Wróblewski: Metoda Jarosława Kaczyńskiego. Tak dobry car karze złych bojarów [OPINIA]
Za każdym razem, gdy opinię publiczną i media rozgrzewa do czerwoności palący dla PiS problem polityczny, wchodzi on. Jarosław Kaczyński. Cały na biało. I od lat stosuje tę samą, sprawdzoną metodę.
Ta metoda to karanie przez dobrego cara złych bojarów. Metoda, która zawsze prowadzi do zmian w prawie. Przeskrobią politycy PiS, odpowiedzialność ponoszą wszyscy.
Decyduje o tym jeden człowiek.
Przypadek pierwszy (i zarazem ostatni): loty marszałka Kuchcińskiego
Prezes PiS zdał sobie sprawę z wagi, jaką ma sprawa tzw. rodzinnych lotów Marka Kuchcińskiego.
Marszałek Sejmu stał się dla PiS wizerunkowym problemem. I to pod wpływem Jarosława Kaczyńskiego - w mniejszym stopniu pod presją mediów - Kuchciński zdecydował się przekazać pieniądze na cele charytatywne w kwocie, jak stwierdził, "adekwatnej" do kosztów lotów członków jego rodziny (mimo że tak nie jest).
Po aferze wokół lotów marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego z rodziną rządowymi samolotami prezes PiS postanowił zabrać głos. Powiedział, że zwrócił się do ministra obrony narodowej i szefa KPRM - a ma poprosić także prezydenta - by stworzyć... przepisy regulujące loty służbowe.
Jarosław Kaczyński zapewnił w rozmowie z PAP, że chce, żeby w sytuacjach nieformalnych, gdy rodzina polityka korzysta z przelotu, płacono cenę biletu rejsowego.
Prezes PiS podkreślił jednocześnie, że zwrócił się do ministra obrony i szefa Kancelarii Premiera, "aby odpowiednie przepisy regulujące te sprawy zostały stworzone". - Tutaj mogę działać tylko jako szef partii, ale poproszę o to także prezydenta, żeby zwrócił się do szefa swojej kancelarii - powiedział.
Kancelaria Premiera zareagowała błyskawicznie. Podjęto decyzję o zarządzeniu szafa KPRM dotyczącego służbowych lotów najwyższych państwowych urzędników, odbywających się w związku z wykonywaniem na rzecz Kancelarii Premiera zadań innych, niż wykonywane w ramach stosunków pracy.
Wyjaśnił, że do przepisów, które regulują wykorzystanie transportu lotniczego wprowadzony został dodatkowy rozdział.
- W sytuacji, w której rodziny osób transportowanych w ramach procedury HEAD, czy też rządowym transportem lotniczym przebywałyby na pokładzie statku powietrznego w innej formule, niż skład oficjalnej delegacji, wtedy takie osoby będą ponosiły koszty tej podróży - mówił we wtorek minister Michał Dworczyk.
Szef KPRM sprecyzował, że owa odpłatność będzie stanowiła średnią wartość kosztu biletu lotniczego na danej trasie. Koszty podróży ma wyliczać biuro finansów w porozumieniu z biurem dyrektora generalnego.
Cała ta proceduralna machina została uruchomiona jedną decyzją Jarosława Kaczyńskiego.
Przypadek drugi: nagrody dla ministrów w rządzie Beaty Szydło
2018 r. Dziennikarz Sylwester Ruszkiewicz i polityk PO Krzysztof Brejza ujawniają kilkudziesięciotysięczne nagrody (od 65 do 82 tys. zł za rok), jakie otrzymali ministrowie rządu Beaty Szydło. To jedna z najgłośniejszych spraw w tej kadencji, która położyła się cieniem na rządach Zjednoczonej Prawicy. I wraca do dzisiaj.
Co się wówczas stało? Jarosław Kaczyński - po medialnej burzy - zdecydował ostatecznie, iż uposażenia parlamentarzystów zostaną obniżone o 20 proc., a ministrowie swoje nagrody mają przekazać na Caritas.
Prezes stwierdził, że "nagrody te są społecznie nieakceptowalne".
Oprócz cięć w pensjach poselskich i senatorskich - które zdenerwowały nawet polityków PiS - Kaczyński zapowiedział też nowe limity dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, a także dla starostów i marszałków województw.
Oczywiście rządzący zmian w prawie dokonali.
- Jest oczekiwanie daleko idącej skromności w życiu publicznym - przekonywał wtedy Jarosław Kaczyński.
Dziś widać, że Marek Kuchciński najwidoczniej prezesa nie posłuchał.
Przypadek trzeci: pensje w NBP
CZYTAJ TEŻ: Astronomiczne zarobki w NBP. W PiS wściekłość na Glapińskiego, prezes banku "wrzucony na grilla"
Przełom 2018 i 2019 to ciągnąca się wiele tygodni afera z astronomicznymi pensjami asystentek prezesa Adama Glapińskiego - starego druga Jarosława Kaczyńskiego z czasów PC - i dyrektorek w Narodowym Banku Polskim.
Sprawa ta mocno uderzała w PiS. I była antytezą hasła wyborczego PiS z 2015 r.: "Pokora, umiar, skromność".
Co zrobił Jarosław Kaczyński? Nakazał zmienić prawo tak, by ujawnić zarobki w banku centralnym. I ustalić limit wysokości pensji. Oczywiście i Sejm, i Senat się temu podporządkowali. Rzecz jasna podporządkać się musiał sam Narodowym Bank Polski.
I znów państwowa administracja zagrała pod dyktando Jarosława Kaczyńskiego. Sprzeciwu nie było.
Przypadek czwarty: majątki rodzin polityków
Maj tego roku. "Gazeta Wyborcza" pisze, że premier Mateusz Morawiecki wraz z żoną w 2002 roku kupili 15 ha gruntów za 700 tys. zł od Kościoła we Wrocławiu.
Później rzeczoznawca miał ocenić, że nieruchomość już w 1999 r. warta była prawie 4 mln zł. W "GW" czytaliśmy, że władze Wrocławia zaplanowały bowiem na tych terenach inwestycje, a przez środek działki dzisiejszego premiera przebiegać ma trasa szybkiego ruchu. Gazeta napisała, że "dokumenty tej transakcji zniknęły, a obecny proboszcz nie wie skąd ta niska cena". "Wyborcza" podała, że "działki są obecnie warte 70 mln zł".
Szef rządu zaprzeczał rewelacjom "Wyborczej", wystąpił na drogę prawną. Ale mimo to na agendzie stanęła wtedy kwestia majątku żony premiera.
- Nie mam prawa ujawniania majątku małżonki, ale oczywiście jeżeli będzie taka regulacja, to zrobimy to z przyjemnością natychmiast, bo tutaj absolutnie nie mamy nic do ukrycia - zapewniał sam Mateusz Morawiecki.
Niedługo po tym głos zabiera nie kto inny, jak... Jarosław Kaczyński. - Jesteśmy gotowi w krótkim czasie uchwalić ustawę, na podstawie której ujawnione byłyby majątki współmałżonków polityków, osób pozostających we wspólnym pożyciu oraz dorosłych dzieci - zapowiada prezes PiS.
Idzie jeszcze dalej: - Trzeba będzie także ujawnić źródła, które doprowadziły do tego, że się posiada i ma na własność jakieś drogie przedmioty, np. nieruchomości, bo to też jest bardzo ważne. Krótko mówiąc, będzie trzeba wyjaśnić, skąd się ma majątek, bo to nie w każdym wypadku jest zupełnie jasne - wyjaśnia Jarosław Kaczyński.
Politycy PiS zapewniają, że do końca kadencji do zapowiadanych przez prezesa zmian w prawie rzecz jasna dojdzie.
Źli bojarzy carowi wszak nigdy się nie sprzeciwiają.
Michał Wróblewski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl