Afera sędziowska. Burzliwe przesłuchanie w Sejmie
Posłowie zajęli się aferą sędziowską, którą od kilku lat opisuje Wirtualna Polska. Podczas posiedzenia zespołu parlamentarnego doszło do burzliwego przesłuchania przedsiębiorcy, który opowiedział o swoim konflikcie ze znanym milionerem Józefem Wojciechowskim, prezesem firmy deweloperskiej J.W. Construction. Sądowa batalia trafiła na wokandę Sądu Najwyższego. W trakcie posiedzenia prawniczka milionera potwierdziła to, co Wirtualna Polska sygnalizowała od dawna, opisując spór.
W Sejmie od kilku miesięcy działa zespół parlamentarny do spraw ochrony praw osób uznających się za pokrzywdzonych przez nieuczciwych przedsiębiorców. Został on powołany z inicjatywy wiceministra funduszy i polityki regionalnej Jacka Żalka, który kilka lat temu interweniował w prokuraturze w sprawie afery sędziowskiej. Polityk kilkukrotnie opowiadał też w mediach, że zgłosili się do niego inni ludzie potykający się z deweloperem w sądzie.
Za te wypowiedzi Wojciechowski pozwał posła. Wnioskował o uchylenie jego immunitetu, żądał przeprosin, wpłaty 100 tys. zł na cel charytatywny. Domagał się także, by sąd nałożył na polityka całkowity zakaz jakichkolwiek wypowiedzi na jego temat. Sąd ostatecznie się na to nie zgodził, a wniosek o uchylenie immunitetu pod koniec czerwca przepadł w Sejmie niemal jednogłośnie.
Sprawa znalazła jednak swój finał na Wiejskiej, gdzie z inicjatywy ministra Żalka powstał specjalny zespół parlamentarny. W czwartek zebrał się on na posiedzeniu zatytułowanym "Przejęcie wrocławskiej działki z wyrokiem "kopiuj-wklej" w tle". Zaproszono na nie śląskiego przedsiębiorcę Eugeniusza Jasikowskiego i właśnie Józefa Wojciechowskiego (w jego imieniu zdalnie głos zabrała prawniczka Katarzyna Witkowska).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koniak i buty kowbojskie na stole
Obaj biznesmeni poznali się kilkanaście lat temu. Pomysł na wspólny interes był bardzo prosty: J.W. Construction miała postawić budynek na atrakcyjnej działce spółki w centrum Wrocławia, którą kontrolował Jasikowski. – Szybko dotarło do mnie, że nie pracuję ze zwykłym przedsiębiorcą, ale z osobą o wielkich wpływach. To był człowiek chwalący się rozlicznymi znajomościami wśród polityków i innych prominentnych osób. Pamiętam różnego rodzaju sytuacje, które mnie wręcz szokowały – zeznał na zespole Jasikowski.
- Kiedyś siedzieliśmy razem u niego w salce kinowej. On w swoim charakterystycznych butach kowbojskich z nogami na stole popijał koniak, ja whisky. Akurat w telewizji był wywiad z panem Józefem Oleksym. Zaraz po nim wywiadzie Wojciechowski zadzwonił do śp. pana premiera i zrugał go strasznie. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak zrugał tak prominentną osobę. Nie wiedziałem po tej scenie, co powiedzieć - mówił Jasikowski.
Plany o wspólnym biznesie szybko prysły, bo J.W. niespodziewanie wycofało się z inwestycji i sprawa trafiła do dwóch różnych sądów. W jednym Jasikowski pozwał Wojciechowskiego, w drugim - Wojciechowski Jasikowskiego.
"Ktoś trzeci dostarczył wyroki na nośniku"
Następnie przedsiębiorca opowiedział o swojej batalii sądowej z Wojciechowskim. Jej stawka wynosiła 19 mln zł. Na przełomie 2015 i 2016 r. w dwóch warszawskich sądach zapadły – teoretycznie niezależnie od siebie - wyroki z niemal identycznymi uzasadnieniami, oba korzystne dla J.W. Construction.
- Wyrok był absolutnie kuriozalny. Nieruchomość o wartości, powiedzmy dla uproszenia, 20 milionów zł została w zasobach JW, a ja miałem zwrócić wpłaconą przez tę spółkę część ceny plus wszystkie dodatkowe opłaty. Było to tak kuriozalne, że nie mogłem zrozumieć tego wyroku – opowiadał Jasikowski.
Drugi wyrok zapadł kilka miesięcy później i okazał się kopią pierwszego. Sędzia Jerzy Kiper, który go wydał, powtórzył w nim kilkanaście stron tekstu, błędy interpunkcyjne a nawet literówkę. – Za długo żyję, żeby wierzyć w przypadki, nie jestem naiwny. Jeden i drugi sędzia musiał korzystać z tego samego materiału. Zastrzegam, że jest to moja osobista opinia, ale sądzę, że ktoś trzeci dostarczył wyroki do dwóch różnych sądów na jakimś nośniku. W świetle prawa, w białych rękawiczkach, zostałem okradziony! Kolejny kuriozalny przypadek. Aparatura działała, ale akurat podczas tych spraw się zepsuła, Ogłoszenie obu orzeczeń się nie nagrało – zeznał Jasikowski.
Prowadząca posiedzenie posłanka PiS Małgorzata Janowska nawiązała do twierdzeń przesłuchiwanego przedsiębiorcy o "znajomościach Wojciechowskiego w sądach" i zwróciła się do pełnomocniczki dewelopera z pytaniem, czy wie, jak doszło do wydania dwóch jednakowych wyroków. – Oczywiście, podobieństwo tych wyroków było widoczne, to nie ulega wątpliwości. Zresztą Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że wady uzasadnienia są na tyle poważne, że należy sprawę uchylić i przekazać do ponownego rozpoznania. Wpływu pozaprocesowego w tych sprawach nie było – zapewniała pani mecenas.
Sprzedaż za milion, uszczuplenie w podatkach?
Wyrok "kopiuj-wklej" rok temu faktycznie został uchylony. Orzeczenie Sądu Apelacyjnego było miażdżące dla sędziego Kipera. Zdaniem Sądu Apelacyjnego przekleił on fragmenty wyroku "z zachowaniem drobnych błędów literowych i pewnych niestaranności (...), co mogło zrodzić obawę, że zostały one bezrefleksyjnie albo co najmniej bez dokładnego ich sczytania, przeniesione". Sprawa drugiego z wyroków także jest jeszcze w toku, zajmuje się nią obecnie Sąd Najwyższy.
- W sprawie toczy się jeszcze kilka postępowań prokuratorskich. Między innymi w sprawie sprzedaży nieruchomości po zaniżonej cenie, czyli działania na szkodę spółki giełdowej – ciągnął Jasikowski. Chodzi o śledztwo Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, o którym także pisała Wirtualna Polska. Śledczy badają, czy zarząd JW mógł wyrządzić firmie "szkodę wielkich rozmiarów", sprzedając wrocławską działkę za milion złotych. Zdaniem akcjonariusza, który doniósł do prokuratury, cena była "rażąco zaniżona".
Teren został zbyty przez spółkę Wojciechowskiego w czerwcu 2018 roku, a osiem lat wcześniej spółka zapłaciła za tę działkę 12 mln zł. Z kolei w marcu 2018 r. - czyli tuż przed transakcją JW - zakupem działki była zainteresowana renomowana międzynarodowa firma, która na piśmie oferowała… ponad 26 mln zł. - Jeśli przyjmiemy, że nieruchomość została nabyta za 12 mln, a sprzedana za milion, to mamy do czynienia z uszczupleniem w podatkach, zarówno w VAT, jak i dochodowym. Nie wierzę, aby człowiek prowadzący jedną z większych firm deweloperskich w Polsce będący na tym rynku od lat 90., sprzedał taką nieruchomość za przysłowiowe nic. Za milion to można kupić mieszkanie w Warszawie – dziwił się Jasikowski.
Posłowie dopytywali też o to, jaki człowiekiem jest Wojciechowski. Jasikowski odpowiedział anegdotą: - Zostałem kiedyś zaproszony do wspólnej gry. Banalna sprawa, wchodzę na kort i podchodzi do mnie ktoś z ochrony. "Panie Gieniu, pan wie, jakie są tutaj zasady? Tu się zawsze przegrywa". Powiedziałem, że mam kontuzję i nie grałem. Bo jaki jest sens wchodzić do gry, gdzie ten po drugiej stronie ma zawsze wygrać.
Zespół parlamentarny został powołany w październiku zeszłego roku. Do tej pory odbyły się dwa posiedzenia. Na poprzednim zeznawała szefowa pensjonatu sąsiadującego w Krynicy-Zdrój z luksusowym hotelem Czarny Potok należącym do J.W. Construction. Kobieta twierdziła, że Wojciechowski zniszczył dorobek jej rodziny. Milioner odrzuca te zarzuty, a reprezentujący go PR-owcy zarzucili komisji "szukanie haków".
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski