Zwycięstwo Andrzeja Dudy budzi negatywne skojarzenia w Niemczech. Czy słusznie?
Zwycięstwo Andrzeja Dudy przywołało w Niemczech niezbyt miłe wspomnienia sprzed dekady, gdy rządom Jarosława i Lecha Kaczyńskich towarzyszyły spore zawirowania na osi Warszawa-Berlin. Dlatego większość niemieckich komentatorów podchodzi sceptycznie do perspektywy powrotu PiS-u do władzy. Otwarte pozostaje pytanie, na ile te obawy są rzeczywiście uzasadnione.
12.05.2015 | aktual.: 12.05.2015 14:13
Wyniki I tury wyborów prezydenckich odebrano za Odrą z dużym zaskoczeniem, bo do ostatniej chwili to Bronisław Komorowski był przedstawiany jako faworyt. - To dla nas takie małe trzęsienie ziemi - komentował dla Wirtualnej Polski na gorąco wyniki Uwe Rada, niemiecki dziennikarz i publicysta, znawca problematyki polsko-niemieckiej.
Wygrana kandydata PiS przywołała żywe wspomnienia z okresu rządów braci Kaczyńskich, który w Niemczech oceniany jest bardzo negatywnie. Sam Duda przez wielu niemieckich komentatorów postrzegany jest jako "figurant"- jak określił to "Frankfurter Allgemeine Zeitung" - wyciągnięty "z kapelusza" właśnie przez Jarosława Kaczyńskiego. - Dziś Jarosław Kaczyński nie ma najlepszej renomy wśród niemieckich publicystów. Generalnie jest postrzegany jako symbol tego, co antyniemieckie i konserwatywne - podkreśla Agnieszka Hreczuk, korespondentka Wirtualnej Polski w Berlinie.
Krótkie rządy Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-2007 to dla Niemców najgorszy czas relacji z Polską po 1989 roku. Podobnie myśli większość polskich publicystów i polityków spoza prawej strony sceny politycznej. Ale PiS i środowiska z nim związane, co oczywiste, mają zupełnie odmienne zdanie na ten temat.
- Uważam, że to był okres najlepszych relacji polsko-niemieckich, bo nie ma lepszego ich miernika niż zdanie, które wypowiedziała Angela Merkel w 2007 roku, że kanclerz Niemiec za każdym razem, gdy będzie lecieć do Moskwy, najpierw będzie zatrzymywać się w Warszawie. To była definicja realnie partnerskich, strategicznych relacji polsko-niemieckich. Tego dzisiaj nie ma i stosunki z Berlinem są dalekie od ideału partnerstwa - mówi Wirtualnej Polsce poseł PiS Krzysztof Szczerski, były wiceminister MSZ w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Test przed wyborami parlamentarnymi
Prawda jest taka, że Niemcy traktują wybory prezydenckie w Polsce jako przygrywkę do jesiennych wyborów parlamentarnych. Zwycięstwo kandydata PiS odczytywane jest jako prognostyk powrotu tej partii do władzy. A na tę perspektywę w Berlinie zapatrują się dość sceptycznie.
PiS w niektórych sprawach zajmuje dużo bardziej radykalne stanowisko niż obecnie rządząca Platforma Obywatelska - np. w kwestii polityki energetycznej, klimatycznej czy w sprawie euro. Dlatego za naszą zachodnią granicą obawiają się, że takich napięć na tle czysto odmiennych pozycji w konkretnych sprawach, jak również w stylu uprawiania polityki, będzie znacznie więcej, gdy rządy obejmie ugrupowanie Kaczyńskiego.
Inną sprawą jest, że w optyce niemieckiej partia Angeli Merkel, czyli Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU)
, i Platforma są sobie bliższe ideowo. - Niemcy lubią przedstawiać Platformę jako ugrupowanie liberalne, a PiS jako konserwatywne. I zawsze są strasznie zaskoczeni, kiedy okazuje się, że kiedyś Kaczyński i Tusk działali razem i że te partie tak naprawdę aż tak straszliwie się nie różnią - mówi Hreczuk.
Tak czy inaczej, ewentualny wybór Andrzeja Dudy na prezydenta nie powinien mieć znaczącego wpływu na stosunki z naszym zachodnim sąsiadem. Jak wyjaśnia w rozmowie Wirtualną Polską Piotr Buras, dyrektor Warszawskiego Biura European Council on Foreign Relations, relacje polsko-niemieckie mają solidne podstawy i nie ma takich problemów czy tematów spornych, w których wybór kandydata PiS mógłby w zasadniczy sposób cokolwiek zmienić. - Co prawda prezydent, przynajmniej w teorii, mógłby jakimiś symbolicznymi decyzjami zakłócać te relacje. To się zdarzało w przyszłości, ale nie podejrzewałbym o to Dudy - przewiduje Buras.
Historia jest już... historią
Do napięć na tle polityki historycznej, jak spór o wypędzonych, które miały miejsce w przeszłości, już raczej nie dojdzie. Wprawdzie dla środowiska Prawa i Sprawiedliwości były to tematy bardzo ważne, ale przebrzmiały i już nie wrócą, a przynajmniej nie na taką skalę. Natomiast w sprawach np. dotyczących Rosji, Niemcy też zasadniczo zmieniły swoją politykę.
- Tematy historyczne, które dominowały jeszcze 10 lat temu, zeszły z agendy stosunków polsko-niemieckich i obecnie są marginalne. Po drugie, nastroje antyniemieckie w społeczeństwie polskim są dużo słabsze niż wcześniej. Jedno z drugim się wiąże - kiedyś łatwiej można było mobilizować tym polską opinię publiczną i PiS umiejętnie wykorzystywał to w polityce wewnętrznej - zauważa Buras.
- Nie mówię, że dzisiaj to w ogóle nie chwyta, ale chwyta o wiele słabiej. Naturalnie PiS w tej chwili też uważa, że Polska prowadzi politykę na pasku Berlina, że nasze relacje są asymetryczne. Ale nie sądzę, aby Andrzej Duda jako prezydent stawiał jakieś zasadnicze akcenty w tej sprawie i to jest temat, w którym w istotny sposób chciał się odróżnić od poprzednika - ocenia ekspert. - Duda też jest mimo wszystko trochę innym politykiem, z innego pokolenia, i nie odznaczał się do tej pory jakimiś fobiami w tym zakresie - dodaje.
Problemy według PiS
Według polityków PiS nadal jest jednak wiele spornych kwestii z Niemcami, których obecny rząd i prezydent nie potrafiły albo nie chciały rozwiązać. Poseł Szczerski wskazuje na politykę klimatyczną, niemiecki sprzeciw wobec stałej obecności wojsk NATO w Polsce oraz format miński rozmów na Ukrainie, w którym Berlin rozmawia z Rosją bez naszego udziału. - To są trzy kluczowe sprawy, w których poprzez dialog będziemy namawiać Berlin do korekty swojej polityki względem Polski tak, by uwzględniała nasze interesy. Są też sprawy bieżące jak kwestia płacy minimalnej. I oczywiście prawa Polonii w Niemczech. O tym będziemy stanowczo rozmawiać - zapowiada polityk.
- Jesteśmy dwoma sąsiednimi, suwerennymi krajami, które powinny łączyć partnerskie relacje. Byłoby obraźliwe dla Niemiec, gdybyśmy uznali, że nie mamy żadnych możliwości oddziaływania na politykę niemiecką w kierunku jej korekty, bo po to sąsiadujące ze sobą demokracje prowadzą dialog polityczny, żeby stanowiska nawzajem siebie zmieniać czy korygować. Nie możemy uznawać z góry, że Polska nie może nic od Niemiec uzyskać, bo nie ma siły nacisku. W dyplomacji się rozmawia, a nie wymusza zmiany - podkreśla poseł PiS.
Szkopuł w tym, że przedstawicielom Prawa i Sprawiedliwości rozmowy ze stroną niemiecką nie zawsze wychodziły. W Niemczech żywa jest pamięć o "aferze kartoflanej", gdy po satyrze w niemieckim dzienniku Lech Kaczyński odwołał swój udział w spotkaniu przywódców Trójkąta Weimarskiego. Czy Andrzej Duda też będzie się obrażać na niemieckich partnerów? - To jest mit, całkowicie zmyślona historia, która funkcjonuje od lat, z czasów czarnej propagandy uprawianej przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu. Szkoda tego komentować, bo coś takiego nigdy nie miało miejsca i nie będzie mieć miejsca w przyszłości - oburza się Szczerski.
Powrotu do przeszłości nie będzie
Nie zmienia to faktu, że nadal otwarte pozostaje pytanie, jak będzie wyglądać polska polityka wobec Berlina, gdy PiS wygra jesienne wybory parlamentarne. - Myślę, że wtedy mielibyśmy zupełnie inną politykę europejską, która siłą rzeczy przełożyłaby się na relacje z Niemcami. PiS podkreśla, że chce prowadzić politykę "suwerenną i niezależną", kroczyć odrębną drogą, nie oglądając się zanadto na współpracę z takim partnerem jak Niemcy - ocenia Buras.
Nie ulega jednak wątpliwości, że nie będzie już ani powrotu do takiej skali polityki antyniemieckiej, jaką w gruncie rzeczy prowadzili bracia Kaczyńscy, ani zupełnego odejścia od relacji polsko-niemieckich budowanych przez poprzedników. Jak również nie będzie bardzo silnego wykorzystywania tematyki niemieckiej na użytek wewnętrzny. Bo to nie przynosi już tylu korzyści, co kiedyś.