Baltic Pipe bezpieczny po uszkodzeniu Nord Streamu? "Trudno byłoby to uznać za przypadek"
W rurociągu Nord Stream znaleziono czwarty wyciek. Czy mogą stać za tym Rosjanie? - pytała w programie "Newsroom" WP Agnieszka Kopacz-Domańska. - Spekulacje, że gdyby Rosjanie za tym stali i zostawili sobie jedną (rurę - red.) do szantażu Europy, mogą rozsypać narrację. Ktoś musi odnosić korzyść. Europa nie odnosi żadnej korzyści z uszkodzenia czterech rur Nord Streamu. Symboliczne odcięcie się, spalenie na brzegu statków, jest bardziej charakterystyczne dla tego, co realizuje Kreml, czyli eskalacji - stwierdził prof. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku. "Bild" podaje, że za atakami na Nord Stream może stać rosyjski wywiad wojskowy GRU, czemu zaprzecza Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla. Własne śledztwo w tej sprawie planuje FSB. Czego można spodziewać się po tym śledztwie? - Tego samego, co wyszło po śledztwie po zestrzeleniu samolotu pasażerskiego. Rosjanie na podstawie swoich sfabrykowanych dowodów udowodnią, kto jest winny. Potrzebują winy na rynek wewnętrzny. Będą mogli powiedzieć, że Polska, Ukraina, Europa - zobaczymy kto będzie celem - doprowadziły do sytuacji, w której coś, w co zainwestowali ogromne pieniądze, jest żelastwem na dnie Bałtyku. Bardziej interesujące jest, czy to ostrzeżenie dla Europy. Wiemy, że Rosjanie są zdolni do działań sabotażowych wymierzonych w rurociągi - dodał ekspert. Agnieszka Kopacz-Domańska pytała profesora, czy możliwy jest atak na Baltic Pipe. - To byłoby bardzo niekorzystne. Jeżeli mamy cztery wybuchy i mielibyśmy kolejny, trudno byłoby to uznać za przypadek. Już teraz trudno. Taka akcja mogłaby doprowadzić do większych problemów, jak straszenie bronią atomową. Być może chodzi o wywołanie paniki, niepewności i oskarżenia Europy. Rosjanie mogą powiedzieć, że nie wiedzą, kto zrobił ten sabotaż, więc nie odpowiadają za cofnięcie umów gazowych. Kluczem są też odszkodowania za niedostarczenie gazu - ocenił ekspert ds. bezpieczeństwa.