Polska"Akcja miała być siłowa". Ujawniamy kulisy planu usunięcia posłów opozycji z Sejmu

"Akcja miała być siłowa". Ujawniamy kulisy planu usunięcia posłów opozycji z Sejmu

Posłowie opozycji okupujący salę plenarną mieli zostać z niej usunięci siłą przez straż marszałkowską przy wsparciu borowców w nocy z 11 na 12 stycznia - dowiedziała się Wirtualna Polska. Dwa źródła w BOR potwierdziły nam, że pretekstem do zaplanowanej na godz. 4 rano "akcji siłowej" było sprawdzenie budynku przez pirotechników. - W BOR była powszechna mobilizacja. Pościągali wszystkich z urlopów - mówi nasz informator. Dlaczego akcja się nie powiodła? - Sprzeciwił się komendant straży, który potem został odwołany - słyszymy.

Sejm, późny wieczór 11 stycznia. Na galerię dziennikarską górującą nad salą plenarną wchodzi oficer BOR. Lustruje wzrokiem śpiących tam kilkunastu posłów. Do funkcjonariusza dołącza trzech innych borowców. Nieśpiesznie idą opustoszałym korytarzem i znikają w gmachu Senatu.

W tym czasie w gabinecie marszałka Sejmu trwa narada polityków PiS. U Marka Kuchcińskiego są m. in. Jarosław Kaczyński, Beata Szydło, Mariusz Kamiński i Antoni Macierewicz. Do Sejmu przyjeżdża też wiceszef BOR Tomasz Kędzierski (odwołany w piątek szef Biura Andrzej Pawlikowski był wówczas na zwolnieniu lekarskim). Kędzierski rozmawia z szefem MSWiA Mariuszem Błaszczakiem.

Według informacji Wirtualnej Polski z dwóch źródeł w Biurze Ochrony Rządu tego dnia miała być przeprowadzona akcja wyniesienia siłą protestujących posłów, a jej pierwszy etap polegał na pozbyciu się dziennikarzy z Sejmu.

"Najpierw z Sejmu wychodzi państwo dziennikarstwo, a o 4 rano wchodzimy na grubo"

Funkcjonariusz BOR: - Najpierw z Sejmu wychodzi państwo dziennikarstwo, a o 4 rano wchodzimy na grubo. Po wejściu na salę plenarną sprawdzamy ją pirotechnicznie, zgodnie z naszymi procedurami. Posłowie powinni się przesunąć. Straż dokonuje eksmisji posłów - mówi o zaplanowanej akcji oficer Biura.

Inny zaznacza, że "akcja miała być siłowa". - Sala miała być oczyszczona pod pozorem sprawdzenia pirotechnicznego. W BOR była powszechna mobilizacja. Pościągali wszystkich z urlopów - relacjonuje informator Wirtualnej Polski.

Według niego do akcji miało być gotowych 50-60 borowców, którzy mieli wejść na salę sejmową "w asyście mundurowych straży marszałkowskiej".

"Pościągali do Sejmu funkcjonariuszy, którzy pełnili służbę na placówce w Iraku"

- Daliby radę. Posłowie nie mieliby ochoty się bić. Pościągali do Sejmu funkcjonariuszy, którzy pełnili służbę na placówce w Iraku - mówi rozmówca WP.

Jego zdaniem BOR musiał być w gotowości do wsparcia liczącej ok. 150 funkcjonariuszy straży. - Gdyby na sali było 40-50 posłów, to strażnicy nie daliby rady, bo byłoby dwóch na jednego. A posłowie mogli szybko zadzwonić do innych, którzy śpią w hotelu poselskim - wyjaśnia.

Mija godz. 23. W gabinecie marszałka kończy się narada władz PiS. Od Marka Kuchcińskiego wychodzą kolejni politycy. Gmach parlamentu pustoszeje po trwającym cały dzień szturmie mediów. Dziennikarze po raz pierwszy od grudnia zostali wtedy wpuszczeni na zamkniętą ze względu na protest posłów opozycji galerię. Po korytarzu kręci się już tylko ekipa TVP.

Następnego dnia rano ma być wznowione rozpoczęte przez marszałka posiedzenie Sejmu. Posłowie Platformy deklarują, że nie przerwą trwającego od grudnia protestu i kolejną noc pozostaną na sali plenarnej.

Dziennikarze wyproszeni "z przyczyn bezpieczeństwa"

O godz. 23.30 kancelaria Sejmu informuje na Twitterze, że z "przyczyn bezpieczeństwa (m.in. kontroli pirotechnicznej)" zamknięta od północy do 7 rano będzie galeria prasowa.

"Dodatkowo od godziny 2:00 odbywać się będą kontrole bezpieczeństwa prowadzone przez BOR w całym gmachu Sejmu" - zaznacza w komunikacie kancelaria.

Godz. 1.30. Straż marszałkowska zaczyna przeszukiwać budynki parlamentu i wyprasza kilku ostatnich dziennikarzy. - Kończymy zaraz - rzuca do reporterów jeden z funkcjonariuszy.

Zdaniem rozmówcy WP ze straży marszałkowskiej nie była to normalna procedura. - Według obecnych zasad dziennikarze nie muszą opuszczać gmachu w trakcie posiedzenia Sejmu - mówi WP jeden ze strażników. Wtóruje mu pracownik kancelarii Sejmu. - Nie ma zwyczaju, by specjalnie wypraszać dziennikarzy ze względu na późną godzinę - wyjaśnia rozmówca WP.

Według informacji WP funkcjonariusze BOR zwracają uwagę, że nie mają dostępu do części pomieszczeń w Sejmie i nie mają na bieżąco informacji, ilu posłów wciąż protestuje.

Borowcy wchodzą o 4 rano

Około 4 nad ranem na sali sejmowej pojawia się BOR. W sejmowych ławach śpi wtedy kilkunastu posłów PO. Wśród nich: Andrzej Czerwiński, Marek Biernacki, Ireneusz Raś, Tomasz Cimoszewicz, Rafał Trzaskowski, Tomasz Głogowski, Jakub Rutnicki i Dorota Niedziela.

- Funkcjonariuszy było chyba dziesięciu. Przesunęliśmy się, by mogli sprawdzić salę. Pytali o każdą pozostawioną na fotelach rzecz. Jeśli nie należała do nas - robili notatki - mówi WP Cimoszewicz. - Funkcjonariusze działali profesjonalnie i byli wobec nas uprzejmi - dodaje Marek Biernacki.

Oficer BOR: Biuro było absolutnie gotowe do akcji, ale jakoś nie wyszło. Nie zgodził się Koschalke (zdymisjonowany później komendant straży marszałkowskiej - WP). Arek ma kręgosłup. Postawił się. To był faktyczny powód jego odwołania.

"Zapanowało przerażenie. To byłby koniec BOR"

Według funkcjonariusza na wieść o planowanym udziale BOR w akcji w Sejmie w formacji "zapanowało przerażenie". - Nie było wiadomo, o co chodzi. Użycie siły przez BOR w takiej sytuacji oznaczałoby koniec formacji i złamanie ustawy o BOR - tłumaczy oficer.

- Jednego jestem pewny: nasze szefostwo by się w takiej sytuacji nie potrafiło postawić - dodaje inny.

Kpt. Grzegorz Bilski z zespołu prasowego BOR w odpowiedzi na pytania WP dotyczące planowanej akcji odpowiedział, że "obecność funkcjonariuszy BOR w Sejmie, podyktowana jest wyłącznie zadaniami" określonymi w ustawie o BOR.

- Wiele osób ochranianych przez BOR to parlamentarzyści, którym funkcjonariusze mają obowiązek zapewnić bezpieczeństwo - wyjaśnił Bilski.

Podkreślił, że zgodnie z tą ustawą "do zadań BOR należy prowadzenie rozpoznania pirotechniczno-radiologicznego obiektów Sejmu i Senatu". - Ze względów bezpieczeństwa nie informujemy szczegółowo o formach i metodach realizacji tych czynności - dodał.

Biuro prasowe Sejmu nie odpowiedziało na pytania o akcję wysłane przez Wirtualną Polskę 23 stycznia. Według informacji WP tego samego dnia w siedzibie biura pojawił się odwołany komendant, któremu zakazano wypowiadania się w mediach. WP nie udało się z nim skontaktować.

Posłowie Platformy okupowali salę plenarną od 16 grudnia w proteście przeciwko planom wprowadzenia ograniczeń dla mediów w Sejmie i bezprawnie - ich zdaniem - przyjętemu budżetowi. Protest przerwali 12 stycznia. Arkadiusz Koschalke został odwołany z funkcji komendanta straży marszałkowskiej 19 stycznia bez podania wyraźnej przyczyny.

Politycy PiS kilkakrotnie zapewniali, że użycie siły wobec posłów opozycji nie jest brane pod uwagę. Mniej jednoznacznie wypowiedział się Jarosław Kaczyński. Pytany przez dziennikarzy 11 stycznia czy należy wobec posłów zastosować środki przymusu bezpośredniego prezes PiS odpowiedział: "Będą podjęte odpowiednie działania, ale to nie moja decyzja".

sejmprotest opozycjibor
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)