Ciężarna Polka uwięziona w Strefie Gazy. Izraelskie lotnictwo zbombardowało jej dom
Anna Wegnerowicz przyjechała w listopadzie zeszłego roku do Gazy odwiedzić rodzinę męża. Od stycznia bezskutecznie próbuje wrócić do Polski. W środę wieczorem izraelskie lotnictwo zbombardowało jej dom - pisze z Izraela dla WP.PL Ala Qandil.
Wegnerowicz, w ósmym miesiącu ciąży, jest przerażona, ale stara się tego po sobie nie pokazywać. Głównie ze względu na dzieci. Starszy, siedmioletni Grześ chowa się pod łóżko albo za szafę, gdy słyszy wybuchy spadających na Gazę bomb. Geser, ma niecałe dwa latka, woła za mamą, tatą, wtula się w rodziców i płacze. - Udaję przed nimi, że nie ma co się martwić, robimy sobie żarty ze spadających bomb, żeby dzieci aż tak tego nie przeżywały - mówi mama dwóch chłopców w rozmowie z Wirtualną Polską.
Rodzina jej męża Hassana, żyje w obozie dla uchodźców Al-Burejż, w centralnej części enklawy. Jego mieszkańcy pochodzą z nieistniejących dziś arabskich wiosek, kiedyś leżących na wschód od Strefy Gazy, zniszczonych w wojnie 1948 roku przez powstającą wtedy izraelską armię. Większość - aż 80 procent Palestyńczyków w Gazie to kolejne pokolenia uchodźców wypędzonych z ziem, na których powstał Izrael.
Tak jak i inne obozy dla uchodźców, Al-Burejż jest bardzo gęsto zaludniony, co przy izraelskich bombardowaniach, nawet tych najbardziej "chirurgicznych", oznacza, że ucierpią również sąsiedzi domu, który jest celem ataku.
Telefon przed bombardowaniem
W środę wieczorem Wegnerowicz była wraz z mężem i dziećmi w domu szwagra, gdy do rodziny zadzwonił sąsiad - dostał telefon ostrzegawczy od izraelskiej armii, o tym, że za 15 minut jego dom zostanie zbombardowany. Wegnerowicz z mężem i bratankiem wskoczyli na motocykl i pognali do ich małej parterówki zabrać dokumenty. Wzięli paszporty, wszystko inne zostało. - Dwie minuty po tym, jak zamknęły się za nami drzwi, usłyszeliśmy bum. Zawalił się dach, kilka ścian, nic z domu nie zostało, tylko ruiny - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
W tym ataku nikt nie zginął, ale według raportu na temat sytuacji w Gazie, autorstwa oenzetowskiego biura ds. humanitarnych na palestyńskich terytoriach okupowanych, "obieranie za cel i niszczenie mieszkalnych obiektów w Gazie jest główną przyczyną cywilnych ofiar". Od poniedziałku, gdy Izrael ogłosił rozpoczęcie ofensywy zginęło już 88 osób, w tym przynajmniej 22 dzieci, 15 kobiet i 12 starszych osób.
Dom, w którym od listopada mieszkała Wegnerowicz należał do matki Hassana, jej teściowej. - Babcia nie przestaje płakać. Straciła pół życia. Z ruin udało się wyciągnąć tylko jedną jej szafę i nasze spakowane walizki - mówi Polka. Walizki Anny i jej dwóch synów są spakowane już od blisko trzech tygodni. Od stycznia stara się wyjechać. Hassan wciąż nie może się zdecydować, czy pojedzie z żoną i z dziećmi, czy zostanie w Gazie z matką, która właśnie po raz drugi w życiu została pozbawiona dachu nad głową przez izraelską armię. Pierwszy raz - gdy w 1948 roku atak wojska zmusił jej rodzinę do ucieczki z ich wsi.
Uwięziona pół roku
Ze Strefy Gazy tylko nielicznym udaje się wyjechać. Anna próbuje już od ponad pół roku. Jak często powtarzają gazańczycy, obłożona od 2005 roku ścisłą izraelską blokadą enklawa stała się dla Palestyńczyków więzieniem. Izrael pozwala na wyjazdy tylko w wyjątkowych przypadkach humanitarnych. Jedyne przejście graniczne niekontrolowane przez Izrael leży na granicy z Egiptem, w Rafah. Kair kilka razy zmieniał politykę wobec Gazy, ale od roku - od przewrotu wojskowego, w którym armia odsunęła od władzy sprzyjające Hamasowi Bractwo Muzułmańskie, Rafah jest przez większość czasu zamknięte. A biegnące pod granicą tunele, przez które do Gazy importowano większość niezbędnych rzeczy - paliwo, żywność, a nawet samochody - egipska armia zamknęła zatapiając je.
Po interwencji polskich ambasad w Tel Awiwie i w Kairze, na początku lipca udało się załatwić pozwolenie dla Anny i jej dzieci na wyjazd przez Egipt. Ale w Rafah czekały tysiące osób, i Polce nie udało się nawet dotrzeć do palestyńskiej kontroli paszportowej. Wracała za każdym razem, gdy przejście miało być otwarte. Gdy Izrael nasilił ostrzał Strefy Gazy z powietrza, sprawa jej wyjazdu stała się jeszcze pilniejsza.
Polska ambasada: traktujemy sprawę priorytetowo
W oświadczeniu przesłanym Wirtualnej Polsce przez polską ambasadę w Izraelu czytamy, że pozostaje ona z Anną w stałym kontakcie i podejmuje "wielotorowe działania ze wszystkimi instytucjami, które mogą pomóc w jej wyjeździe ze Strefy Gazy", traktując sprawę priorytetowo.
"Obecnie najpilniejsze jest zdobycie tzw. security clearence ze strony izraelskiej, aby mogła wraz z dziećmi przejść przez przejście graniczne Erez oraz zdobycie pozwolenia Hamasu na wyjazd z enklawy (niestety pomoc w tej kwestii leży poza możliwościami naszej placówki). Brak pozwolenia na wyjazd ze strony Hamasu był też przyczyną niemożności ewakuowania jej wcześniej przez Egipt, do czego w pełni przygotowana jest od dawna nasza placówka w Kairze" - wyjaśnia Jacek Olejnik, rzecznik prasowy ambasady w Tel Awiwie.
Olejnik zapewnił, że polskie służby dyplomatyczne pozostają w stałym kontakcie ze stroną izraelską, której przekazano listę wszystkich obywateli polskich w Strefie Gazy wraz z adresami ich pobytu, ze szczególną prośbą o pilne monitorowanie sprawy wyjazdu Anny Wegnerowicz. Jak informuje ambasada, "z otrzymanych dotąd sygnałów wnioskujemy, że jest duża szansa na szybkie załatwienie tej pilnej sprawy, choć równocześnie pozostaje obawa, iż ew. dalsza eskalacja konfliktu może to spowolnić lub w najgorszym przypadku, uniemożliwić".
"Wiemy też, że za pośrednictwem służb ONZ udało się ewakuować z enklawy grupę ok. 50 osób i nasze starania dążą do włączenia p. Wegnerowicz z dziećmi do kolejnej grupy ewakuowanych" - czytamy.
Oświadczenie ambasady rzuca też szersze światło na okoliczności zbombardowania domu Polki w Strefie Gazy, bowiem wynika z niego, że z okolic jej domu palestyńscy radykałowie wystrzeliwali rakiety w kierunku terytorium Izraela.
"Jestem przerażona"
- To jest sytuacja kryzysowa. Oczywiście, że jestem przerażona. Od wielu dni nie mogę normalnie spać. W nocy budzą nas eksplozje, płaczące dzieci. Poza tym jest Ramadan, przed 3.00 nad ranem cała rodzina wstaje, żeby zjeść ostatni posiłek zanim zacznie się post - mówi.
Życie w Strefie Gazy nie jest proste, ale Wegnerowicz w dużym stopniu przyzwyczaiła się do trudności. Woda w kranie jest prawie tak słona, jak tak w morzu - mówi. Nie nadaje się do spożycia. Pitną trzeba kupować w osobnych zbiornikach. Pranie w tej słonej wodzie to koszmar. Prąd w Strefie Gazy jest odcinany co osiem godzin.
Poza tym Wegnerowicz cierpi na cukrzyce ciążową i potrzebuje profesjonale opieki lekarskiej, a w Strefie Gazy największe szpitale ostrzegają przed kryzysem medycznym. Przy blisko 600 rannych, brakuje zapasów medycznych, leków, łóżek dla ofiar izraelskich ostrzałów. Egipt otworzył przejście w Rafah dla rannych i Egipcjan mieszkających w Strefie Gazy.
W piątek po raz kolejny Wegnerowicz udała się do Rafah wraz z dziećmi i mężem. Liczy, że to już ostatni dzień koczowania na przejściu granicznym, gdzie pomimo latających nad głowami izraelskich dronów i ostrzału, czekają tysiące osób.
Według izraelskiego rządu, ostrzał ponad 750 miejsc w malutkiej Gazie ma na celu powstrzymania rakiet wystrzeliwanych ze Strefy Gazy na izraelskie miejscowości. Palestyńskie rakiety były odpowiedzią na izraelskie działania na palestyńskich ziemiach okupowanych - Zachodnim Brzegu i Jerozolimie Wschodniej.
Izraelscy żołnierze w ramach poszukiwań trzech uprowadzonych i zabitych Izraelczyków od 12 czerwca aresztowali setki Palestyńczyków, przeszukali tysiące domów mieszkańców Zachodniego Brzegu, przeprowadzili inwazje na palestyńskie miasta, wsie i obozy dla uchodźców, zabijając w pierwszych tygodniach sześć osób. Izrael oskarżył Hamas o zabójstwo trójki nastolatków, ale organizacja, choć nie potępiła porwania, zaprzecza by była za nie odpowiedzialna. W piątek rano palestyńska rakieta trafiła w stację benzynową w Aszdod, jeden Izraelczyk został ciężko rannych.
Z Bliskiego Wschodu dla WP.PL Ala Qandil