Wyszkowski dla WP: chcieli oczyścić Wałęsę, by stanął na czele KOD w Europie
- Jest w Polsce wciąż wiele osób, którym zależy na tym, by legenda Lecha Wałęsy była podtrzymywana. Oni oczekiwali, że stanie on na czele Komitetu Obrony Demokracji i korzystając ze swojego autorytetu poprosi państwa Unii Europejskiej o walkę z PiS, które ma niszczyć demokrację. Moim zdaniem takie było założenie (...) Proszę zobaczyć, co robią Ryszard Petru i Grzegorz Schetyna jeżdżąc do Brukseli. Gdyby dołączył do nich noblista i jeden z najbardziej znanych Polaków - Lech Wałęsa, to europejska opinia publiczna mogłaby to potraktować bardzo poważnie - mówi WP były działacz opozycji PRL oraz założyciel Wolnych Związków Zawodowych Krzysztof Wyszkowski.
05.02.2016 | aktual.: 05.02.2016 16:16
WP: Jak pan zareagował na rezygnację Lecha Wałęsy z debaty dotyczącej zarzucanej mu współpracy z SB?
Krzysztof Wyszkowski: Odebrałem to jako ucieczkę. Lech Wałęsa uznał, że nie będzie w stanie obrócić rozmowy, na warunkach stawianych przez IPN, na swoją korzyść i zdecydował się wycofać. On przecież nie jest w stanie udowodnić, że nie był agentem. Ta sprawa bezsprzecznie została rozstrzygnięta. On chciał uczestniczyć w psychodramie, w której miałby uprzywilejowaną pozycję i spróbowałby zagadać oponentów. W tej debacie chodziło o efekt społeczny, a nie o poważną dyskusję.
WP: Zaskoczyła pana taka decyzja byłego prezydenta? Wszak to sam Lech Wałęsa wystąpił z prośbą o jej organizację.
- Nie zaskoczyło mnie to. Jego reakcja na zasady zaproponowane przez IPN daje zresztą wiele do myślenia. Przecież on na swoim blogu skomentował to słowami: "nie ze mną te numery Bruner". Później natomiast napisał, że debata się odbędzie, ale w innym składzie.
WP: W oświadczeniu napisanym przez byłego prezydenta można wyczytać, że nosi się on z pozwaniem IPN do sądu.
- To jest fikcja. On nikogo do sądu podać nie może, tym bardziej IPN.
WP: Po co, pana zdaniem, Lechowi Wałęsie całe to zamieszanie związane z debatą?
- W całym zamierzeniu chodziło o przekonanie opinii publicznej. To się nie udało. Teraz musi się bronić i ratować resztki swojej wiarygodności. Jest w Polsce wciąż wiele osób, którym zależy na tym, by legenda Lecha Wałęsy była podtrzymywana. Oczekiwali, że stanie on na czele Komitetu Obrony Demokracji i korzystając ze swojego autorytetu poprosi państwa Unii Europejskiej o walkę z PiS, które ma niszczyć demokrację. Moim zdaniem takie było założenie.
WP: Myśli pan, że taki miał być plan? Wałęsa miał być na świecie twarzą buntu przeciw PiS?
- Dokładnie, przecież on to nawet publicznie oświadczał i pisał na swoim blogu. On tylko czekał na to, kiedy te demonstracje przybiorą na sile. Wyczekiwał polskiego "Majdanu", by stanąć na jego czele. Proszę zobaczyć, co robią Ryszard Petru i Grzegorz Schetyna jeżdżąc do Brukseli. Gdyby dołączył do nich noblista i jeden z najbardziej znanych Polaków - Lech Wałęsa, to europejska opinia publiczna mogłaby to potraktować bardzo poważnie. On miał tam stanąć na czele protestów i powiedzieć, że zaczyna walkę o obalenie "kaczyzmu" oraz poprosić o pomoc. Wstępem musiało być jednak oczyszczenie byłego prezydenta z zarzutów o współpracę z SB.
WP: Obecnie Lech Wałęsa nie może tego zrobić?
- Może, ale trzeba go uwiarygodnić. Potrzebna jest też następna faza tego całego procesu, czyli zmiana lidera KOD. Obecny, którym jest Mateusz Kijowski, nie spełnia swojej funkcji. On nie porwie tłumów i dlatego planuje się, jak go wymienić. Wałęsa był już trochę zapomniany, więc trzeba było go przypomnieć i oczyścić ze wszelkich podejrzeń. Ten proces na razie się nie udał, choć był sprytnie wyreżyserowany.
WP: Na przeszkodzie stanęły warunki debaty, które zaproponował IPN?
- Tutaj pojawia się pytanie: na ile warszawska centrala IPN chciała pomóc Wałęsie w realizacji tego scenariusza. O tym się głośno nie mówi, ale wszystko rozbiło się o postawę gdańskiego oddziału IPN, który postawił swoje warunki. Dyskutanci mieli otrzymać przed debatą komplet dokumentów dotyczących Lecha Wałęsy jako TW "Bolka". Wówczas były prezydent zaczął się wycofywać, gdyż nie mógł dyskutować z dokumentami i faktami.
WP: Temat debaty wydaje się być już ostatecznie zamknięty.
- Debata miała się odbyć w dwóch częściach. Pierwsza, oficjalna, odbyłaby na zasadzie dyskusji z przeciwnikami. Natomiast w drugiej Wałęsa miał przedstawić swoich świadków, zapewne byłych funkcjonariuszy SB, którzy tłumaczyliby dlaczego nie był tajnym agentem. Po pierwszej fazie, czyli sporach z ekspertami, to miała być kropka nad "i" w dyskusji. Przeciętny telewidz mógłby się na to nabrać i uznać, że skoro funkcjonariusze mówią, że nie był agentem, to nie był. Mówię o tym dlatego, że druga część może się jeszcze odbyć. Być może zobaczymy taki spektakl.