Zrozpaczona matka: nigdzie nie chcą mojego dziecka!
Dla mojego dziecka miejsce się nie znalazło - tak mówiły zdenerwowane matki, które nie znalazły nazwiska swojego dziecka na listach przyjętych do przedszkola. To niestety była reakcja większości rodziców. Teraz po zakończeniu rekrutacji, wiadomo już jak dużo dzieci nie pójdzie do państwowego przedszkola. Wielu rodziców wprost żałowało, że byli tak uczciwi i napisali w swoich wnioskach prawdę. Inaczej mieliby większe szanse.
11.05.2009 | aktual.: 12.05.2009 07:00
Na stronie Biura Edukacji m. st. Warszawy pojawił się w połowie marca elektroniczny system ewidencji podań. Wpisując pesel dziecka, można było uzupełnić formularz i wybrać dowolną ilość przedszkoli. Według danych wpisanych przez rodziców, dziecko było kwalifikowane do przedszkola. Każdemu z kryteriów przypisano punkty. Dzieci, które dostały najwięcej punktów, dostawały się w pierwszej kolejności. Zapisy w tym systemie zakończyły się na początku kwietnia. Szacuje się, że w tym roku do przedszkola nie dostanie się ponad 2 tysiące dzieci.
I tak najwięcej punktów dostają dzieci matek lub ojców samotnie je wychowujących, matek lub ojców, wobec których orzeczono znaczny lub umiarkowany stopień niepełnosprawności, dzieci, u których stwierdzono alergię pokarmową oraz dzieci umieszczone w rodzinach zastępczych. Po nich dopiero znajdują się te, których oboje rodzice pracują lub studiują w trybie dziennym, których rodzeństwo kontynuuje edukację w tym samym przedszkolu. Jeszcze mniej punktów dostaje dziecko z placówki opiekuńczo-wychowawczej oraz dzieci wychowujące się w rodzinach objętych nadzorem kuratorskim oraz dziecko posiadające dwoje i więcej rodzeństwa poniżej 14 roku życia.
Patrząc na te kryteria i ograniczoną mocno liczbę miejsc w przedszkolach, dla większości rodziców zapisanie dziecka do przedszkola to marzenie ściętej głowy. Mimo, że zdaniem rzecznika praw obywatelskich miejsc powinno być tyle, ile chętnych dzieci, tak oczywiście nie jest. A przecież przedszkole uczy działania w grupie, funkcjonowania z rówieśnikami, podporządkowania się panującym zasadom, przygotowuje dziecko do nowych ról społecznych. Wielu psychologów uważa, że uczęszczanie dziecka do przedszkola, daje mu dużo większą szansę na udany start w szkole. Miasta jednak pozbawiają wielu tej szansy.
- Złożyłam podania do 10 przedszkoli na Bemowie i nic. Córka nie dostała się do żadnego. Nie mam pieniędzy, żeby posłać ją do prywatnego, a w nich też brakuje już miejsc - skarży się jedna z matek przed przedszkolem nr 98 na ul. Legendy. - Mogłam być nieuczciwa i napisać, że samotnie wychowuję Olę. Wtedy by się dostała - dodaje rozżalona. Inna zrozpaczona matka mówi, że nie ma z kim zostawić swojej córeczki a pracować musi. - Nie zarabiamy z mężem dużo, jesteśmy z małej miejscowości i nie mamy tu rodziny. Żadne przedszkole nie chce mojego dziecka - opowiada.
Okazuje się bowiem, że przedszkola bardzo rzadko sprawdzają prawdomówność rodziców. Wystarczy więc wypełnić odpowiednią rubrykę i dziecko ma miejsce. - Nigdy nie poproszono mnie o zaświadczenie, że pracuję - opowiada matka, której dziecko dostało się do przedszkola w zeszłym roku. - Wpisałam, że pracuję na cały etat, ale w rzeczywistości pomagam mężowi w jego firmie i właściwie dużo czasu spędzam w domu - dodaje.
Co prawda biuro edukacji tłumaczy, że przedszkola powinny weryfikować zgodność podanych przez rodziców danych ale w rzeczywistości wygląda to inaczej.
Nie można się tu nie pokusić o stwierdzenie, że ludzie uczciwi mają mniejsze szanse. Do tego ciężko udowodnić, że ktoś oszukuje, gdy nie żyje ze swoim partnerem w związku małżeńskim. Coraz więcej jest związków, w których rodzą się dzieci a rodzice nie mają ślubu. W sytuacji, gdy do tego jedno z rodziców ma inny adres zameldowania, nie sposób stwierdzić, kto wychowuje dziecko. Na listach do przedszkoli pojawiło się więc mnóstwo samotnych rodziców, którzy w rzeczywistości dzielą się obowiązkami ze swoim partnerem.
- Jesteśmy razem już 12 lat, mamy dwójkę dzieci, ale nigdy nie potrzebowaliśmy ślubu. Tak nam dobrze. Wpisałam, że wychowuję synka sama, bo tak szybciej się dostanie do przedszkola. Czemu miałam z tego nie skorzystać... Musimy pracować, a Jasiem nie ma kto się w tym czasie zająć - tłumaczy Krystyna z warszawskiej Woli.
Żeby tego było mało, dzieci, które dostały tyle samo punktów, są do przedszkoli "losowane". Nie ma żadnych dodatkowych kryteriów, na podstawie których dziecko jest kwalifikowane do przedszkola. Rodzic nie ma żadnej kontroli nad tym procederem.
Podobne problemy z miejscami są w całej Polsce. Są miasta i dzielnice, gdzie o jedno miejsce bije się pięcioro dzieci. Jeśli rodzice nie zarezerwowali wcześniej miejsca w prywatnej placówce, mogą mieć duży problem, bo teraz i tam brakuje miejsc. Ci, których nie stać na taki luksus, muszą czekać kolejny rok, który nie zapowiada się lepiej.
W polskiej szumnie brzmiącej polityce prorodzinnej nie ma bowiem miejsca na tak przyziemne rzeczy jak zagwarantowanie opieki nad pociechą. Rodzice składają skargi do rzecznika praw obywatelskich, ale i one na niewiele się zdają.
Katarzyna Bogdańska, Wirtualna Polska