Zamach pod Moskwą. Wyliczył rozbieżności z oficjalnym przekazem
Z najnowszych informacji wynika, że już ponad 140 osób zginęło w zamachu terrorystycznym w hali Crocus City Hall pod Moskwą. Ustalenia rosyjskich służb odnośnie zamachu budzą jednak wątpliwości. Były wiceminister spraw wewnętrznych Ukrainy wyliczył listę niejasności i rozbieżności między oficjalnym przekazem, a relacjami świadków.
Wiele informacji podawanych przez rosyjskie media lub przedstawicieli władzy to element propagandy. Takie doniesienia są częścią wojny informacyjnej prowadzonej przez Federację Rosyjską.
W piątek przed koncertem zespołu Piknik do hali Crocus City Hall w Krasnogorsku na obrzeżach Moskwy wtargnęli uzbrojeni mężczyźni, którzy otworzyli broń do tłumnie zebranych ludzi. W budynku doszło do eksplozji, w następstwie czego wybuchł pożar.
Liczba ofiar śmiertelnych zamachu wzrosła do ponad 140 i jeszcze może się zmienić. Zamachowcy zbiegli z miejsca zdarzenia.
Odpowiedzialność za atak terrorystyczny wzięło na siebie Państwo Islamskie. W sobotę rano szef FSB Aleksander Bortnikow poinformował Władimira Putina o zatrzymaniu 11 osób, w tym wszystkich czterech terrorystów bezpośrednio zaangażowanych w atak terrorystyczny - podała państwowa agencja RIA Novosti.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Strzelanina na przedmieściach Rosji. Budynek płonie
Zamach w hali Crocus City Hall. Wylicza niespójności
Niespójności między oficjalnymi raportami rosyjskich służb, a relacjami naocznych świadków ataku zebrał komentator i były wiceminister spraw wewnętrznych Ukrainy Anton Heraszczenko.
"W Moskwie zainstalowano miliony kamer monitoringu wideo. Jednocześnie uzbrojeni po zęby terroryści z łatwością poruszają się po mieście samochodami z fałszywymi tablicami rejestracyjnymi" - zaznacza Heraszczenko.
Ukrainiec podkreśla, że na nagraniach "z holu i innych pomieszczeń, w których terroryści strzelają do ludzi, nie widać żadnego oporu ze strony strażników. Wśród zabitych i rannych nie ma też strażników".
Ocalali z ataku relacjonują, że strażnicy nie sprawdzali bagaży, ani ubrań uczestników koncertu przed wejściem do hali Crocus. Wykrywacze metalu miały zaś być wyłączone - pisze Anton Heraszczenko.
Jak podały oficjalnie rosyjskie służby, biały renault, którym poruszali się terroryści zatrzymano w obwodzie briańskim kiedy mieli rzekomo kierować się w stronę granicy z Ukrainą.
"Dlaczego napastnicy nie zmienili samochodu, którego szukał cały kraj? Nawet jeśli jechali na Ukrainę, to dlaczego przez Briańsk, gdzie strefa przygraniczna jest maksymalnie ufortyfikowana i chroniona?" - pyta Anton Heraszczenko.
Jego zdaniem benzyna z kanistrów nie wystarczyłaby do podpalenia tak wielkiego budynku, jak hala Crocus. Zarzuca też brak oznak działania automatycznych systemów gaśniczych.
Jego zdaniem wątpliwości budzi także to, że Specnaz na miejsce ataku jechał ponad godzinę, mimo że baza wojskowa OMON jest 8 minut od hali Crocus. "Strażacy nie ugasili pożaru przed przybyciem Specnazu. Specnaz zaczekał, aż skończą gasić ogień, aby rozpocząć atak" - podkreśla Heraszczenko.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Czytaj także:
Źródło: X, RIA Novosti, PAP
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski