Polacy w Niemczech. Bezszelestni "mistrzowie integracji"
Polacy stanowią jedną z najliczniejszych grup narodowościowych w RFN. Jednak ich zaangażowanie polityczne jest znikome.
09.08.2020 08:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O Polakach mieszkających w Niemczech mówi się, że integrują się bezszelestnie, że to grupa narodowa, która w życiu politycznym i społecznym prawie nie rzuca się w oczy, a na tle innych pozostaje nieomal niewidzialna. A przecież jest, po przybyszach z Turcji, drugą liczebnie grupą narodową zamieszkującą w Republice Federalnej. W niemieckiej świadomości społecznej Polacy owszem są, ale także jakoś tak ich nie ma. – Pomimo, że Polacy są cichymi mistrzami najnowszej historii emigracji w Niemczech, inne grupy narodowościowe są o wiele bardziej widoczne – mówi Thorsten Klute, pełnomocnik rządu Nadrenii Północnej do Spraw Polonii.
Wedle danych Niemieckiego Instytutu Statystycznego w roku 2018 na terenie Niemiec zamieszkiwało 860 145 osób legitymujących się tylko polskim paszportem, czyli nie posiadających jednocześnie niemieckiego obywatelstwa. Do tego dodać należy przynajmniej część tzw. "późnych przesiedleńców" (Spätaussiedler), których liczba oscyluje wokół 786 000 do 1 miliona, oraz osób posiadających dwa obywatelstwa. Niemieckie źródła mówią o ok. 1,5 do 2 milionów osób polskiego pochodzenia na terenie Republiki Federalnej, polskie nawet o 4-5 milionach.
Thorsten Klute apeluje do Polonii o angażowanie się w niemieckiej polityce
Ten bałagan w danych ma kilka przyczyn: po pierwsze "późni przesiedleńcy" przyjeżdżając do Niemiec często nie zrzekali się polskiego obywatelstwa, ale przez niemieckie urzędy uznawani byli tylko za Niemców, pozostając jednocześnie w polskich statystykach za "żelazną kurtyną" obywatelami polskimi. Po drugie istnieje spora grupa tzw. betweenerów, czyli osób na stałe zameldowanych i zamieszkujących w obu krajach. Po trzecie – pochodzenie osób, których rodzina przyjechała do Niemiec z innego kraju, liczy się tu do drugiego pokolenia. Istnieje jednak wiele rodzin pielęgnujących polskie tradycje przez więcej pokoleń. Trudno więc precyzyjnie i statystycznie ująć stan ducha i poczucie przynależności narodowej.
"My niewidzialni"
Jedno jest jednakże pewne – ludzi mówiących po polsku, pochodzących z Polski i mających z nią związek jest w Niemczech bardzo dużo. Nie przekłada się to jednak na ich rozpoznawalność ani aktywność w życiu politycznym i publicznym, a skutkuje to słabym postrzeganiem Polaków w Republice Federalnej Niemiec. Powstała nawet książka o Polakach w Niemczech pod tytułem "My niewidzialni", autorstwa Petera Loewa, lansująca tezę i przykłady "bezszelestności" Polaków. Przybysze z Polski stronią na ogół od członkostwa w organizacjach, które wywierają wpływ na politykę i to zarówno na szczeblu komunalnym, landowym czy też federalnym. – Ten napływ Polaków powinien kiedyś zaowocować ich udziałem w polityce. Właśnie do tego próbuję ich zmobilizować – stwierdza Thorsten Klute.
Od bez mała 50 lat działają w Niemczech tak zwane Rady Integracyjne (Integrationstrat), gremia mające zadania opiniujące i doradcze na wszystkich szczeblach władzy. Ich misją jest reprezentowanie interesów cudzoziemców w miastach, gminach, landach oraz na szczeblu federalnym. Wybierani przy okazji wyborów komunalnych członkowie Integrationsratów nie muszą legitymować się niemieckim obywatelstwem, muszą natomiast mieszkać w danym okręgu wyborczym co najmniej trzy miesiące, mieć ukończone 18 lat i przebywać w Niemczech co najmniej rok. Zostają zgłaszani na listy wyborcze przez organizacje migranów, partie polityczne lub na podstawie tzw. list społecznych.
– Na terenie Nadrenii Północnej-Westfalii Polacy (liczeni do drugiego pokolenia), których liczba szacowana jest na ok. 650 000, stanowią 3 proc. całej populacji a ich aktywny udział w gremiach politycznych i społecznych opiewa na ok. 0,03%. To powinno się zmienić – wyjaśnia Thorsten Klute, pełnomocnik rządu Nadrenii Północnej-Westfalii ds. Polonii. Sam co prawda bez polskich korzeni, ale za to biegle mówi po polsku.
– Od lat już znam ten fenomen i dlatego postanowiłem zwócić się bezpośrednio do Polonii, żeby zachęcić jej przedstawicieli do partycypacji w niemieckim życiu politycznym i społecznym – podkreśla polityk. Z jego inicjatywy w kooperacji z Radą Integracyjną Landu (Landesintegrationsrat) zorganizowano regionalne konferencje z przedstawicielami Polonii w miastach, w których mieszkają duże skupiska Polaków. Pierwsza (jeszcze przed pandemią) odbyła się w Duesseldorfie, kolejne w Essen i Bielefeld.
Brak zaangażowania
Członkowie Rady Integracyjnej landu Północna Nadrenia-Westfalia widzą w Polakach duży potencjał i nie potrafią ukryć zdziwienia ich niską frekwencją w Radach Integracyjnych, które mają bezpośredni wpływ na kształt polityki, przepisów emigracyjnych, szkolnictwa, na warunki pracy, na politykę kulturalną i socjalną, na naukę języka ojczystego, na politykę wobec seniorów, na służbę zdrowia, itd., czyli na najważniejsze życiowe aspekty poczynając od miast, gmin poprzez politykę landu i całego kraju.
- Rozmawiamy z Niemcami jak równy z równym, wyjaśniamy nieznane im aspekty życia cudzoziemców w ich kraju, forsujemy w niemieckich szkołach także lekcje języka kraju pochodzenia i współdziałamy w walce z prawicowym populizmem. Angażujemy się w pomoc dla cudzoziemców. Nasz główny cel to uzmysłowienie Niemcom, że zachowanie narodowej tożsamości pomaga nam w asymilacji i przez to stajemy się częścią niemieckiego społeczeństwa - mówi Tayfun Keltelk, przewodniczący Rady Integracyjnej landu Nadrenia Północna-Westfalia.
W Radach Integracyjnych landu Nadrenia Północna-Westfalia działają przedstawiciele 70 narodów a około 1/3 ich członków to kobiety. Jednak prawie nie ma w nich Polaków. Może inicjatywa Rzecznika do Spraw Polonii Rządu Landu Nadrenia Północna-Westfalia sprawi, że w najbliższych wyborach komunalnych we wrześniu b.r. wystartują i zwyciężą także Polacy? To mogłoby pomóc w kształtowaniu warunków ich życia a jednocześnie ułatwić wyjście z wiecznego cienia.