Wszystkie ręce na pokład dla dobra Polski. Poza rękami Bielana [OPINIA]
W dziejowym dla Polski momencie, tuż przed najważniejszymi wyborami parlamentarnymi od dziesięcioleci, politycy Prawa i Sprawiedliwości muszą być sprawni, stanowczy i silni. Potrzeba każdej pary rąk. No, poza rękami Adama Bielana, lidera Republikanów. On bowiem ręce ma w kieszeniach i liczy swoje eurozarobki.
Adam Bielan nie wystartuje w najbliższych wyborach parlamentarnych. Taką informację polityk przekazał w TVP. I dodał, że sprawuje mandat w Parlamencie Europejskim, gdzie musi dokończyć kadencję.
Aż ręce składają się do oklasków. Wielokrotnie przecież krytykowaliśmy tych polityków, którzy jedno stanowisko obejmowali, by po chwili z niego rezygnować dla lepszego.
Ale chwila, no właśnie - dla lepszego. Dla Adama Bielana nie ma nic lepszego niż fucha w europarlamencie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dobry pieniądz
O tym, że dla Adama Bielana najważniejsze są pieniądze, dziennikarze szeptali od lat. To znaczy nawet niekoniecznie szeptali; niektórzy mówili to głośno.
Sam Bielan oczywiście na pewno uznałby to za kłamstwo, bo przecież najważniejsza jest bezpieczna przyszłość Polaków. No ale, powiedzmy sobie szczerze, w starciu między twierdzeniem, że dla polityka ważna jest własna kasa, a twierdzeniem, że najważniejsze jest dobro Polski, w większości przypadków prawda będzie bliżej tego pierwszego.
W Parlamencie Europejskim zarabia się godnie. A jak na polskie realia - bardzo godnie.
Zgodnie z unijnymi przepisami miesięczne wynagrodzenie europosła wynosi 9808,67 euro przed opodatkowaniem. Wypłaca się je z budżetu Parlamentu Europejskiego.
Wszyscy posłowie odprowadzają unijny podatek i składki ubezpieczeniowe, po których potrąceniu wynagrodzenie wynosi 7646 euro.
Z kolei po ukończeniu 63. roku życia posłom przysługuje świadczenie emerytalne. Wynosi ono 3,5 proc. wynagrodzenia za każdy pełny rok wykonywania mandatu, lecz w sumie nie więcej niż 70 proc. wynagrodzenia. Koszt tych świadczeń emerytalnych pokrywany jest z budżetu Unii Europejskiej.
Czyli po kilku kadencjach w Parlamencie Europejskim (Bielan jest już czwartą) można dostać niezłą sumkę. I za każdy kolejny rok w europarlamencie należy się więcej.
Przeliczając na polskie złote - europarlamentarny emeryt, który spędził na unijnych korytarzach około dekady, może liczyć na ok. 8 tys. zł miesięcznej emerytury. I jest to bonus, bo nic nie stoi na przeszkodzie, by pobierać także emeryturę (lub wynagrodzenie) polską.
Dziejowy moment
O tym, że dla Adama Bielana najistotniejsza jest godna unijna emerytura, mówił na początku roku Andrzej Stankiewicz z Onetu. Wtedy uznałem, że to niemożliwe – bądź co bądź taki patriota, tyle dobrego o Polsce i Polakach opowiada niemal dzień w dzień, i myślałby o emeryturze w euro? Na dodatek od tych biurokratów, którzy tak szkodzą naszym interesom, za to sprzyjają Niemcom?
Obecna decyzja Bielana, podjęta ponoć po spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim, zdaje się jednak ten nakreślony przez dziennikarza scenariusz potwierdzać.
Jak bowiem inaczej uzasadnić to, że gdy zbliżają się tak ważne dla przyszłości Polski wybory, Adama Bielana nie będzie na listach wyborczych?
Jak wyjaśnić obywatelom, że przekonywanie unijnych biurokratów, których od lat nie udaje się do niczego dobrego dla Polski przekonać, jest istotniejsze od wzięcia spraw we własne ręce w ojczyźnie?
Wreszcie: jak można budować silną i niezależną Partię Republikańską, gdy jej lider nie startuje w wyborach i nie chce udowodnić, że setki tysięcy Polek i Polaków pójdą za nim i jego wizją rozwoju Polski?
Miejsce największych polskich polityków powinno być przy ul. Wiejskiej w Warszawie. Unia Europejska wymierzyła nam w ostatnich latach tyle ciosów, że nie ma żadnego powodu, abyśmy jej oddawali kwiat naszego narodu.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl