Atak USA na Jemen. "Jesteśmy na czubku drabiny eskalacyjnej"

Po atakach USA na Jemen pojawiają się pytania, czy doprowadzi to do zaognienia konfliktu w tym rejonie świata. - Jesteśmy na czubku drabiny eskalacyjnej. Działania poniżej progu wojny są korzystne - ocenia w rozmowie z WP prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa.

USA i Wielka Brytania rozpoczęły atak na cele powiązane z jemeńskimi rebeliantami Huti
USA i Wielka Brytania rozpoczęły atak na cele powiązane z jemeńskimi rebeliantami Huti
Źródło zdjęć: © East News | MOHAMMED HUWAIS

W nocy z czwartku na piątek siły wojskowe USA i Wielkiej Brytanii, przy wsparciu Australii, Bahrajnu, Kanady i Holandii, "skutecznie przeprowadziły uderzenia w Jemenie na cele należące do rebeliantów Huti". Naloty skierowano na ponad 60 celów w 16 różnych lokalizacjach. Zaatakowane zostały m.in. centra dowodzenia, magazyny amunicji, fabryki produkujące broń oraz radary obrony powietrznej.

Do kolejnego uderzania doszło w sobotę nad ranem. USA dokonały ataku pociskami Tomahawk, wystrzelonymi z okrętu USS Carney. Uderzyły one w stanowisko radarowe Hutich.

Uderzenie w Huti to reakcja na ataki grupy na statki przepływające przez Morze Czerwone. Wspierani przez Iran rebelianci rozpoczęli agresywne działania w ubiegłym roku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Biden w swoim oświadczeniu podkreślił, że uderzenia na cele Huti były bezpośrednią odpowiedzią na ich bezprecedensowe ataki na międzynarodową żeglugę. Brytyjski premier Rishi Sunak podkreślił z kolei, że Londyn zawsze będzie bronić wolności żeglugi i swobodnego przepływu handlu.

Hezbollah potępia atak

Głos zabrała także druga strona. Rzecznik jemeńskich rebeliantów Huti Mohammed Abdulsalam zapowiedział, że ugrupowanie będzie nadal atakowało izraelskie statki oraz te zmierzające do portów okupowanej Palestyny. Ponadto jeden z przywódców ruchu Hutu Mohammed Ali al-Huti potępił - jak stwierdził - "barbarzyński" nalot.

Uderzenie w stolicę Jemenu potępił także Hezbollah. Zbrojona i finansowana przez szyicki Iran organizacja oświadczyła, iż "amerykańska agresja po raz kolejny potwierdza, że USA są pełnoprawnym partnerem w tragediach i masakrach popełnianych przez syjonistycznego wroga w Strefie Gazy i regionie".

"Punkt zapalny od bardzo długiego czasu"

Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku, w rozmowie z Wirtualną Polską przypomina, że "Jemen to punkt zapalny od bardzo długiego czasu". - Ten konflikt był i jest swoistą proxy war (wojna zastępcza - przyp. red.) pomiędzy Iranem a Arabią Saudyjską. Iran wspierał Hutich, bo ci walczyli z Arabią. Wynikało to jeszcze z Arabskiej Wiosny i układów politycznych sił w samym Jemenie - wyjaśnia.

- Saudowie w końcu zamrozili ten konflikt za sprawą Chin, które doprowadziły do głośnego porozumienia pomiędzy Iranem a Saudami, gdzie konflikt w Jemenie miał ulec zamknięciu. Nie został jednak zamknięty - dodaje.

I podkreśla, że teraz Saudowie, świadomi tego, że Jemen cały czas może ich atakować, dosyć niechętnie uczestniczą w koalicji państw, która ten kraj zaatakowała.

Atak "będzie okazją do eskalacji"

Prof. Boćkowski zaznacza, że Jemen nie jest prostym miejscem do działań wojennych. - Nie wiem, czy jakikolwiek ostrzał rakietowy tu coś zaradzi. Wręcz - z punktu widzenia polityków w Jemenie - będzie okazją do eskalacji. Czemu po cichu będzie przyklaskiwał Iran, który tą sprawą będzie żywo zainteresowany - dodaje ekspert.

Dlaczego? W ocenie rozmówcy Wirtualnej Polski ten punkt na mapie świata to kolejne miejsce, w którym Amerykanie i Europejczycy wiążą się w sytuacji dosyć trudnej. - Nie wiadomo, czy da się uchronić statki handlowe wchodzące przez cieśninę Bab al-Mandab od ataków. Jemen może bez żadnego problemu nadal to blokować, ostrzał jest - zaznacza.

- Jemeńczycy odgrażają się, że będą w stanie wojny ze Stanami, że będą atakować amerykańskie (i nie tylko) jednostki wojenne, które są na tym terenie, a co za tym idzie -  eskalować to - podkreśla.

"Sygnał ostrzegawczy dla Jemenu"

Ekspert dodaje, że to, co uderzenia USA to sygnał ostrzegawczy dla Jemenu. - Żeby się opamiętali. Nie wiem jednak, czy Jemen odbierze to jako sygnał do opamiętania, czy do eskalacji. Chcą na pewno pokazać, że nikt im nie podskoczy, łącznie z Amerykanami - mówi.

Prof. Boćkowski ocenia, że wydarzenia są próbą, która może zakończyć się tym, że nie uda się wyłączyć Jemenu z gry i blokady cieśnin. - Z punktu widzenia Iranu, Chin, Federacji Rosyjskiej to dobra wiadomość. Będzie to bowiem pokazywało potencjalną słabość Amerykanów, jeśli chodzi o zdolności do zabezpieczenia szlaków morskich - podkreśla.

Ekspert zauważa, że cała ta sytuacja jest ważna dla Bidena i jego prezydentury. Dlaczego? Ponieważ - jak mówi - sprawczość Amerykanów, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo szlaków morskich, zawsze była niekwestionowana. - Tu może być różnie. Jeżeli im się to nie uda, sytuacja na Bliskim Wschodzie będzie się jeszcze bardziej komplikować - ocenia.

"Jesteśmy na czubku drabiny eskalacyjnej"

Rozmówca Wirtualnej Polski zaznacza, że to nie jest tak, że Jemen gra tak, jak chce Iran. - Jemen gra tu swoje interesy. Natomiast Iran nie widzi powodu, żeby ich nie wspomagać. Robił to już okrętem wywiadowczym, który prawdopodobnie wystawiał różnego rodzaju statki, informował o celach. Teraz Iran może się cieszyć z tego, że ta operacja się zaczęła, bo szansy na zniszczenie struktur jemeńskich, z których odpalają rakiety czy zniszczenie magazynów jest niewielka. A koszty są znaczne - wyjaśnia ekspert ds. bezpieczeństwa.

W ocenie prof. Boćkowskiego jesteśmy na czubku drabiny eskalacyjnej. - Większość graczy na Bliskim Wschodzie nie jest zainteresowana jakąkolwiek otwartą wojną. To się nikomu nie opłaca - ani Iranowi, ani państwom Zatoki czy innym graczom. Ale działania poniżej progu wojny, wykorzystywanie różnych grup, struktur terrorystycznych, wojskowych po to, by wiązać siły Izraela czy USA, ze względu na wspomnianą koalicję, są korzystne - podkreśla.

- Te narzędzia będą cały czas wykorzystywane. Każdy zdaje sobie sprawę, że w tej grze najważniejsze są gesty, by pokazać swoim społecznościom, że jesteśmy twardzi, skuteczni, że nie można z nami zadzierać - dodaje.

Kim są jemeńscy Huti?

O Ruchu Huti zrobiło się głośno po wybuchu wojny między Hamasem a Izraelem. Jemeńscy bojownicy zapowiedzieli wówczas, że będą atakować statki płynące do izraelskich portów lub powiązane z tym państwem. Celem stały się jednak również inne jednostki.

Huti są jemeńskim ruchem o charakterze zbrojno-militarnym, który skupia plemiona zajdyckie - czyli wyznające jeden z odłamów islamu. Jego początki sięgają początków XX wieku - jednak współczesna odsłona ruchu powstała oficjalnie w latach 90. Początkowo Huti stanowił opozycję dla jemeńskiego rządu, a ich działania miały charakter pokojowy.

Rozmówca WP podkreśla, że Huti są specyficzną strukturą. - Są chyba najbardziej agresywnym graczem i mają odpowiednią ilość sprzętu - rakiet, dronów, które Iran im dostarczał, by koalicji państw napsuć krwi. Nawet jeśli to będą tylko i wyłącznie działania zmierzające do likwidacji tego wszystkiego, co wystrzelą - ocenia. A przy okazji - jak zauważa - Iran testuje wiele swoich "zabawek".

Huti w Jemenie. Radykalna organizacja i kryzys humanitarny w regionie

Wojna domowa w Jemenie stała się powodem jednego z największych kryzysów humanitarnych na świecie. Według ONZ, z powodu sytuacji w kraju około 24 mln osób potrzebuje pomocy humanitarnej oraz ochrony. W wyniku kryzysu humanitarnego miliony ludzi cierpią z powodu braku żywności, wody pitnej, opieki medycznej i podstawowych usług. Ponadto szkoły i szpitale zostały zniszczone, a epidemie chorób, takich jak cholera, rozprzestrzeniły się wskutek złej higieny i braku dostępu do czystej wody.

Huti przez niektóre kraje jest uznawana za organizację terrorystyczną. Ruch ten deklaruje się jako antyamerykański, antysemicki oraz antysyjonistyczny. Organizacja uchodzi również za bliskich sprzymierzeńców Iranu i rządu w Teheranie.

Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
jemensytuacja w jemenieusa
Wybrane dla Ciebie