Wypadek Szydło. Władza "się wozi", prokuratura nie widzi problemu, Kościelnik się boi

Jak ustaliła Wirtualna Polska, pomimo orzeczenia sądu, że do wypadku z udziałem premier przyczynił się jeden z kierowców BOR, prokuratura nie zdecydowała o podjęciu śledztwa. Nie zbadała też wątku składania fałszywych zeznań przez ochroniarzy. Tymczasem Sebastian Kościelnik, uznany za winnego w sprawie, obawia się ponownego procesu i ryzyka skazania.

Beata Szydło i Sebastian Kościelnik
Beata Szydło i Sebastian Kościelnik
Źródło zdjęć: © East News | Krzysztof Kaniewski, Michał Żebrowski
Paweł Figurski

11.10.2023 | aktual.: 11.10.2023 16:51

Do dzisiaj pani Szydło nie przedstawiła danych do dokonania na jej rzecz przelewu. Po raz kolejny powstaje ryzyko skazania mnie jako winnego wypadku z udziałem kolumny rządowej na karę pozbawienia wolności" - poinformował Sebastian Kościelnik. Oświadczenie wydał w środę 11 października 2023 roku.

"Pani Premier wskazała, iż w przypadku jakichkolwiek problemów z wykonaniem wyroku w zakresie wpłaty nawiązki prosi o kontakt z jej pełnomocnikiem, a także wskazała drugi numer rachunku depozytowego kancelarii do ewentualnego wykonania wyroku w powyższym zakresie. Pan Kościelnik ani jego pełnomocnik nigdy nie kontaktowali się ze mną w tej sprawie pomimo posiadania danych kontaktowych. Stosowne dokumenty znajdują się w aktach sprawy sądowej".

To już kolejna odsłona w historii, która ma już siedem lat.

Wypadek w Oświęcimiu

Kościelnik został uznany przez sąd za sprawcę wypadku z udziałem premier Beaty Szydło. Teraz kandyduje do Sejmu z list Koalicji Obywatelskiej.

W piątkowy wieczór 10 lutego 2017 roku Beata Szydło, ówczesna szefowa rządu, wracała do swojego domu w Przecieszynie pod Brzeszczami. Rządowa kolumna, w której poruszał się samochód premier, jechała przez Oświęcim. W tym czasie z kina w Galerii Niwa do domu na osiedlu Stare Stawy wracał Sebastian Kościelnik. Drogi czerwonego seicento prowadzonego przez 20-latka i rządowych pojazdów przecięły się na skrzyżowaniu ulic Powstańców Śląskich i Elizy Orzeszkowej.

Kościelnik zamierzał skręcić w ul. Orzeszkowej, gdy minęło go BMW - pierwszy samochód konwoju. Kierowca przepuścił go i chwilę później ruszył. Wtedy uderzyło w niego rządowe audi A8, które zatrzymało się dopiero na przydrożnym drzewie. To tą limuzyną podróżowała Beata Szydło, która doznała m.in. złamania mostka i żeber.

Już następnego dnia Mariusz Błaszczak, który wtedy kierował Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji, poinformował, że Sebastian Kościelnik przyznał się do winy. Kościelnik o tym, że rzekomo się przyznał, dowiedział się z telewizji. Konsekwentnie, przez lata, podkreślał, że to nie on odpowiada za wypadek.

Prawomocny wyrok zapadł 27 lutego 2023 roku. Sąd Okręgowy w Krakowie uznał, że do zderzenia z audi, tym wiozącym Szydło, doprowadził kierowca seicento Sebastian Kościelnik. Sąd uzasadnił, że błąd Kościelnika polegał na tym, że przepuścił pierwszy samochód z kolumny rządowej, który potraktował jako samochód uprzywilejowany, ale potem, wykonując skręt w lewo, niejako ponownie włączał się do ruchu, co powinien uczynić ze szczególną ostrożnością.

Postępowanie przed krakowskim sądem było już drugim w tej sprawie. Wcześniej Sąd Rejonowy w Oświęcimiu, orzekający w pierwszej instancji, stwierdził, że Kościelnik nieumyślnie naruszył przepisy ruchu drogowego, dlatego wówczas umorzył warunkowo postępowanie i orzekł, że musi zapłacić 1 tys. zł nawiązki na rzecz Beaty Szydło i funkcjonariusza BOR, którzy odnieśli obrażenia w wypadku. Sąd drugiej instancji tej decyzji nie zmienił.

Kościelnik wyroku nie wykonał. Dlaczego tego nie zrobił, wyjaśnił we wspomnianym już środowym oświadczeniu: "Pomimo składanych przeze mnie za pośrednictwem pełnomocnika wniosków, do dzisiaj pani Szydło nie przedstawiła danych koniecznych do dokonania przeze mnie na jej rzecz przelewu nawiązki".

Co z odpowiedzialnością funkcjonariuszy BOR?

Sprawa ma jeszcze jeden istotny wątek. Sąd w Krakowie, nie umniejszając winy Kościelnika, wskazał, że kolumna rządowa nie była uprzywilejowana, bo samochody BOR nie miały włączonych sygnałów dźwiękowych, a tym samym do wypadku przyczynił się kierowca ostatniego samochodu w kolumnie rządowej - volkswagena multivana.

- Gdyby kierowca volkswagena multivana włączył sygnały dźwiękowe, to oskarżony, słysząc je, zaniechałby skrętu. Oficer spowodował, że kierowca seicento nie sprawdził dokładnie sytuacji na drodze - wyjaśniał krakowski sąd.

Sęk w tym, że po zderzeniu w Oświęcimiu, wszyscy funkcjonariusze BOR zgodnie wskazywali, że pojazdy miały włączone obie sygnalizacje - świetlne i dźwiękowe.

Nieoczekiwanie, pod koniec 2021 roku, oficer BOR Piotr Piątek, który jechał w jednym z samochodów konwojujących Szydło, stwierdził, że wraz z innymi funkcjonariuszami złożył w śledztwie fałszywe zeznania.

– Mieliśmy włączone sygnały świetlne, było już ciemno, wjechaliśmy w miasto. Generalnie wszyscy wiedzieliśmy, że nie mamy włączonych sygnałów dźwiękowych. Dla nas to była rzecz oczywista – mówił "Gazecie Wyborczej" Piątek. Tłumaczył, że mogło chodzić o względy wizerunkowe.

- Żeby ludzie nie widzieli, że władza "się wozi i panoszy". Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji – twierdził.

Prokurator Rafał Babiński ocenił, że zeznania oficera "nie wnoszą nic do sprawy w zakresie ustalenia stanu faktycznego".

Mecenas Pociej: "Duża nieprawidłowość"

Po ogłoszeniu wyroku w lutym, jeszcze na sądowych korytarzach, prok. Rafał Babiński nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy planuje śledztwo w sprawie funkcjonariuszy BOR. Również w wywiadzie dla Wirtualnej Polski unikał jasnej deklaracji.

- Chciałbym prześledzić tok rozumowania sądu, bo może to ja, jako prokurator, popełniłem gdzieś błąd. Biorąc jednak pod uwagę dwa zupełnie różne wyroki sądów w sprawie współodpowiedzialności innych osób, muszę być ostrożny w ferowaniu kategorycznych ocen - mówił prok. Babiński. Podkreślił jednak, że na razie nie znajduje "dowodów, które pozwoliłby skutecznie formułować zarzuty wobec funkcjonariuszy BOR".

W maju, gdy pytaliśmy o decyzję prokuratury, ta odpowiedziała, że analizuje akta sprawy i żadne decyzje procesowe nie zostały podjęte. Teraz, ponad pół roku po wyroku krakowskiego sądu, prokuratura odpowiedziała nam, że nie prowadziła i nie prowadzi żadnego postępowania w sprawie.

- Już po wyroku pierwszej instancji, Sąd Rejonowy w Oświęcimiu zwrócił się do prokuratury w Oświęcimiu z zawiadomieniem o możliwości popełnienia przestępstwa przez funkcjonariusza BOR (sąd pierwszej instancji wskazał na winę kierowcy Audi A8, w którym była premier Beata Szydło - przyp. red.). Szef Prokuratury Okręgowej w Krakowie Rafał Babiński natychmiast przejął tę sprawę do Prokuratury Okręgowej w Krakowie i osobiście wydał postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa. I w tym przypadku, po wyroku drugiej instancji, prokuratura nie zdecyduje się na śledztwo - uważa mec. Władysław Pociej, obrońca Sebastiana Kościelnika.

- To dla mnie zaskakująca decyzja, bo nawet z treści opinii biegłych wydanych przez Instytut Ekspertyz Sądowych wynika, że jeżeli uznać, że kolumna nie była uprzywilejowana, to odpowiedzialność ponosi Sebastian Kościelnik i kierowca BOR. Sąd dwóch instancji przesądził, że mamy więc do czynienia z przestępstwem popełnionym nie tylko przez Kościelnika, ale też oficera BOR. Absolutnie śledztwo powinno być wszczęte, a Sebastian Kościelnik powinien mieć status pokrzywdzonego, a potem oskarżyciela posiłkowego - dodaje mec. Pociej.

Krakowski adwokat uważa również, że prokuratura powinna wszcząć śledztwo ws. ewentualnego składania fałszywych zeznań przez funkcjonariuszy BOR.

- Mamy prawomocny wyrok z prawidłowo ustalonymi okolicznościami, więc takie postępowanie powinno być prowadzone. Nie przesądzam oczywiście o jego wynikach. Tu jednak ewentualnie pokrzywdzony jest wymiar sprawiedliwości. Dostrzegam niechęć prokuratury do prowadzenia takiego postępowania, co jest dużą nieprawidłowością.

W maju mec. Pociej wniósł do Sądu Najwyższego wniosek o kasację wyroku w sprawie. Wskazał na źle ustanowiony, wbrew orzeczeniom Trybunału Sprawiedliwości UE, skład sądu odwoławczego. Decyzja w sprawie kasacji jeszcze nie zapadła.

Paweł Figurski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (289)