Wybory prezydenckie. Brejza zapytał Pocztę o wyciek pakietów wyborczych

Po tym, jak media ujawniły informację o wycieku pakietu wyborczego, z którego mieli korzystać wyborcy 10 maja, sprawą zainteresował się senator Platformy Krzysztof Brejza. I zapytał Pocztę Polską o wyniesienie kart do głosowania. Pocztowcy twierdzą, że nigdy nie byli w posiadaniu żadnych pakietów wyborczych ani ich nie zamawiali.

Wybory prezydenckie. Brejza zapytał Pocztę o wyciek pakietów wyborczych
Sylwester Ruszkiewicz

Koniec kwietnia. Przed zaplanowanymi na 10 maja wyborami korespondencyjnymi trwa gorączkowe drukowanie kart wyborczych. Tymczasem jeden z kandydatów na prezydenta, Stanisław Żółtek chwali się, że dostał gotową do wypełniania kartę do głosowania, oświadczenie o oddaniu głosu oraz instrukcję. Miał mu ją przekazać jeden z pracowników firmy zajmującej się składaniem pakietów.

Dokument zawierał karty do głosowania z wydrukowaną pieczęcią, oświadczenia o oddaniu głosu, instrukcję, kopertę na kartę do głosowania. Karta zawierałą również miejsce na własnoręczny podpis. Druki nie miały zabezpieczeń w postaci hologramów czy znaków wodnych.

Po ujawnieniu informacji Poczta Polska początkowo nie zajęłą stanowiska, by później zawiadomić Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Sprawą zainteresował się również senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza, który zapytał kierownictwo spółki o okoliczności "wyniesienia kart do głosowania".

Z odpowiedzi wiceprezesa Poczty Grzegorza Kurdziela wynika, że spółka z drukiem kart, a tym bardziej wyciekiem dokumentów, nie ma nic wspólnego.

"Poczta Polska nie zamawiała wydruku kart wyborczych i nigdy nie była w ich posiadaniu, dlatego też nie są jej znane okoliczności rzekomego wyniesienia takiej karty, nie może również stwierdzić faktu jej zaginięcia" - napisał wiceprezes Poczty Grzegorz Kurdziel. Jego zdaniem "spółka nie dysponowała w ogóle wzorcem karty wyborczej w wyborach na Prezydenta".

Przypomnijmy, że druk i przygotowanie pakietów wyborczych miał zlecić Jacek Sasin - nadzorujący Pocztę Polską wicepremier i minister aktywów państwowych. I to mimo braku ustawy. Później polityk odcinał się od sprawy, twierdząc, że wszystkie ustawy podpisywał premier Mateusz Morawiecki.

Tyle że na początku kwietnia, kiedy PiS uchwalił przepisy o wyborach korespondencyjnych, to właśnie Sasin i jego resort dostali misję przeprowadzenia głosowania.W tym celu doszło do wymiany kierownictwa Poczty Polskiej i rozpoczął się proces druku oraz dystrybucji "pakietów wyborczych". Jak informowały media, drukiem miała zająć się Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, ale samą pracę zleciła prywatnej brodnickiej drukarni należącej do niemieckiego koncernu.

W efekcie 30 milionów kart wyborczych, wydrukowanych na wybory 10 maja, można było wyrzucić do kosza. Nikt do tej pory nie poniósł za to odpowiedzialności.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (115)