"To sygnał dla społeczeństwa". Skazany za wypadek Szydło ostrzega
- Przez sześć lat władza zapewniała, że wszystko było zgodnie z przepisami, że nie było żadnych uchybień ze strony BOR. Sam minister Błaszczak to potwierdzał. Ta narracja upadła, wcale nie są tak nieskazitelni – komentuje wyrok sądu Sebastian Kościelnik, który został uznany za winnego wypadku, w którym ucierpiała Beata Szydło.
Paweł Figurski, Wirtualna Polska: Wyrok jest jasny. To pan jest winny spowodowania wypadku z udziałem premier Beaty Szydło. Sąd wskazał na jedno "ale". BOR nie włączył sygnałów dźwiękowych, czym przyczynił się do zderzenia.
Sebastian Kościelnik: Ten wyrok jest dla mnie niezrozumiały. Całkowita wina za spowodowanie wypadku jest przypisana mnie. Sąd wskazuje, że inne osoby mogłyby się przyczynić i pokazuje palcem na ostatni samochód w tej quasi-kolumnie. Podkreśla, że powinny być w nim włączone sygnały dźwiękowe, a nie były. Nic jednak za tym nie idzie i to tylko na mnie ciąży odpowiedzialność.
To nie wszystko. W uzasadnieniu wyroku mowa o kolumnie, gdzie jasne jest, że ze względu na brak sygnałów dźwiękowych to nie była żadna kolumna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem sądu to jednak sprawa poboczna. Pan źle wykonał manewr skrętu w lewo i tym samym doprowadził do wypadku.
Jest kilka orzeczeń Sądu Najwyższego w podobnej materii. Samochód uprzywilejowany, gdy nie korzysta ze specjalnych sygnałów - dźwiękowych i świetlnych - traktowany jest jak zwykły uczestnik ruchu. Ja tylko pierwszy samochód, który przejechał przed audi A8 z Beatą Szydło na pokładzie, uznałem za pojazd uprzywilejowany. Nie było żadnych znaków świadczących, że za nim może coś nadjechać, więc rozpocząłem manewr skrętu w lewo.
Wątpliwości jest więcej. Na przykład co do opinii biegłych, na której prokuratura oparła akt oskarżenia. Dowodzą, że wykonałem gwałtowny skręt w lewo. Z ich opinii wynika, że moje seicento powinno mieć przyspieszenie porównywalne z bolidem F1. To absurd.
Przeciwko panu są ustalenia prokuratury i dwa orzeczenia sądu.
Są jeszcze dwie możliwości, by udowodnić moją niewinność. Rozważam, czy pójść z tą sprawą do Sądu Najwyższego czy Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Czuje pan żal do funkcjonariuszy BOR? Sąd orzeka, że gdyby włączyli sygnały dźwiękowe, do wypadku by nie doszło i sprawy by nie było. Dochodzi kwestia zeznań funkcjonariuszy. Sąd dał wiarę temu, który podkreślił, że poruszali się bez sygnałów dźwiękowych, tym samym reszta zeznań była fałszywa.
Nie czuję się oszukany, czuję się zawiedziony. Funkcjonariusze sprawują zawód zaufania publicznego, składali zeznania pod przysięgą. Czuję się rozczarowany postawą prokuratury, że nie odważyła się zająć odpowiedzialnością BOR za wypadek oraz sprawą składania fałszywych zeznań przez funkcjonariuszy.
Po wyroku pierwszej instancji do prokuratury trafiła sprawa kierowcy limuzyny, w której jechała Beata Szydło i jego współodpowiedzialności. Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. Teraz sąd, co przytacza w uzasadnieniu, daje wiarę funkcjonariuszowi BOR Piotrowi Piątkowi, który twierdzi, co powiedział też w "Wyborczej", że pojazdy jechały bez sygnałów dźwiękowych. Prokuratura nie zamierza przyjrzeć się kwestii zeznań pozostałych funkcjonariuszy. Uważa, że ten temat nie istnieje.
Dlaczego prokuratura tego nie robi?
Od samego początku narracja skierowana jest na moją winę. Prokuratura od sześciu lat postępuje zgodnie z tą narracją, że tylko ja mam ponieść konsekwencje. A przecież są dowody na współwinę "borowców" i jest jasne wskazanie sądu. To rzutuje na wiarygodności prokuratury.
To też sygnał dla społeczeństwa. Nie możesz skręcać w lewo, gdy wyprzedza cię władza. W innym przypadku przez sześć lat będziesz chodził do prokuratury oraz sądu i udowadniał, że nie jesteś wielbłądem. Finalnie wyrok i tak jest na korzyść władzy.
Prokurator Rafał Babiński sugerował, że powinien pan przeprosić Beatę Szydło. Skoro sąd wskazał, kto jest winny, zrobi to pan?
Nie czuję takiej powinności. W mojej ocenie, to nie jest zamknięty temat.
Obok byłej premier, zdaniem prokuratora, powinien pan przeprosić funkcjonariuszy BOR. Czy może to teraz pan oczekuje ich przeprosin, bo gdyby włączyli sygnały dźwiękowe, nie byłoby sprawy?
Przez sześć lat władza zapewniała, że wszystko było zgodnie z przepisami, że nie było żadnych uchybień ze strony BOR. Sam minister Błaszczak to potwierdzał. Ta narracja upadła, wcale nie są tak nieskazitelni.
Czy powinni mnie przeprosić? Pozostawię to sądowi. Chciałbym, by prokuratura zajęła się tą sprawą i by to sąd ostatecznie zdecydował, czy powinienem być przeproszony.