"Dowód" Kremla przeciw Polsce. Umknął im jeden szczegół
Aparat rosyjskiej propagandy ponownie buduje przekazy o rzekomych polskich najemnikach, którzy mają walczyć w Ukrainie. Rosjanie jako dowód pokazują Kartę Pojazdu, która została odnaleziona na wschodzie Ukrainy. Dokument ma należeć do... 86-letniej kobiety.
O sprawie informuje Michał Marek z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor monografii "Operacja Ukraina". Podaje on, że aparat rosyjskiej propagandy ponownie buduje przekazy o rzekomych polskich najemnikach, którzy mają walczyć w Ukrainie.
Dowodem w tej sprawie ma być odnaleziona we wschodniej części kraju polska Karta Pojazdu.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
"Sądząc z danych z Karty Pojazdu, 'najemniczka' urodziła się w 1936 roku. Odnaleziony na wschodzie UA samochód zakupiony w Polsce (być może przed lutym 22) wystarcza Rosjanom do budowy przekazów dezinformacyjnych" - wskazuje Marek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: "Skala zniszczeń gigantyczna". Ekspert ocenia sytuację w Ukrainie
"Najemniczki z Polski"
Z kolei na początku listopada pojawił się wątek "ataków polskich kobiet-najemników". "Rzekome wysyłanie przez NATO 'kobiet-najemników' do Ukrainy ma świadczyć o tym, że Sojusz walczy 'bez honoru' ('nie po męsku')" - podkreślał wówczas na Twitterze Marek.
"Nie doprecyzowano, jak wiele polskich kobiet ma szturmować rosyjskie pozycje, lecz sądząc z przekazu, jest to poważny czynnik - niech się boją!" - dodał na Twitterze.
Przypomnijmy, że od początku wojny w Ukrainie Rosjanie forsują propagandowy przekaz o walczących "najemnikach z Polski". Jeszcze w kwietniu Ministerstwo Obrony Rosji informowało, że "wyeliminowano do 30 polskich najemników", którzy mieli walczyć w obwodzie charkowskim. Doniesienia te zdementował wówczas polski MSZ.
Czytaj też:
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski