Bartłomiej Misiewicz o wybuchu na pokładzie Tu‑154M. "Jestem przekonany, że to zostanie 10 kwietnia udowodnione"

Były rzecznik MON zapowiada częściowy raport ws. katastrofy smoleńskiej. Zdradził przy okazji, ile zarabiał w resorcie. - Nie miałem kiedy wydawać tych pieniędzy, bo pracowałem 16 godzin dziennie - wyjaśnił. Poznaliśmy także wysokość jego zarobków w Eenerga Ciepło Ostrołęka i PGZ.

Bartłomiej Misiewicz o wybuchu na pokładzie Tu-154M. "Jestem przekonany, że to zostanie 10 kwietnia udowodnione"
Źródło zdjęć: © PAP

Nazwisko Misiewicza znów zaczyna pojawić się w mediach. Ostatnio huczało od plotek, że w najbliższych tygodniach Antoni Macierewicz wystartuje z nową inicjatywą polityczną. Ponoć miał mu w tym pomagać właśnie były rzecznik MON. Teraz był gościem programu "Sedno sprawy" w Radiu Puls. Zabrał głos w sprawie raportu podkomisji smoleńskiej.

- Teza postawiona już w 2012 roku pokazała, że piloci byli wprowadzi w błąd, a katastrofa nastąpiła w wyniku eksplozji. Jestem przekonany, że to zostanie zostanie 10 kwietnia udowodnione. Nawet, jeżeli to będzie częściowy raport. To wynika z wypowiedzi przewodniczącego (Antoniego Macierewicza - przyp.red.) i z wcześniejszych badań - wyjaśnił.

"12 tys. złotych. To było dużo, nie miałem kiedy wydawać"

Dodał, że na "sprawę odwołania Macierewicza, jak i generała Kraszewskiego, oraz teraz ustawę degradacyjną, trzeba patrzeć jak na jeden ciąg logiczny". Nie wskazał jednak jednoznacznie na decyzje prezydenta Andrzeja Dudy.

Potem zabrał głos w sprawie pensji w resorcie. "Zarabiał pan w MON 12 tys.brutto, to dużo, czy mało?" - spytał prowadzący program. - Ciężko powiedzieć, dla mnie to było dużo, nie miałem kiedy wydawać tych pieniędzy, bo pracowałem 16 godzin dziennie" - wyjaśnił Misiewicz.

Zdradził również, że w radzie Energa Ciepło Ostrołęka otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 3 tys. brutto. Ale nie zna wysokości zarobków w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. - Byłem tam dzień, czy dwa i nie wiem. To można sprawdzić. Nie szedłem do rady nadzorczej dla wynagrodzenia - wyjaśnił.

Na koniec rozmowy skomentował także słynne "salutowanie". - Nie domagałem się. Zdarzali się wojskowi, którzy podchodzili do tego normalnie i wiedzieli, kto przyjeżdża. Każdorazowo przez dyrektora Centrum Operacyjnego był informowany o tym gen. Różański - powiedział.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (610)