Zamieszanie wokół zaświadczenia lekarskiego gen. Pytla. ŻW miała prawo go zatrzymać
Po zatrzymaniu przez Żandarmerię Wojskową, gen. Piotr Pytel zasłaniał się zwolnieniem lekarskim. Jak się okazuje, nie było ono wystawione ani potwierdzone przez lekarza sądowego. W związku z tym, działanie służb było w pełni zgodne z prawem. - Mimo to decyzje prokuratury uważam za absurdalne - mówi WP mecenas Roman Giertych.
"ŻW jest u nas. Zatrzymują męża" - napisała w środę z samego rana na Twitterze Dorota Pytel, żona byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Generał został zatrzymany w związku ze sprawą współpracy SKW z rosyjską FSB. Pytel miał postawione zarzuty w tej sprawie już w 2016 r., ale teraz Prokuratura Okręgowa w Warszawie postanowiła je zmienić. Wezwała więc generała na 5 grudnia, ale ten się nie stawił. Dostarczył z kolei zwolnienie lekarskie, którego prokurator nie przyjął.
- Dziś były planowane kolejne badania pana generała, ale już nie udał się na te badania, ponieważ został zatrzymany – wyjaśniał w TVN24 jego obrońca, mecenas Antoni Kania-Sieniawski. - Moje oświadczenie i zaświadczenie lekarskie nie wystarczyły panu prokuratorowi, który polecił zatrzymać generała - dodał.
Stan zdrowia wymagający "pilnej diagnozy"? "Był badany do godz. 16:30"
Jak się okazuje, zaświadczenie nie było wystawione ani potwierdzone przez lekarza sądowego. - Podejrzany nie stawił się na zaplanowane wcześniej czynności procesowe. Okoliczności wskazywane jako przyczyna niestawiennictwa nie znalazły potwierdzenia - mówi w rozmowie z WP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński.
Zdjęcie oświadczenia lekarskiego opublikowało na swojej stronie internetowej TVN24. Nie ma jednak na nim żadnych informacji, że jest to dokument lekarza sądowego. Co więcej, wystawione jest 5. grudnia, czyli akurat w dniu, kiedy Pytel miał się stawić w prokuraturze. "Ze względu na stan zdrowia i konieczną pilną diagnozę nie mógł zgłosić się w prokuraturze" - czytamy w uzasadnieniu zwolnienia. Termin i forma zaświadczenia budzą jednak spore wątpliwości. To zaskakujące, że generał zachorował dokładnie w dniu, kiedy miał być przesłuchiwany.
Sprawą zainteresował się m.in. Wojciech Wybranowski. Publicysta "Do Rzeczy" zapytał na Twitterze mecenasa Kanię-Sieniawskiego, "czy gen. Pytel dysponował jakimkolwiek zwolnieniem lekarskim wydanym lub potwierdzonym przez lekarza sądowego"? Jego pytanie zostało jednak bez odpowiedzi. - Pan generał był badany przez zespół lekarzy we wtorek do godz. 16:30. Ponieważ potem nie sposób już było znaleźć lekarza sądowego, przedstawiliśmy takie, a nie inne zaświadczenie - mówi WP Kania-Sieniawski. Obrońca Pytla dodaje w rozmowie z nami, że jego klient stawiał się na wszystkie wcześniejsze przesłuchania. - Zarówno te w charakterze podejrzanego, jak i inne. To prokurator informował go czasami, że czynności nie będą jednak prowadzone i mimo długiej drogi generał musiał po prostu wracać z powrotem do Krakowa - podkreśla.
Giertych: Zatrzymywanie było nieadekwatne i nieuzasadnione
Przypomnijmy, że zarzuty wobec gen. Pytla dotyczą podjęcia współpracy ze służbą obcego państwa bez wymaganej zgody premiera. Ówczesny szef rządu Donald Tusk też był już w tej sprawie przesłuchiwany. Jako obrońca reprezentował go Roman Giertych. Co teraz prawnik sądzi o całej sprawie? - Dostrzegam tu wyłącznie motywy polityczne. Te zarzuty są absurdalne bo dotyczą wykonywania zwykłych obowiązków - mówi. Dodaje, że jeżeli okazane zaświadczenie nie jest potwierdzone przez lekarza sądowego, prokuratura nie musi, ale może uznać je za wystarczające. - Generał stawiał się na wezwania. Zatrzymywanie go, gdy raz zachorował, jest nieadekwatne i nieuzasadnione. Moim zdaniem powinien złożyć zażalenie w tej sprawie - uważa Giertych.
Piotr Pytel to funkcjonariusz służb specjalnych. W styczniu 2014 r. premier Donald Tusk powołał go na stanowisko szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, a w kwietniu 2015 r. prezydent Bronisław Komorowski mianował na stopień generała brygady. Rok później Pytel usłyszał zarzuty przekroczenia uprawnień. W czwartek po przewiezieniu z Krakowa do Prokuratury Okręgowej w Warszawie odmówił składania zeznań.