Wrze po słowach o Polsce. Dwa możliwe warianty

Były premier i kandydat na prezydenta Czech Andrej Babisz, mówiąc o tym co zrobiłby w razie ataku na Polskę, jednoznacznie przypomniał o sobie i populizmie, na którym się opiera. - Zagrywka i rekonesans polityczny - mówi Wirtualnej Polsce dr Mirosław Jankowiak z Akademii Nauk Republiki Czeskiej w Pradze. - Albo niekompetencja - zaznacza dziennikarz Jakub Medek.

Wybory prezydenckie w Czechach. Andrej Babisz na debatę prezydencką przyjechał z żoną. Monika Babiszowa pomaga mu w kampanii wyborczej.
Wybory prezydenckie w Czechach. Andrej Babisz na debatę prezydencką przyjechał z żoną. Monika Babiszowa pomaga mu w kampanii wyborczej.
Źródło zdjęć: © CTK, PAP
Arkadiusz Jastrzębski

Wymiana ciosów przed drugą turą wyborów prezydenckich w Czechach nasila się z dnia na dzień, a podczas weekendowej debaty telewizyjnej dotknęła nawet Polski. Były premier i obecny kandydat na najważniejszy fotel w czeskim państwie Andrej Babisz stwierdził, że w przypadku ataku na Polskę nie wysłałby żołnierzy z pomocą.

"Czeski Donald Trump". Wcześniej nazwał polską kiełbasę g*wnem

Jego słowa wywołały konsternację. Przez wielu komentatorów Babisz nazywany jest "czeskim Donaldem Trumpem" i można się było spodziewać, że - wcześniej czy później - wywoła kontrowersje nie tylko nad Wełtawą, a celem mogą być właśnie Polacy.

- Moi znajomi zareagowali przeprosinami w mediach społecznościowych skierowanymi do Polaków oraz Estończyków, Litwinów i Łotyszy. Osoby bardziej zaznajomione z geopolityką są świadome, że jeśli kraje bałtyckie i Polska zostaną zaatakowane, to kolejne będą: Słowacja i Czechy - zauważa dr Mirosław Jankowiak z Instytutu Słowiańskiego Akademii Nauk Republiki Czeskiej w Pradze.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Obracam się w środowisku naukowym, które wspiera Ukrainę, i te osoby uznały słowa Babisza za co najmniej mocno niezręczne - dodaje dr Jankowiak. - Można powiedzieć, że tuż po debacie ta wypowiedź zdominowała krytyczne relacje medialne i reakcje w internecie znaczących polityków o komentatorów w Czechach - potwierdza Jakub Medek, dziennikarz Tok FM, zajmujący się tematyką czeską.

Krytyczne reakcje na słowa Babisza wśród czeskich publicystów i komentarzy są tak liczne, bo pochodzący z Bratysławy 69-letni oligarcha od dawna uchodzi za osobę, która działa bez skrupułów, a politykę traktuje jako instrument do pomnażania bogactwa. W swojej karierze Andrej Babisz już kilka razy dał się poznać Polakom. To za jego rządów Praga wystąpiła przeciw Polsce ws. kopalni Turów. Wcześniej wielokrotnie krytykował także nasze jedzenie, wspierał jego bojkoty, a polską kiełbasę porównał do g*wna.

"Doskonale zna mentalność zwykłych Czechów"

- Jest populistą, oligarchą ze Słowacji, który chce władzy. Stąd "zagrywki populistyczne" i takie słowa. To swego rodzaju "rekonesans polityczny", czyli sprawdzenie, gdzie mu się opłaca zdobyć głosy - ocenia dr Jankowiak.

Babisz musi tłumaczyć się z wyłudzeń, prania pieniędzy czy ukrywania majątku, jego niedawnym rządom na stanowisku premiera towarzyszyły skandale, a nawet masowe protesty porównywane do tych z okresu sprzed upadku komunizmu w ówczesnej Czechosłowacji. Mimo to nadal walczy z sukcesem o głosy wyborców: w I turze prezydenckiego starcia otrzymał 34,99 proc., a jego konkurent: były szef Komitetu Wojskowego NATO, emerytowany generał Petr Pavel - 35,4 proc.

- I właśnie przez to, że funkcjonuje w polityce od wielu lat, doskonale zna mentalność tych tak zwanych zwykłych Czechów. W mojej ocenie Polacy na przykład byliby bardziej skłonni sięgnąć po broń i walczyć, a Czesi cenią sobie ciszę i spokój. Chcieliby, aby ta wojna toczyła się jak najdalej od nich - dodaje pracownik Akademii Nauk Republiki Czeskiej w Pradze, zastrzegając, że dużo Czechów pomaga Ukrainie.

Babisz reaguje na krytykę

Jego zdaniem przy ocenie słów Babisza o Polsce trzeba wziąć również pod uwagę "temperaturę" kampanii wyborczej i to, że debata telewizyjna zawsze oparta jest na emocjach. Dr Jankowiak wyjaśnia, ze ważny jest kontekst wypowiedzi byłego premiera, bo wpisuje się w trwającą już wcześniej wymianę opinii kandydatów na temat wojny.

Właśnie w ten sposób Andrej Babisz próbuje się teraz bronić. Po debacie napisał w tweecie, że "nie chciał odpowiadać na hipotetyczne pytanie o inwazję na Polskę czy kraje bałtyckie".

"Jestem przekonany, że tak się nie stanie i nawet nie chcę o tym myśleć. Obowiązkiem światowych polityków jest zapobieganie wojnie" - napisał czeski kandydat na prezydenta dodał, że gdyby rzeczywiście doszło do ataku, to oczywiście postępowałbym zgodnie z artykułem 5. NATO". "Nie ma co do tego dyskusji" - zaznaczył czeski oligarcha i polityk (w osobnym oświadczeniu zapewniło o tym czeskie MSZ).

W poniedziałek Andrej Babisz zamieścił dodatkowy wpis w mediach społecznościowych. Tym razem polityk przekonywał na Facebooku, że "nigdy nie kwestionował artykułu 5 NATO". "Po prostu nie chciałem sobie wyobrazić, że mogłoby dojść do III wojny światowej" - czytamy w komunikacie. Dodano również, że Babisz skontaktował się z premierem Mateuszem Morawieckim, a prezydent Czech Miloš Zeman ma przekazać podobną wiadomość swojemu polskiemu odpowiednikowi, Andrzejowi Dudzie.  

Gra o ksenofobiczny elektorat czy niekompetencja?

Czy to oznacza, że Babisz tym razem potraktował Polskę równie instrumentalnie jak wtedy, gdy straszył rzekomo kiepskiej jakości polskimi wędlinami czy jajami? - Nie potrafię ocenić, na ile to jest gra na elektorat ksenofobiczny, zamknięty, wsobny, a o który walczy, a na ile jest to dość typowa dla niego niekompetencja - wskazuje Jakub Medek.

- Moim zdaniem oba ta warianty są możliwe - wskazuje Jakub Medek. Niezależnie od prawdziwych intencji Babisza, jest on jednym z dwóch kandydatów, spośród których w najbliższy piątek i sobotę Czesi wybiorą nowego prezydenta. Sondaże wskazują na wygraną byłego generała, który zwyciężył również w pierwszej turze.

"Zdecydowałem, że jeśli zostanę prezydentem, w moją drugą podróż udam się z wizytą do Polski, aby zapewnić naszego dobrego sąsiada i przyjaciół z krajów bałtyckich, że dotrzymujemy umów, i że Andrej Babisz nie mówi w naszym imieniu" - napisał w mediach społecznościowych Pavel w reakcji na skandal wywołany przez konkurenta.

Arkadiusz Jastrzębski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
andrej babiszczechywojna w Ukrainie
Wybrane dla Ciebie