinoje', rejon prużański, obwód brzeski, jutro wyjedzie transport do Mińska. Na demonstrację poparcia dla Łukaszenki. Kto nie pojedzie - ten zostanie zwolniony" - informuje bielsat.eu.