Wybory prezydenckie 2020 a koronawirus w Polsce. "Jarosław Gowin nie chciał firmować katastrofy"
Koronawirus w Polsce zaostrza spór o wybory prezydenckie 2020. Po tym, jak nie udało się przekonać PiS do porzucenia pomysłu o głosowaniu korespondencyjnym w maju, do dymisji podał się Jarosław Gowin. - To rozwiązanie prowadzi do katastrofy - mówi Jarosław Flis.
06.04.2020 | aktual.: 06.04.2020 14:50
Wybory prezydenckie 2020 korespondencyjnie w maju - na takie rozwiązanie, ze względu na szczyt epidemii koronawirusa, nie chciał się zgodzić Jarosław Gowin. Co oznacza ten krok wicepremiera?
Dr hab. Jarosław Flis, politolog, UJ: To jest pytanie, jak pogodzić lojalność wobec koalicjanta z głębokim przekonaniem, że to, co robi, prowadzi do katastrofy. Nie bardzo jest w tej sprawie wyjście. Sytuacja jest dość chaotyczna, są ograniczenia prawne, ekonomiczne, zdrowotne. Wygląda na to, że to się nie układa się nikomu w jakiś sensowny scenariusz.
Jaki sygnał i do kogo skierowany wysyła Jarosław Gowin?
To, co zrobił Gowin, było widać jedynym rozwiązaniem, by samemu nie firmować nadchodzącej katastrofy, a z drugiej strony, by uniknąć oskarżeń, że przyczynił się do upadku rządu i jeszcze większego chaosu. To rozwiązanie, które się forsuje obecnie, według jakiejkolwiek procedury, prowadzi do katastrofy.
Czy to nie jest sygnał do opozycji: jestem zainteresowany rządem mniejszościowym?
Wiadomo, że rząd mniejszościowy powstały w takich okolicznościach byłby słaby, nie miałby mandatu, bo nie powstał w wyniku żadnego wyborczego zwycięstwa. Przy wrogim prezydencie, trwającej katastrofie, taki rząd sam byłby totalną katastrofą. Pojawia się pytanie, jak w prawie Murphy’ego: czy lepszy beznadziejny koniec, czy beznadziejność bez końca?
Dlaczego Jarosław Gowin nie poczekał do zapowiadanej tuż po świętach rekomendacji ministra zdrowia ws. przeprowadzenia wyborów? Łukasz Szumowski już między wierszami daje do zrozumienia, że nie powinny się one odbyć w maju w jakiejkolwiek formie.
Ta informacja może jeszcze nie dotarła do Jarosława Kaczyńskiego, on wciąż jeszcze liczy, że wybory może się uda przeprowadzić korespondencyjnie. Być może to nieuchronne dążenie do katastrofy z perspektywy wicepremiera i lidera partii koalicyjnej okazało się nie do zniesienia. Wysyłanie sygnałów niezadowolenia nie wystarczyło.
Zobacz także
A może to sygnał dla obozu Zjednoczonej Prawicy? Mówi się, że wielu z nich jest przerażona parciem do wyborów, ale jeszcze bardziej boi się sprzeciwić Jarosławowi Kaczyńskiemu. Jarosław Gowin pokazał, że można.
Trudno powiedzieć. W tym kontekście nie mogą wczuć się w pozycję premiera, który mówi, że szczyt zachorowań będzie na przełomie maja i czerwca, a chce przeprowadzić kolosalne przedsięwzięcie, jakim są wybory. Podpieranie się przykładem Bawarii, z całym szacunkiem, nie jest adekwatne. Z jednej strony mamy wybory burmistrzów w jednym z landów, z drugiej, 30 milionów głosów i prezydenta kraju. Dziwię się premierowi, bo ta nieuchronna katastrofa będzie w największej mierze przypisywana jemu.
Czytaj też: Koronawirus w Polsce a wybory prezydenckie 2020. PiS forsuje głosowanie korespondencyjne. Poczta i związkowcy komentują
Zobacz także
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl