Aleksandr Niewzorow: Rosję trzeba wyduszać z siebie po kropli
Dla Zachodu Putin jawi się jako idealny przeciwnik. Jeśli wojna wyjdzie poza ramy rosyjsko-ukraińskiego konfliktu i stanie się światową, to większego daru od losu niż Putin-przywódca nie ma. Drugiego takiego idioty ze świeczką szukać – mówi w rozmowie z WP Aleksandr Niewzorow.
Oto #HIT2023. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku
***
Intelektualista, dziennikarz, satyryk znany z ciętego języka, a niegdyś nawet deputowany Dumy Państwowej, szczycący się tym, że stawiał się w niej tylko cztery razy i nie postawił podpisu pod żadną ustawą. Aleksandr Niewzorow jest dla wielu Rosjan postacią legendarną, a dla wielu - "zdrajcą ojczyzny", który za dyskredytację rosyjskiego wojska zaocznie dostał wyrok ośmiu lat więzienia.
Wywiad jest zredagowaną i skróconą wersją rozmowy, która odbyła się w ramach cyklu "Niewzorowskie środy", autorskiego projektu, w którym Niewzorow wraz gośćmi analizuje ostatnie wydarzenia.
Tatiana Kolesnychenko: Chciałabym zacząć rozmowę od pańskiej emigracji.
Aleksandr Niewzorow: Myślę, że wypada, aby zapytała mnie pani najpierw o stosunek do Polski.
Dlaczego?
Bo doświadczenia związane z Polską w dużym stopniu mnie uformowały.
Dobrze. Większość Rosjan nie ma pojęcia o Polsce. Ten kraj zawsze kojarzył się im jako wrogi i dziki. A panu?
Mnie z bohaterem literackim, który w dzieciństwie wywarł na mnie decydujący wpływ. Pewnie jest pani ciekawa, kto to był?
Kto?
Andrzej Kmicic! Byłem zachwycony Sienkiewiczem. Odkryłem dla siebie wówczas polską literaturę i znalazłem się pod ogromnym jej wpływem. Dookoła było zresztą wiele polskich pokus w postaci Bolesława Prusa i Jarosława Iwaszkiewicza. Później poznałem wielką polską naukę, prawdziwie wielką polską naukę, która rozpoczęła się od Kopernika. Ale najsilniejszy wpływ wywarł na mnie Andrzej Kmicic. Nie Wołodyjowski, ale właśnie Kmicic z jego chuligaństwem, z jego brakiem zasad, okrucieństwem i wielką duszą.
Więc kiedy próbuję się zastanawiać, dlaczego taki jestem, to bardzo dobrze teraz rozumiem, że wszystkich nas formują książki, które czytamy. Wydarzenia, które przeżywamy. Choroby, które przechodzimy. Radości, którymi się cieszymy. Wszyscy przecież jesteśmy stworzeni przez środowisko. Nawet kiedy byłem ostatnio w Warszawie, namiętnie domagałem się, żeby mnie zawieziono w te miejsca, gdzie mógł żyć i funkcjonować prawzór Kmicica.
I co pan tam zobaczył?
W końcu zabrakło czasu. Ale przynajmniej teraz mam kolejny powód, żeby znowu przyjechać do Polski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dlaczego inni Rosjanie nie podzielają pańskiego sentymentu do Polski? Dlaczego Kremlowi Warszawa jawi się jako wróg?
Po pierwsze, Rosja nigdy nie przebaczy, że polski król (Władysław IV Waza – red.) został namaszczony na tron rosyjski. Po drugie - triumfu polskiego oręża w XVII wieku. Nie wybaczy też strasznego zwycięstwa w XX wieku podczas wojny polsko-bolszewickiej.
I proszę nie zapominać, że ZSRR i Rosjanie byli bardzo zatruci tą polską iluzją, którą sam Związek Radziecki stworzył. Mówię o Januszu Przymanowskim i jego powieści "Czterej pancerni i pies". Ta fałszywa polska kultura, która była tak naprawdę radziecką kulturą przebraną w polskie szaty, wyglądała bardzo służalczo i nauczyła Rosjan, że Polacy to taki drugi sort.
Od redakcji: Przymanowski, autor książki, na której podstawie nakręcono uwielbiany przez miliony Polaków serial o przygodach psa Szarika i dzielnej załogi czołgu "Rudy", był ochotnikiem do Armii Czerwonej, pułkownikiem Ludowego Wojska Polskiego, należał do PZPR, był zwolennikiem stanu wojennego. W jego książce m.in. załogą "Rudego" nie dowodzi Olgierd Jarosz, ale rodowity Rosjanin-czerwonoarmista Wasyl Semen – red.).
I tak Rosjanom zostało do dziś?
Tak. Generalnie Rosjanie wszystkich postrzegają jako drugi sort. Mam szczęście, że nie jestem już Rosjaninem, że mogłem się od tego uwolnić. Nie bez wysiłku, ale wyzwoliłem się od tego rasizmu.
A teraz Rosjanie nie wybaczają Polakom stosunku do Ukrainy. Nie mogą wam wybaczyć tego waszego wiecznego zuchwalstwa, arogancji i gotowości, by rzucić im wyzwanie. I oczywiście Rosja boi się Polski.
Polski? Dlaczego?
Bo dla Rosji Polska i Ukraina to takie dwie włócznie Europy. Rosja uznaje Polskę za nieprzyjaciela. I teraz, kiedy dzięki wojnie wszystkie maski już zostały zrzucone, kiedy już nie musimy wysilać się i wygłaszać rytualnych dyplomatycznych przemów, kiedy wszystko można nazywać po imieniu - te relacje się zaostrzyły.
Wcześniej nazwał siebie pan nie-Rosjaninem. Ale to "wyzwolenie" odbyło się zaledwie ponad rok temu. Wyjechał pan na występ do Izraela, ale okazało się, że wracać już nie było dokąd. W międzyczasie w Rosji wystosowano za panem list gończy, jednocześnie zamrożono wszystkie pańskie rachunki. Został pan za granicą z jedną walizką, bez środków i możliwości powrotu do domu. W sumie ta historia nie jest wyjątkowa. Wielu krytyków Kremla musiało udać się na wymuszoną emigrację. Ale pan jako jeden z niewielu nie chce wracać do Rosji nawet po zmianie reżimu. Dlaczego?
Z tej samej przyczyny, z której ludzie, którzy uciekli z obozu koncentracyjnego, z reguły już tam nie chcą wracać. Dlatego że człowiek dzięki emigracji i tym doświadczeniom zdołał zrozumieć, co sobą przedstawia Rosja i docenić wszystkie zalety, które posiada wolny, cywilizowany świat.
Rosyjska opozycja, która mieszka w Europie i USA, jednak nie porzuca nadziei, że "cywilizowany świat" nastanie również w Rosji. Spotykają się, organizują zjazdy, dyskutują, planują. Dlaczego pan się nie udziela w ich szeregach?
Bo postrzegam siebie jako dziennikarza, analityka i nie zamierzam wpływać na politykę albo się nią zajmować. Mnie nie są potrzebne stanowiska, sława, uznanie, pieniądze. Jasne jest, że wszystkie te osoby, które dziś powstały przeciwko wojnie, po bardzo krótkim czasie zostaną bohaterami narodowymi. A ja nie chcę być bohaterem. W ogóle nie chcę mieć z Rosją nic wspólnego.
Więc nie chce pan być "dobrym Rosjaninem", cokolwiek to znaczy?
Pani bardzo dobrze to ujęła w pytaniach poprzedzających ten wywiad. Dobrzy Rosjanie to ci, których nie widać w termowizorze. Których temperatura ciała wyrównała się temperaturą środowiska. To dość znany żart z internetu, niemniej bardzo precyzyjny.
Ale jeśli chodzi o ludzi, którzy zajmują się polityką i wykorzystują wizerunek dobrych Rosjan… Cóż oni wierzą, że Rosja może być inna. Ja w to nie wierzę. Ja nawet nie mam najmniejszych wątpliwości, że ona nigdy nie będzie inna.
Dlaczego jest niereformowalna?
Dlatego, że uformowała się jako kanibal. Ten kanibalizm zawsze był jej główną rolą i misją historyczną. Rosja pożerała dookoła siebie państwa i narody – te małe i te nie bardzo małe. Pożerała ziemie i rzeki, ale nie była w stanie ich przetrawić. Bo gdyby umiała przetrawić i zarządzić tym całym szalonym bogactwem, które w ciągu wieków narabowała, Rosja mogłaby być arcypotężnym krajem świata. Ale każdy jej nabytek, każdy jej podbój sprawiał, że stawała się jeszcze straszniejsza, krwawsza. Jeszcze bardziej kanibalistyczna.
A czy nie uważa pan, że w latach 90. XX w była realna szansa to zmienić? Był pan wówczas jednym z najpopularniejszych dziennikarzy w Rosji. Obserwował pan z bliska, jak w Petersburgu kształtowały się nowe elity, które wkrótce potem przeniosły się na Kreml. Co wtedy poszło nie tak?
Powodów było wiele. Chce pani usłyszeć wszystkie?
Ograniczmy się do najważniejszych.
W uproszczeniu: liberalny ruch w Rosji był reprezentowany przez skrajnie nieapetycznych ludzi. Ci nieapetyczni ludzie nigdy nie mieli wcześniej związku z władzą i pojęcia o tym, jakie daje ona możliwości. Fala liberalizmu i upadek Związku Radzieckiego wyniosły ich na polityczny Olimp. Wtedy szybko zorientowali się, że władza w Rosji to przede wszystkim niezwykła możliwość, by kraść.
W ciągu dziesięciu lat ci skrajnie nieapetyczni, chamowaci, niemający nawyków kontrolowania siebie, pozbawieni błysku i etyki, a w dodatku złodziejowaci ludzie zdołali wysmarować liberalną ideę taką grubą warstwą gówna, że - obawiam się - i stu lat nie starczy, żeby Rosja mogła to zapomnieć. Otrzymała najokrutniejszą szczepionkę i nauczyła się nienawidzić liberalizmu z całą silą swojej ignoranckiej i ciemnej duszy.
Nie jestem przeciwnikiem Rosji, podobnie jak nie jestem jej zwolennikiem. Ja po prostu nie dopuszczam żadnych emocji. Stawiam siebie w roli lekarza, który ogląda ciało i mimo nawet najszczerszych chęci nie może postawić nawet trochę optymistycznej diagnozy.
Ale na początku wojny uważał pan, że jednak jest jakaś nadzieja. Że w Rosji jest potężna instytucja Komitetu Żołnierskich Matek, która była mocnym, antywojennym głosem podczas wojny w Afganistanie, a następnie - w Czeczenii. Mówił pan, że te kobiety są w stanie zmieść Putina.
Różnica jest taka, że podczas wojny w Czeczenii Rosją zarządzał człowiek wywodzący się z komitetu regionalnego, a nie czekista.
Czekiści są znacznie bardziej doświadczonymi ludźmi i wszystkie sposoby stłumienia protestu były wcześniej przemyślane. Już w pierwszych dniach wojny zostały przyjęte wszystkie ustawy, które uczyniły niemożliwą każdą antywojenną, antyrządową, prawdziwą opozycję, uznając ją za strasznie niebezpieczną i śmiertelnie groźną. A wystraszyć Rosjan to łatwizna.
Może jednak to nie tyle strach, co kusząca wizja posiadania nowej łady Kaliny albo futra za tzw. grobowe, czyli odszkodowanie za śmierć syna na wojnie?
Łada i szuba są wtórną sprawą. Bonusem, który matki wyciągają z tej sytuacji. Oczywiście wszystkie grube ryby Komitetu Żołnierskich Matek to damy w dosyć podeszłym wieku, które powinny być ponad łady i szuby. Tym niemniej reżimowi udało się praktycznie wszędzie przykręcić dostęp tlenu. Zamknęli się wszyscy z wyjątkiem niektórych dziennikarzy, aktorów, muzyków. Nie jest ich mało, ale ta siła okazała się niewystarczająca, aby przełamać opinię społeczną i skłonić Rosjan do opowiedzenia się przeciwko wojnie. Gdyby wszyscy działacze kultury, piosenkarze, malarze, rzeźbiarze, choreografowie, projektanci i inna swołocz jednomyślnie wypowiedzieli się przeciwko temu wariactwu, Putin by przyhamował.
Dlaczego mieliby występować przeciw? Może im to pasuje, podobnie jak kiedyś pasowała aneksja Krymu.
Aneksja Krymu była przez nich niezrozumiana. Trzeba zrozumieć, że dla większości Rosjan możliwość, by kogoś okraść, to przednia zabawa. Bo Rosjanie w dużym stopniu żyją wciąż w pierwotnym myśleniu, nie - prawnym, nie - państwowym, nie - suwerennym, tylko w tym myśleniu jaskiniowym, plemiennym. Więc zobaczywszy, że ich plemię ukradło u sąsiada smaczną tuszę, oczywiście tańczyli i się radowali. Nie rozumieli politycznych konsekwencji. Nie rozumieli prawnych, ekonomicznych i innych efektów putinowskiego występku.
A teraz rozumieją?
Nie, nie rozumieją. W ciągu ostatnich 20 lat ogromna ilość ignorantów uczyniła z tej ignorancji normę. Przy braku podstawowej wiedzy, niechęci do przyjmowania faktów absolutnie oczywistych i braku łatwo weryfikowalnych podstaw życia społeczeństwo stało się bardzo łatwą zdobyczą dla propagandy. Ale na jego obronę można powiedzieć, że propagandowa machina putinizmu przewyższa moce III Rzeszy.
Uważa pan, że wszystko można zrzucić na propagandę? Większość Rosjan miała krewnych, znajomych w Ukrainie. Nawet po 2014 roku te kontakty były bardzo bliskie. A teraz - jak zresztą sam pan zauważa - byli tacy Rosjanie, którzy przeżywali radość, oglądając zdjęcia z Buczy.
Tak i to nie jest próba oczernienia Rosji. Jest to udokumentowane w rosyjskich sieciach społecznościowych. Wszystkich tych komentarzy ewidentnie nie pisali agenci FBI, nie podrabiali ich też ukraińscy blogerzy. To były autentyczne komentarze Rosjan, z których biła radość.
Ale arabski Bliski Wschód też się cieszył, kiedy bliźniacze wieże w Nowym Jorku obróciły się w zabójczy pył i gruzy z ogromną liczbą trupów.
Od redakcji: Radość z powodu zamachu na WTC i Pentagon wyraził Irak, były też wyrazy radości ze strony grup Palestyńczyków oraz Nigeryjczyków. Większość krajów muzułmańskich, w tym Autonomia Palestyńska, wyraziła ubolewanie i potępiła sprawców - terrorystów z Al-Kaidy.
Ta radość jednej plemiennej społeczności, która rządzi się pierwotnymi wyobrażeniami, jest dosyć częstym i rozpowszechnionym zjawiskiem. To jest nie tylko rosyjski sposób wyrażania swoich uczuć, tylko cecha wielu narodów. Niemniej jednak Rosjanie rzeczywiście cieszyli się z ostrzału Kijowa. Cieszyli się, kiedy wiedzieli, co się stało z Iziumem i Kramatorskiem. I nikt tej radości nie ukrywał.
W jednym z wywiadów mówił pan, że w rzeczywistości Rosjanie nie odczuli na sobie skutków wojny. Ich życie toczy się takim samym trybem jak przed wojną.
Tak, bo większość Rosjan nigdy nawet nie dotknęła tych dóbr i dostatków, których mogłyby ich pozbawić sankcje. Więc ta najbardziej wpływowa - bo najliczniejsza - masa ludzi nadal żyje w swoim pierwotnym, wódczanym szale. W swojej zdziczałej przestrzeni, gdzie panuje beznadzieja, gdzie nie pracują żadne socjalne mechanizmy, gdzie nie ma prawa, a samowolka policji i naczelników jest decydującym wyznacznikiem.
Oni oczywiście tego nie odczuli. Co więcej - teraz jest im radośniej żyć. Jakiekolwiek wspomnienia o wolności zawsze wprawiały ich w furię. To ładne, europejskie życie, wolność, prawda i prawo szalenie irytowały Rosjan, bo oni rozumieli, że nigdy nie zdołają nawet tego życia dotknąć. Więc kiedy zostało ogłoszone czymś wstrętnym i nielegalnym, miliony ludzi w Rosji odetchnęły z ogromną ulgą.
Pan często powtarza, że putinowski faszyzm to unikatowa forma faszyzmu. Na czym miałaby polegać jego osobliwość?
Bo jest stworzony z gówna i patyków. Żeby faszyzm stał się pełnowartościowym faszyzmem, potrzebne są ogromne moce produkcyjne. Konieczne są koncerny pokroju tych stworzonych przez Friedricha Kruppa i Carla Zeissa. Niezbędne są Mercedesy i Hugo Bossy. Potrzebna jest potężniejsza kultura produkcji i mocna nauka, bo jak wiadomo II wojna światowa była też starciem nauk i o jej losie zdecydowała nauka, która rękoma Amerykanów zdołała stworzyć bombę atomową i dać ją nie hitlerowskim paranoikom, tylko przedstawicielom wolnego świata. A u Putina nie ma ani nauki, ani produkcji. U niego nawet nie ma proletariatu, który był - syty i zdyscyplinowany - u Hitlera. Klasa robotnicza była autentycznie podstawą jego partii.
Od redakcji: elektorat NSDAP składał się z wielu grup społecznych – naziści przyciągali bogatych przemysłowców i przedsiębiorców o poglądach nacjonalistycznych, żołnierzy i weteranów wojennych, rolników i emerytów. Elektorat robotniczy w latach 20. i 30. XX wieku popierał silną w Niemczech socjaldemokrację i komunistów. Partie robotnicze były głównym przeciwnikiem NSDAP.
Podstawą partii Putina są otłuszczeni, bezmyślni, niegramotni, złodziejowaci, tchórzliwi, ledwo zipiący i niezdolni do żadnych działań ludzie. Powiedzmy wprost: partia Jedna Rosja, która jest fundamentem dla Putina, jest gównianym materiałem ludzkim. To są odrzuty nawet w samej Rosji. Tam podążają ludzie, których jedynym źródłem istnienia jest podłość i złodziejstwo. Więc Putin nie ma ani produkcji, ani proletariatu, ani walkirii, które miał Hitler. Hitler miał za sojuszników wspaniałe Włochy, Hiszpanię i wiele innych dosyć znaczących państw. Putin ma gównianych sojuszników. Putina wspierają Zimbabwe i grymaszący Węgier, który wciąż jeszcze nie zrozumiał, jak dużo jeszcze musi otrzymać od Putina, żeby grymasić jeszcze mocniej.
Ma gówniane wszystko, przegrywa wojnę, ale jednak nie widzi pan możliwości, że Putin podzieli losy Pawła I i umrze od "apoplektycznego uderzenia tabakierką w skroń"?
Nie widzę miejsca dla takiego scenariusza, bo też nie umiem snuć hipotez bez oparcia na faktach, które pozwolą wyciągnąć właśnie ten jedyny wniosek.
Nie widzę w otoczeniu Putina gotowości, by go w końcu zabić, a u samego Putina nie widzę gotowości umierania. A kiedy jest niepewność, powinniśmy zakładać najgorsze. Widzimy, że Zachód chroni Putina i nie decyduje się go zniszczyć, choć moim zdaniem mógłby to zrobić z łatwością. Więc powinniśmy kreślić czarny scenariusz. Chociaż wszyscy żyjemy nadzieją na lepsze, na pokój, wolność i zwycięstwo Ukrainy, na porażkę Rosji i upadek totalitaryzmu. Na uwolnienie tych nieszczęsnych milionów Rosjan. Są w Rosji wspaniali ludzie. Ich bieda w tym, że nie są to ludzie odważni, nie są to bohaterowie gotowi iść w ogień i po kolana we krwi.
Żyjemy nadzieją na zmiany, ale jako trzeźwy analityk muszę powiedzieć, że na razie takie prognozy nie mają faktograficznych podstaw. Czy Ukraina zwycięży militarnie? Niewątpliwie zwycięży, ale całe nieszczęście jest w tym, że jej zwycięstwo nie zmieni nic oprócz oczyszczenia jej terytoriów. Wszyscy znamy rewanżyzm Rosji. Będzie puchnąć, dojrzewać, aż nastąpi drugi akt.
Z Putinem czy bez? Czy ewentualna zmiana władzy może coś zmienić?
Nie wiem. Widzimy, że Kreml zaproponował narodowi alternatywę w postaci Prigożyna. Prawdopodobnie jest takim chłopcem-zabawką w ich rękach. Putin postanowił nastraszyć świat i naród, że jeśli nie on - to Prigożyn, a Prigożyn to o wiele gorzej. Ale Kreml nie potrafi grać w skomplikowane gry. Prigożyn już poczuł swoją wagę i celebrycki status w Rosji. W całej reszcie świata jego postać wywołuje odruch wymiotny, ale w Rosji on jest naprawdę lubiany i rzeczywiście jest bohaterem narodowym.
Rosja to absolutnie osobliwe terytorium. Tam nie poważają Wołodyjowskich i Kmiciców. Tam ceni się ludzi innego rodzaju. Więc zaproponowawszy Rosjanom takiego uwodzicielskiego, silnego lidera jak Prigożyn, Putin myśli, że będzie go kontrolować. Wątpliwe. Myślę, że Kremlowi nie starczy możliwości.
Zobacz także
Ale nie zapominajmy, że ktokolwiek przyjdzie do władzy, ten będzie zakładnikiem, zabawką w rękach wszystkich, którzy w Rosji chcą wojny, a ich jest wielu. Chcą jej wszyscy ludzie obdarowani wpływami medialnymi, finansowymi i innymi. I to jest bardzo poważne. W marcu zeszłego roku mówiłem, że śmierć Putina może rozwiązać wszystkie problemy. Tak - wtedy śmierć Putina rozwiązałaby wszystkie problemy. Ale wojna, jak wszystko na świecie, ma tendencję do rozrastania się, do przybierania na wadze. Do napełniania się sokami. Nabiera potęgi, porywa umysły, porywa te puste serca i puste czaszki. W tych czaszkach już nic oprócz wojny nie mieszka. Więc jeśli przyjdzie Prigożyn i powie: "No dobra, kończymy wojnę", to Prigożyna zabiją dwie godziny później.
Bardzo chciałbym znaleźć coś optymistycznego, powiedzieć coś miłego tobie i Polsce. Bardzo nie chcę być tym sępem, tą wroną, która wykrakuje jedno nieszczęście za drugim. Ale nie widzę tego światełka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wróćmy do Zachodu. Czemu pana zdaniem wciąż chroni Putina? To jest tylko kwestia strachu przed jego następcą czy też odwieczny sentyment do Rosji, tej tajemniczej "rosyjskiej duszy"?
Bogom dzięki z tym już skończono. Rosja się rozebrała. Został wykonany striptiz i wszyscy zobaczyli, że nie ma już żadnej tajemniczej rosyjskiej duszy. Pod tymi imperialistycznymi szatami jest tylko owrzodzone, kościste, zaropiałe stworzenie opętane śmiercią i kanibalizmem. Nikt już nie ma złudzeń.
Po prostu Putin jawi się Zachodowi na tyle idealnym przeciwnikiem, na tyle udanym wrogiem Zachodu, że jeśli wybuchnie poważna wojna, jeśli wojna wyjdzie za ramy rosyjsko-ukraińskiego konfliktu i stanie się światową, i po jednej stronie wojną będzie dowodził Putin, to przecież jest olbrzymi dar losu, bo drugiego takiego durnia trudno znaleźć. Przecież na jego miejsce może przyjść jakiś całkiem ogarnięty człowiek i wtedy sytuacja się skomplikuje. Ale mając u sterów "straszne", wrogie ordy Putina, można się rozluźnić i być pewnym zwycięstwa.
W stosunku do Putina i Jednej Rosji wystosował pan całą listę epitetów. Ale muszę zapytać, jak - mając taki stosunek do władzy - został pan powiernikiem Putina, czyli takim oficjalnym agitatorem podczas wyborów w 2012 roku?
Putin kiedyś uratował mi życie. Byłem winien mu przysługę.
Jak to uratował?
Byłem takim Kmicicem w telewizji i pozwalałem sobie na wszystko, a to oczywiście nie mogło nie wprawiać w furię ówczesnego naczelnika Petersburga Anatolija Sobczaka. I on wówczas podjął całkiem mądrą decyzję, żeby zakończyć moje chuligaństwo w najbardziej radykalny sposób. Odwiódł go od tego właśnie Putin. Poinformował mnie o wszystkim.
Szantażował tym pana?
Nie, wiedział, jaki mam charakter i że nie odmówię, ponieważ będę mu dłużny. Ale jak wiadomo, zostałem wyrzucony z powierników. Ówczesny szef sztabu wyborczego Putina Stanisław Goworuchin zażądał mojego całkowitego odsunięcia, ponieważ jestem ateistą i wykorzystywałem swoje wpływy powiernika, aby głosić absolutnie niedopuszczalne z punktu widzenia Kremla rzeczy. Ale jednak oddałem dług.
Często pan powtarza, że chorował na rosyjski faszyzm, ale z niego się wyleczył. Jak to się dzieje? Może warto to opatentować?
Tłumaczę wszystkim, że Rosję trzeba wyciskać z siebie po kropli. Nie ja włożyłem w słowo "Rosja" cały ten przerażający sens.
Rosja ma wiele twarzy i wiele masek. Jedną z nich jest jej kultura, która niesie w sobie ładunek rasizmu i przekonanie o własnej boskości. Trzeba pozbywać się zauroczenia tym wszystkim. Dla mnie Rosja nie jest ojczyzną czy krajem. Dla mnie to obiekt badań i jestem zobowiązany to robić beznamiętnie. Badając ją przez ostatnie 10 lat, wyjaśniłem sobie samemu, że to wszystko, z czego jest zrobiona Rosja, jej historia i nowoczesność, to zestaw kłamstw. Szalonych kłamstw przetopionych na usługi tej ideologii, którą niósł Putin. Na szczęście ja zdołałem to zobaczyć. I przez ostatnie 10 lat nic innego oprócz obrzydzenia nie odczuwałem. Nigdy tego nie ukrywałem.
A jednak wielu ludzi uważa, że rosyjskiej kultury nie można wymazać z kultury europejskiej. Balet, Bułhakow, Dostojewski, Riepin. Czy można to skreślić?
Bez problemu. Rosyjska kultura, ta stara - bo współczesna w ogóle nie istnieje albo jest na posyłkach Kremla - trzymała się na tym, że jej popularyzację ciągłe opłacano. W jej promocję pompowano ogromne pieniądze. Kultura była bronią w rękach Putina, tak jak była bronią w rękach Związku Radzieckiego. Więc kiedy przestanie być dotowana, a jej przesuwanie na Zachód się skończy, zajmie należne jej miejsce. A obsesja na punkcie Dostojewskiego minie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeśli zaczniemy dłubać i gruntownie zastanawiać się, jak Dostojewski przedostał się do zachodniej kultury, zobaczymy, że został tam wepchnięty przez finansowanie, granty, dotowane tłumaczenia, promocje. Jak we wszystkim, co dotyczy Rosji, wszędzie widzimy ślady rosyjskich pieniędzy. Więc jak tylko to zostanie zakończone, ta fascynacja umrze śmiercią naturalną, bo w tej chwili już nie stanowi żadnej wartości. Jeśli ktoś będzie potrzebował jakiegoś wesolutkiego scenariusza o schizofreniku z toporem, którym rąbie staruszkę, to nakręcą jeden film raz na 50 lat i tyle.
Nikt nie mówi, że trzeba rosyjskiej kultury zakazywać. Niech sobie istnieje. Ma do zaoferowania parę dobrych fabuł dla kostiumowych dramatów o jakichś tam Nataszach Rostowych. Jeśli komuś zechce się nakręcić film o balach i Napoleonie, to Tołstojowska lipa pod nazwą "Wojna i pokój" może być wspaniałą podstawą dla kolejnego przeboju.