Wybory we Francji. Macron walczy o większość, Melenchon chce mu podstawić nogę i zostać premierem [ANALIZA]

To dopiero wstęp do ostatecznych wyników, ale stawka w wyborach parlamentarnych we Francji jest wysoka. Pokażą one, czy koalicja skupiona wokół prezydenta może tradycyjnie liczyć na większość, czy osłabiony Emmanuel Macron zostanie zmuszony do historycznej koabitacji. Pewniejsze wydaje się co innego - głęboka rekompozycja krajobrazu politycznego nad Sekwaną.

Emmanuel Macron
Emmanuel Macron
Źródło zdjęć: © PAP

Jeszcze nigdy w ciągu ostatnich dwóch dekad, gdy kalendarz wyborów parlamentarnych następował niedługo po prezydenckich, nie zdarzyło się, aby szef państwa nie zyskał większości koniecznej do skutecznego rządzenia. Pięć lat temu, kiedy Macron zaczynał swoją pierwszą kadencję, na fali jego zwycięstwa popłynęła też nowa partia La Republique en Marche (LREM). Koalicja z nikim nie była konieczna, a dwa wielkie bloki - prawicowy i lewicowy - które przez lata rozdawały karty, zostały odsunięte na dalszy plan. Prezydent mógł rządzić, jak chciał, co zresztą robił z lubością.

Tym razem jest inaczej. Macron wygrał wybory, ale z dużo większym trudem. Po pięcioletnich, burzliwych rządach ma pokaźny elektorat negatywny, co uwidoczniło się w kwietniowej kampanii prezydenckiej. Ale nade wszystko: stojące za nim ugrupowania (Razem) zyskały solidnego rywala – lewicową koalicję (Nupes) skupioną wokół Jeana-Luca Melenchona, lidera Francji Niepokornej.

Dwa zasadnicze pytania

Ostatnie sondaże wskazują, że obydwie koalicje idą niemal łeb w łeb. W piątek największa telewizja informacyjna BFM TV opublikowała badanie, z którego wynika, że centroprawicowa Razem (w jej skład wchodzi prezydencki Renesans, czyli LREM, a także MoDem, Agir i Horizons) może liczyć na 27 proc. głosów w niedzielnych wyborach, z kolei lewicowa Nupes (Nowa Unia Ekologiczna i Społeczna) – na 26,6 proc. Przekładając to na mandaty, prognozowana po II turze różnica jest już znacznie większa – stronnicy Macrona mogą zyskać według tych szacunków od 275 do 315 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym, a ludzie skupieni wokół Melenchona (Francja Niepokorna, Partia Socjalistyczna, koalicja Zielonych oraz Komunistyczna Partia Francji) – od 155 do 180.

W innym sondażu minimalnie na prowadzeniu jest lewica.

Zasadnicze pytania są dwa: czy Macronowi uda się uzyskać większość bezwzględną (289 miejsc w 577-osobowej Izbie), co pozwoliłoby mu na kontrolę parlamentu w najbliższych latach, które zapowiadają się bardzo burzliwie, oraz czy Melenchon jest jeszcze w stanie tak pokrzyżować szyki, aby narzucić prezydentowi swoją wolę, czyli objąć stanowisko premiera.

Lider Francji Niepokornej - znakomity orator, długo kojarzony ze skrajną lewicą – przyjął taką narrację, bo wyczuł swoją szansę po bardzo dobrym wyniku w wyborach prezydenckich (21,95 proc.). Melenchon nie dostał się wprawdzie do II tury, ale otarł się o nią, depcząc po piętach Marine Le Pen. A tuż po zwycięstwie Macrona – którego zresztą nie poparł w imię wspólnego frontu republikańskiego, aby tylko skrajna prawica Le Pen nie doszła od władzy – wypowiedział znamienne zdanie: "Wybierzcie mnie premierem". Oznaczało to jasny przekaz: wybory parlamentarne miały stać się de facto III turą wyborów prezydenckich, co dzisiaj właśnie się dzieje.

Zgrabna figura retoryczna Melenchona nie była przypadkowa. Jakkolwiek to prezydent mianuje premiera, czego Macron nie omieszkał przypomnieć na finiszu obecnej kampanii, dobry wynik koalicji Nupes w naturalny sposób zmieniłby układ sił.

Melechonowi udało się z pewnością jedno: skupienie wokół siebie tradycyjnej lewicy, ekologów i komunistów, a tak szerokiego bloku nie było po tej stronie od ćwierć wieku i czasów pluralistycznej lewicy.

Wpadki i problemy Macrona

Czy to może wystarczyć do stawienia czoła Macronowi? Prognozy nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Tym bardziej że koalicja Nupes ma też słabsze punkty. Wielu lewicowych polityków podchodzi z dystansem do lidera Francji Niepokornej, choćby były prezydent Francois Hollande i były premier Bernard Cazeneuve. Poza tym elektorat Melenchona nie jest też tak zdyscyplinowany, bo jedynie dwie trzecie jego wyborców z 10 kwietnia zapewnia, że zagłosuje również tym razem. Co do programu jedna rzecz jest kluczowa: 1 maja Melenchon zapewnił, że pod jego rządami Francja nie opuści UE, ale nie ma nic przeciwko renegocjacji traktatów, aby przemodelować projekt europejski na własną modłę.

Macron ma swoje problemy. Miniona kadencja przebiegła pod znakiem wielu protestów, przede wszystkim "żółtych kamizelek", a wybory prezydenckie pokazały, jak bardzo powiększył się jego elektorat negatywny. Wielu Francuzów uważa go za zbyt aroganckiego. Prezydent nie unika też bezpośredniego kontaktu z wyborcami, co czasami jest ryzykowne i odbija się czkawką, jak na finiszu kampanii. Pytany spontanicznie przez 18-latkę o obecność w rządzie dwóch ministrów, na których ciążyły podejrzenia o przemoc wobec kobiet, dość sucho ją zbył, a dopełnieniem całości była niespodziewana wizyta żandarmów w liceum nastolatki. Policja musiała się z tego tłumaczyć.

Jak się wydaje, mniej na wynik koalicji Macrona może wpłynąć sytuacja międzynarodowa. Jego słowa o tym, że "nie należy upokarzać Rosji, aby w dniu, w którym ustaną walki, można było zbudować dalsze relacje dzięki dyplomacji" zostały słusznie przyjęte z oburzeniem, ale emocje wokół wojny w Ukrainie wyraźnie nad Sekwaną osłabły.

Jeśli cokolwiek przebiło się wyraźniej z kampanii wyborczej, to zmniejszająca się siła nabywcza Francuzów, polityka bezpieczeństwa i ta dotycząca pogarszającego się stanu służby zdrowia. Być może to też wyjaśnia, dlaczego Macron nie był jeszcze w Kijowie od czasu rosyjskiej inwazji, nawet jeśli pozostaje w kontakcie telefonicznym z prezydentem Zełenskim. Taka wizyta jest planowana w tym miesiącu, wspólnie z kanclerzem Olafem Scholzem i premierem Włoch Mario Draghim. "Bild am Sonntag" ujawnił, iż Macron miał naciskać, aby doszło do niej po 19 czerwca, czyli po II turze wyborów do Zgromadzenia Narodowego.

Sondażowe wyniki po I turze wyborów

W niedzielę wieczorem pojawiły się pierwsze sondażowe wyniki wyborów parlamentarnych po I turze. Niewielką przewagę nad koalicją prezydencką Razem uzyskała koalicja lewicy.

Koalicja lewicy Nupes uzyskała 26,2 proc., uzyskując najwięcej głosów, zaś koalicja prezydencka Razem 25,8 proc. - wynika z sondażu instytutu Elabe-SFR-Express.

Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen uzyskało 19,1 proc. głosów, koalicja Republikanów-UDI 11,1 proc., zaś pozostałe ugrupowania łącznie 5,9 proc. głosów. Wskaźnik absencji wyborczej wyniósł 52,8 proc. – podał instytut Elabe w swoim badaniu sondażowym.

Jednak według sondażu to właśnie koalicja prezydencka Razem powinna pozyskać w przyszłym Zgromadzeniu najliczniejszą grupę deputowanych z uwagi na geograficzne uwarunkowania i niuanse ordynacji wyborczej: od 270 do 310 mandatów, zaś Nupes może zdobyć od 170 do 220 deputowanych.

Sondażowe wyniki pokazują, że bezwzględna większość (289 deputowanych) nie jest gwarantowana dla prezydenta Emmanuela Macrona w parlamencie.

Remigiusz Półtorak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie