Tym atakiem Putin dostał w twarz. Wyznaczył nową datę
Rosjanie chcą jak najszybciej odbić część obwodu kurskiego. Obawiają się, że jeśli Donald Trump rzeczywiście będzie dążył do zamrożenia konfliktu, to utracony przez nich teren pozostanie w rękach Ukraińców. Tego nawet propaganda Putina nie byłaby w stanie wytłumaczyć.
Po zaskakującym ataku w sierpniu 2024 roku Ukraińcy zajęli teren o powierzchni ok. 1 tys. km kw. To w przybliżeniu tyle, ile Rosja zajęła w ubiegłym roku na Ukrainie. Uderzenie było tak zaskakujące, że Kreml długo był przekonany, że ukraiński wypad to jedynie rajd harcowników, który szybko się skończy.
Rosjanie przespali więc kluczowy moment, w którym Ukraińcy zdążyli się wbić w ich terytorium, umocnić pozycje i ściągnąć artylerię, która teraz odgrywa główną rolę w walkach pozycyjnych.
Powagę sytuacji i rozmach ukraińskich działań Kreml zrozumiał dopiero po blisko dwóch tygodniach i dopiero wówczas zareagował systemowo. 20 sierpnia Ministerstwo Obrony Rosji ogłosiło utworzenie trzech nowych Grup Wojsk – Biełgorod, Briańsk i Kursk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowe Grupy odpowiadają za ochronę obwodów, w których operują. Przede wszystkim chodzi o obronę przed atakami powietrznymi środkami napadu. W rozporządzeniu wymieniono także ochronę ludności. I choć o obronie terytorium Federacji Rosyjskiej nie napisano nic, to był to pierwszy krok do skoordynowania działań na zaatakowanych terenach. Dziś Grupa Wojsk Kursk liczy już 40-50 tys. żołnierzy, w tym kilka tysięcy Koreańczyków przysłanych przez Kim Dzong Una.
Wizerunkowy cios
Władze w Moskwie oficjalnie bagatelizowały utratę sporego terytorium Federacji Rosyjskiej. Kremlowska propaganda starała się tłumaczyć porażkę zdradzieckim uderzeniem i błędami dowódców. Winą obarczano również lokalne władze, ale w rzeczywistości nikomu nie spadł włos z głowy.
Z czasem - a od ataku na obwód minęło już ponad 100 dni - Kremlowi coraz trudniej było tłumaczyć wizerunkową porażkę. Jeszcze na początku września Władimir Putin uderzył pięścią w stół i nakazał wyparcie Ukraińców do końca miesiąca. Do takiej operacji dowództwo nie było przygotowane - wówczas w obwodzie nadal brakowało im żołnierzy i ciężkiego sprzętu. Mimo to 11 września do uderzenia doszło. Skończyło się tym, że po trzech dniach zaciętych walk zostało ono rozbite przez Ukraińców.
Dopiero w kolejnych tygodniach udało się zmusić Ukraińców do cofnięcia się i wyrównania linii frontu. W ciągu półtora miesiąca Rosjanie odzyskali ok. 230 km kw. na odcinku, gdzie Ukraińcy nie zbudowali wystarczających pozycji obronnych. Najcenniejszą zdobyczą Rosjan było odbicie wsi Nowoiwanowka, dość istotnej z punktu widzenia logistyki. Miejscowość leżąc przy trasie Rylsk–Koreniewo–Sudża jest teraz wykorzystywana jako baza frontowa i główny przyczółek do prowadzenia kolejnych uderzeń.
Głową w ścianę
Walki były jednak na tyle wyczerpujące, że Rosjanie musieli rozpocząć przerwę operacyjną i dopiero po dwóch tygodniach, 7 listopada, rozpoczęli kolejną fazę operacji. Kreml liczył, że tym razem pójdzie lepiej. W międzyczasie pojawiły się bowiem zreorganizowane jednostki, które zostały przerzucone z innych kierunków operacyjnych i brygada wojsk Korei Północnej. Po dwóch tygodniach walk widoki dla Rosjan nie są najlepsze.
W pierwszym ataku nowej fali w rejonie Pogrebka-Orłowka-Nowa Soroczyna batalionowa grupa bojowa ze składu 810. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej Gwardii straciła dziesięć z 14 transporterów kołowych BTR-82, do 30 zabitych, kilkudziesięciu rannych i kilkunastu wziętych do niewoli. Rosyjskie oficjalne kanały poinformowały, że w tej samej walce "wróg stracił do 40 osób zabitych i rannych, a cztery opancerzone wozy bojowe zostały zniszczone".
Kolejne ataki również niewiele dały. Ukraińcy, ze względu na warunki terenowe – brak dużych terenów zurbanizowanych i dużych obszarów leśnych oraz otwarte, płaskie przestrzenie – preferują obronę manewrową, w której są znakomicie wyszkoleni. Pokazują to od początku wojny, czego nie można powiedzieć o Rosjanach.
Ci, ze względu na niski poziom wyszkolenia, nie radzą sobie z bardziej skomplikowaną taktyką. Głównym powodem jest to, że rosyjskie oddziały w obwodzie składają się w dużej mierze z żołnierzy, którzy służą zaledwie od kilku miesięcy. Dlatego nawet przewaga liczebna w stosunku pięć do jednego Rosjanom nie pomaga.
Oddział prasowy 95. Samodzielnej Brygady Powietrzno-Szturmowej opublikował na swoim kanale telegramowym film podsumowujący rosyjskie próby przebicia się pod Orłówką.
"W ciągu dwóch dni szturmu wróg nie zrobił nic poza zniszczeniem swoich jednostek i sprzętu. Stracili 28 jednostek sprzętu i ponad 100 orków z 810. Brygady Piechoty Morskiej. Poważnie rannych zostało około stu okupantów. Nasi spadochroniarze wybili im z głowy chęć kontynuowania ataku. Orkowie zaczęli się wycofywać, ale nie wszystkim się to udało" - napisali w opisie filmu.
Irytacja na Kremlu
Na razie rosyjscy wojskowi robią dobrą minę do nie najlepszej gry. "Jest to szansa na zniszczenie ukraińskich rezerw, ukraińskiej armii i utrzymanie napięcia na tym obszarze, aby Ukraina nie wysyłała tych rezerw w kierunku Doniecka, Kurachowska, Zaporoża, Chersonia i tak dalej" – mówił w wywiadzie dla Lenta.ru płk rez. Wiktor Litowkin.
Z drugiej strony propaganda wciąż podkreśla, że rosyjska armia wygrywa i niszczy kolejne ukraińskie oddziały. Putin w Kazaniu mówił, że w obwodzie kurskim udało się okrążyć 2 tys. ukraińskich żołnierzy. Jakich i gdzie konkretnie - tego już nie powiedział.
Wedle rosyjskich danych, Ukraińcy stracili bezpowrotnie w obwodzie kurskim ok. 34 tys. żołnierzy. Wynikałoby z tego, że przestało istnieć siedem ukraińskich brygad. To dane z kategorii cudu, bo to o dwie brygady więcej, niż uderzyło w sierpniu na obwód. Jeśli nawet uwierzyć w te dane, to bez odpowiedzi pozostaje pytanie - dlaczego, pomimo tak wielkich strat Ukraińców, nie udało się jeszcze odzyskać terenu.
Ponadto Ukraińcy mieli stracić 215 czołgów, 141 bojowych wozów piechoty, 116 transporterów opancerzonych, 1190 bojowych wozów opancerzonych, 968 ciężarówek, 294 działa artylerii, 40 wyrzutni samobieżnych systemów rakietowych, z czego większość miały stanowić M270MLRS i M142HIMARS. I znów - na próżno szukać zdjęć czy filmów potwierdzających te sukcesy.
Po kolejnych nieudanych operacjach Putin musiał przesunąć "ostateczną" datę odzyskania obwodu kurskiego. Teraz jest nią 1 lutego 2025 roku. Ponadto do 25 lutego 2025 roku Kreml planuje utworzenie "strefy buforowej" na terytorium Ukrainy wzdłuż granicy.
Nowe daty nie są przypadkowe - w styczniu władzę w USA obejmie już Donald Trump. I jeśli rzeczywiście będzie naciskał na zakończenie wojny, to prawdopodobnie jednym z warunków byłoby zamrożenie konfliktu i pozostanie przez obie strony przy dotychczasowych zdobyczach terytorialnych. Putin chciałby więc mieć do tego czasu ziemie stracone w obwodzie kurskim z powrotem w Federacji. Jeśli do tego nie doprowadzi, nawet jego propagandzie ciężko będzie to obronić.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski