Wyborczynie mają prawo być wściekłe – nie zdziwcie się posłowie, jeśli odpuszczą wybory prezydenckie [OPINIA]

W piątek Sejm pokazał, że niezależnie od tego, czy dominuje w nim PiS, czy anty-PiS, nie jest w stanie przyjąć żadnej ustawy zbliżającej obowiązujące w Polsce przepisy do obowiązujących w Europie standardów w dziedzinie praw reprodukcyjnych kobiet - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara, Piotr Nowak
Jakub Majmurek

13.07.2024 10:38

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Mimo nieobecności w trakcie głosowania aż 14 posłów PiS i jednego Konfederacji, przepadła ustawa dekryminalizująca pomoc w aborcji. Była to najbardziej zachowawcza z dyskutowanych dziś propozycji zmian przepisów dotyczących przerywania ciąży. Ustawa nie legalizowała aborcji, znosiła jedynie sankcje karne za udzielenie w jej pomocy. Co pozwalałoby uniknąć zdarzających się ostatnio w Polsce sytuacji, gdy mąż, przyjaciółka albo matka kobiety, która zdecydowała się przerwać ciążę, mogą być ścigani przez prokuraturę i stanąć przed sądem za pomoc w zakupie umożliwiającego tego środka farmaceutycznego – choć kobieta nawet w Polsce może samodzielnie legalnie przerwać ciążę w ten sposób.

Powiedzieć, że to wielkie rozczarowanie, to nic nie powiedzieć. Wyborczynie koalicji 15 października i wszyscy, którzy oczekiwali, że w kwestii praw kobiet coś się zmieni, mają prawo być wściekli.

Gdyby ustawę zablokował prezydent, to byłaby zupełnie inna sytuacja

Oczywiście, nawet gdyby Sejm ustawę przyjął, to najpewniej zawetowałby ją Andrzej Duda i tak nic w sytuacji kobiet by się nie zmieniło. Ale wtedy koalicja 15 października znajdowałaby się w zupełnie innej sytuacji niż dziś. Tusk i Lewica mogliby powiedzieć: dotrzymaliśmy słowa, doprowadziliśmy do przyjęcia ustawy dekryminalizacyjnej, ale prezydent Duda znów zdecydował, że piekło kobiet jeszcze trochę w Polsce potrwa. Potrzebny jest jeszcze jeden wysiłek, by odebrać PiS także Pałac Prezydencki.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Weto Dudy w sprawie dekryminalizacji mogłoby stać się początkiem kampanii prezydenckiej Rafała Trzaskowskiego jako kandydata progresywnego, gwarantującego to, że nie będzie blokował zmian, które popiera zdecydowana większość społeczeństwa. Kobiety i elektorat progresywny dostałyby dobry powód, by maksymalnie zmobilizować się na wybory za rok.

Już wcześniejsze badania Przemysława Sadury dla Krytyki Politycznej pokazywały wielką demobilizację młodych wyborczyń Lewicy, rozczarowanych tym, że po kilku miesiącach nowych rządach w kwestii ich praw nie zmieniło się nic. Po wczorajszym głosowaniu naprawdę nikt nie będzie miał prawa winić tego elektoratu, jeśli za rok masowo zostanie w domu. Koalicja 15 października wysłała mu bowiem sygnał, że niezależnie od tego kto rządzi, nic się w Polsce w kwestii praw kobiet nie zmieni.

Bo nawet jeśli Dudę zastąpi Trzaskowski, to w Sejmie ciągle nie będzie większości, by przegłosować zmian, jakie większość obecnej koalicji obiecywała od czasu Czarnych Protestów. A w drugiej turze znów możemy mieć jak pięć lat temu walkę do ostatniego głosu i ktokolwiek będzie w nim reprezentował koalicję 15 października, nie może pozwolić sobie na demobilizację własnego elektoratu.

Trudno się dziwić wściekłości na Giertycha

Gdyby odpowiedzialność za utrącenie ustawy ponosił prezydent Duda, to na nim i na jego obozie politycznym skupiłaby się dziś wściekłość wyborców koalicji.

Tymczasem skupia się ona na samej koalicji. Dostało się zwłaszcza Romanowi Giertychowi, który choć był obecny na sali sejmowej w trakcie głosowania, to wyjął kartę i nie oddał głosów.

Nawet gdyby Giertych zagłosował za, to nie zmieniłoby to wyniku, ale fakt, że ustawa przepadła zaledwie trzema głosami, zmienił postawę Giertycha w symbol niespełnionych przez PO obietnic. Gdy Tusk osobiście podjął decyzję o wciągnięciu kontrowersyjnego polityka – który karierę zaczynał jako lider dość skrajnej, narodowej prawicy – na listy PO, wyborcy mieli liczne wątpliwości na ile Giertych naprawdę zmienił poglądy i czy jego obecność w Sejmie nie będzie kłóciła się z obietnicami, jakie Platforma złożyła w kwestiach praw kobiet. Tusk zapewniał wtedy, że Giertych mu obiecał, że "prędzej złoży mandat, niż złamie dyscyplinę klubową".

W piątek Giertych wbrew dyscyplinie klubowej wyjął kartę do głosowania. Nie tylko jednak nie zapowiedział złożenia mandatu, ale też napisał na swoim koncie na portalu X, że "nie jest Moniką Pawłowską à rebours" i zdania w sprawie aborcji nie zmienił, a poza tym ustawa głosowana w piątek była "niechlujna" i fatalnie napisana.

Słowem, były lider LPR zadbał nie tylko o to, by wyborcy KO mogli się poczuć oszukani, ale także, by ich zdenerwować postawą, którą trudno ocenić inaczej niż jako lekceważąca i arogancką. I nawet na ogół najwierniejszy komentariat KO, na co dzień wychwalający w mediach społecznościowych Giertycha jako osobę szczególnie zasłużoną dla walki na rzecz "rozliczenia z PiS", nie krył swojego oburzenia na posła.

Tusk nie może być zakładnikiem PSL

Tusk w odpowiedzi na całą sytuację zawiesił Giertycha w prawach członka klubu KO i pozbawił go funkcji wiceprzewodniczącego klubu. Innego posła KO, który nie zagłosował w piątek, Waldemara Sługockiego, Tusk ukarał dymisją z funkcji wiceministra rozwoju i technologii. Sługocki napisał jednak na portalu X, że aborcję popiera, a nie głosował, bo był w podróży służbowej w Stanach. Wszystko to sprawia wrażenie chaosu, nad którym Tusk słabo panuje.

Porażka ustawy depenalizacyjnej jest też polityczną klęską premiera. To on obiecywał kobietom, że pod jego rządami ich prawa będą w końcu szanowane. Tusk, który po wyborach europejskich wydawał się absolutnym hegemonem na polskiej scenie politycznej, teraz wygląda na zakładnika konserwatystów we własnych szeregach oraz PSL.

I to właśnie postawa PSL będzie kluczowa dla zmiany przepisów aborcyjnych. PiS, Konfederacja i Kukiz ‘15 – siły, które dziś zablokują każdą progresywną zmianę w kwestii praw kobiet mają dziś w Sejmie 211 głosów. KO, Lewica i Polska 2050 - 215. Od tego pewnie należy odliczyć Giertycha – który dał do w piątek w zasadzie jasno do zrozumienia, że za zmianą na rzecz kobiet nigdy nie zagłosuje – i być może Pawła Zalewskiego z Polski 2050, który deklarował podobnie konserwatywne poglądy, a w piątek nie głosował, bo był poza krajem.

Decydująca więc będzie postawa PSL. W piątek za dekryminalizacją zagłosowały tylko cztery posłanki tej partii, 24 głosowało przeciw. Tak długo jak w ramach koalicji nie uda się porozumieć z PSL, by odpowiednia liczba posłów przynajmniej nie wzięła udziału w głosowaniu, sprawa dekryminalizacji nie posunie się do przodu. Od polityka tak sprawnego jak Tusk można oczekiwać by wynegocjował podobne porozumienie.

Choć PSL nigdy nie obiecywał progresywnych zmian w kwestii praw kobiet, to wyborcy koalicji w swojej masie mogą czuć się frustrowani tym, że przytłaczająca większość koalicji rządowej jest w tej kwestii zakładnikiem grupki posłów PSL. Owszem, PSL ma wyjątkową pozycję jako jedyna siła zdolna zmienić sojusze i stworzyć odwróconą większość rządową wspólnie z PiS, Kukiz’15 i Konfederacją. PiS dałby pewniej w takiej sytuacji Kosiniakowi-Kamyszowi nawet funkcję premiera.

Czy jednak PSL, reprezentujący konserwatystów, którzy albo nigdy nie zaakceptowali albo mieli serdecznie dość rządów PiS, naprawdę będzie gotów do tego, by w imię obrony bardzo restrykcyjnych, coraz mniej popularnych społecznie przepisów aborcyjnych zdecydować się na szalenie ryzykowną koalicję z PiS? Ludowcy wiedzą przecież jak kończyli Lepper, Gowin i inni sojusznicy Kaczyńskiego.

Trudno też uwierzyć, by pragmatyczny, mało zideologizowany elektorat PSL masowo odwrócił się od partii tylko dlatego, że jakaś część klubu wyjęłaby karty do głosowania w sprawie dekryminalizacji aborcji. Tym bardziej, że także elektorat się zmienia.

Największym paradoksem tego, co stało się w piątek w Sejmie jest bowiem to, że społeczeństwo jest dziś zupełnie gdzie indziej niż posłowie i posłanki. Polskie społeczeństwo podlega gwałtownym procesom sekularyzacji, staje się coraz bardziej kulturowo liberalne i rozwiązania prawne, które w jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku postrzegane były jako oczywistość, odbierane są dziś coraz bardziej jako nieżyciowe, opresyjne i skrajnie konserwatywne.

Gdy w demokracji klasa społeczna, zafiksowana na własnych ideologicznych przekonaniach, zaczyna tak mocno jak to stało się w piątek rozjeżdżać się ze społeczeństwem, rzadko kiedy się to dla niej dobrze kończy.

Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek

Źródło artykułu:WP Opinie
pissejmaborcja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2209)