Wybory 2020. Politolog: Kandydaci ofiarami debaty w TVP
Wybory 2020. - Kandydaci byli ofiarą formuły debaty prezydenckiej, która odbyła się w TVP i nie potrafili się w niej odnaleźć. Debata to polemika, odnoszenie się do wypowiedzi innych osób, reakcja na nie. A to była sekwencja monologów - mówi prof. Robert Alberski, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.
06.05.2020 | aktual.: 07.05.2020 00:22
Debata prezydencka 2020. Na antenie TVP w środę wieczorem odbyła się debata prezydencka. Wzięli w niej udział kandydaci na prezydenta: Małgorzata Kidawa-Błońska, Szymon Hołownia, Robert Biedroń, Władysław Kosiniak-Kamysz, Krzysztof Bosak, Stanisław Żołtek, Marek Jakubiak, Mirosław Piotrowski oraz Paweł Tanajno. A także prezydent Andrzej Duda.
Debatę prowadził Michał Adamczyk, który zadał kandydatom pięć pytań, które dotyczyły bezpieczeństwa, gospodarki, polityki społecznej, ustroju państwa oraz polityki zagranicznej. Każdy kandydat na odpowiedź miał minutę, a pod koniec debaty możliwość minutowego podsumowania.
O to, kto wygrał debatę prezydencką zapytaliśmy politologa z Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Roberta Alberskiego.
Debata prezydencka 2020. Politolog: To był podręcznik "Jak debaty nie robić"
- Nikt nie mógł wygrać tej debaty, bo to nie była debata, tylko produkt, który można obejrzeć niczym podręcznik zatytułowany "Jak nie robić debat prezydenckich" - mówi prof. Robert Alberski. I zwraca uwagę na pytania, które były kierowane do kandydatów i sposób w jaki były one zadawane. - Padło pytanie o to, jak zapewnić bezpieczeństwo militarne Polski. To niepoważne, aby zadawać takie pytania i na odpowiedź dawać kandydatom minutę. Kandydaci byli ofiarą formuły tej debaty i nie potrafili się w niej odnaleźć. Debata to polemika, odnoszenie się do wypowiedzi innych osób, reakcja na nie. A to była sekwencja komunikatów, monologów - mówi prof. Alberski.
Według prof. Alberskiego środowa debata w TVP nie dawała kandydatom szansy na autoprezentację, przekonanie do siebie wyborców. - Uważam, że w tego typu debacie oprócz dziennikarza, który pilnuje reguł, powinni znaleźć się też publicyści, aby nawiązywać z kandydatami, wejść z nimi w interakcje. Zresztą, po co pytać kandydatów o politykę społeczną czy gospodarczą? To materia rządu i temat na debatę przed wyborami parlamentarnymi. W złej sytuacji ustawiono też prowadzącego debatę, który jedynie odmierzał czas.
Jak twierdzi prof. Alberski wystarczyłyby trzy pytania do każdego kandydata. A potem pytania mogliby zadawać między sobą. - Wtedy debata byłaby lepsza. Ale może telewizja publiczna bała się o pytania, które mogłyby zostać zadane Andrzejowi Dudzie i chciała uniknąć zagrożenia. To była debata na utwardzenie elektoratu, nie służyła do tego aby kogokolwiek przekonać. Nie sądzę, żeby ktoś zmienił swoje preferencje wyborcze - mówi prof. Alberski.
I dodaje: - Niektóre pytania były ułożone tendencyjnie. Pod hasłem ustroju było pytanie o integrację europejską. To pytanie, które jest lansowane w określonych sytuacjach i w telewizji publicznej. Ma pokazać, że Europa nic nie zrobiła.
Wybory 2020. Głosowanie w sprawie wyborów korespondencyjnych
Przed godz. 19 zakończyły się środowe obrady Sejmu. Marszałek Elżbieta Witek ogłosiła przerwę do godz. 9 rano. To oznacza, że głosowanie ws. projektu PiS o wyborach korespondencyjnych może odbyć się dopiero w czwartek.
Z kolei Senat wezwał rząd do natychmiastowego wprowadzenia w Polsce stanu klęski żywiołowej.
Czytaj też: Koronawirus. Raport z frontu, dzień piąty. Po omacku
Zobacz także
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl