Białoruś może zagrozić Ukrainie? Polski weteran jednoznacznie o Łukaszence
Na Białorusi trwa potajemna mobilizacja wojsk. Taką informację przekazały Siły Zbrojne Ukrainy. Czy to ostatni krok przed zaangażowaniem białoruskiego wojska w wojnę w Ukrainie? O to Agnieszka Kopacz-Domańska pytała w programie "Newsroom WP" płk. rez. Piotra Lewandowskiego, weterana z misji w Iraku i Afganistanie. - Nie sądzę, by był to ostatni krok, o ile w ogóle nastąpi. Z przecieków ze strony rosyjskiej wyraźna jest presja Kremla, a nawet Putina, by wznowić ten kierunek nowej ofensywy na Kijów ze świeżą nową armią rosyjską. Mowa nawet o 500 tys. (żołnierzy - red.). Jeżeli atak by nastąpił, to byłby z kierunku Białorusi i Charkowa. Intencja jest taka, by z tego kierunku uderzenia rosyjskie i teoretycznie białoruskie - w co wątpię - spowodowały, że Ukraina nie będzie mogła prowadzić działań ofensywnych w Chersoniu czy Zaporożu. W obecnej chwili to jest mało wykonalne - stwierdził płk. rez. Piotr Lewandowski. - Rosja nie ma ciągle tych sił, a armia białoruska sama nie stanowi aż tak istotnej siły bojowej, by zagrozić rozwiniętej mobilizacyjnie armii ukraińskiej. Nie sądzę, by na chwilę obecną do tego doszło, a jeżeli dojdzie, to będzie to porażka - dodał wojskowy. - Łukaszenka usiłował lawirować przez cały okres swoich rządów. Sytuacja jest taka, że musiał się opowiedzieć o konkretnej stronie. To strona agresora, czyli Rosji, więc już o lawirowaniu nie ma mowy. Nie chce w tę wojenną awanturę rosyjską się mieszać. Wie, że społeczeństwo białoruskie go nie poprze. Jego armia nie będzie stanowiła czynnika zmiany. Może spowodować polityczne trzęsienie ziemi, bo będzie musiał dać broń ludziom, którzy go nie popierają - stwierdził Piotr Lewandowski.