Polacy wrócili z Białorusi. Byli torturowani
Dwóch Polaków przetrzymywanych na Białorusi wróciło do kraju. Jeden z nich opowiedział Wirtualnej Polsce o torturach, przetrzymywaniach i pobiciach, czyli metodach jakie stosują tamtejsze służby.
Kacper Sienicki i Witold Dobrowolski to dwóch Polaków, którzy - będąc fascynatami Europy Środkowo - Wschodniej - zdecydowali się pojechać do Mińska i zobaczyć tamtejsze wybory prezydenckie. Ich pobyt za wschodnią granicą nieoczekiwanie się przedłużył na skutek aresztowań, do których doszło w poniedziałek 10 sierpnia.
Obaj mężczyźni zostali odnalezieni przez polskie służby dyplomatyczne, a następnie wypuszczeni na wolność, dopiero w czwartek wieczorem. Następnie przylecieli do Warszawy. Kacper Sienicki, pytany przez Wirtualną Polskę o przebieg zatrzymania, tak opisywał swój pobyt na Białorusi:
- Gorąco zaczęło się robić w niedzielę. Poszliśmy na główny plac miasta, na którym stoi kolumna poświęcona Wojnie Ojczyźnianej. Było jasne, że wyborcy Cichanouskiej zbiorą się tam. Widzieliśmy oddziały OMONu i milicji, ale tego dnia udało nam się uniknąć spotkania z nimi. Dopiero w poniedziałek wieczorem zostaliśmy złapani podczas łapanki.
- Zostaliśmy zagnani na salę gimnastyczną, na której były setki ludzi, łącznie przez tę salę przewinęły się tysiące osób. Potem zaczęło się bicie i zastraszanie. Torturowano nas na trzy zmiany, po kilkanaście godzin dziennie. Najpierw kazano nam stać przy ścianie przez kilka godzin. Potem na kolanach z czołem przy podłodze. Cały czas byliśmy skuci. Grożono, że jak tylko ruszymy głową to wybiją nam wszystkie zęby - opowiadał nam student.
Szykany za polski paszport
Do tego dochodziło maltretowanie psychologiczne. Jak zaświadczają Polacy, milicjanci mieli pytać zebranych "kto jest najlepszym prezydentem na świecie?" oraz "kto jest prawowitym prezydentem Białorusi?". Na to pytanie sala musiała odpowiadać chórem, że to Aleksandr Ryhorawicz Łukaszenka.
Jak mówił w rozmowie z TVN24 Witold Dobrowolski, afiszowanie się z polskim paszportem nie pomagało, a wręcz przeszkadzało. - Prośbę o kontakt z konsulem wyśmiano. Miałem być sądzony, ale milicja nie była w stanie zorganizować tłumacza. Dlatego wypuszczono nas po 72 godzinach - relacjonował Dobrowolski.
Polacy podkreślili, że warunki pobytu poprawiły się gdy zostali przetransportowani z aresztu do więzienia, gdzie dostawali posiłki i była łazienka. W celi, w której zostali zamknięci było 6 łóżek na 24 zatrzymanych. Polacy dodają, że o polskiej służbie dyplomatycznej mogą mówić wyłącznie w superlatywach. Po wyjściu z aresztu obaj panowie spędzili noc w Ambasadzie RP w Mińsku.