Wołodymyr Zełenski. Bohater bez wyboru
Z komika został prezydentem, z prezydenta stał się żołnierzem i rośnie na męża stanu. Wołodymyr Zełenski nie zamierza nigdzie wyjeżdżać z Kijowa. - W historii Ukrainy było już zbyt wielu polityków, którzy w momencie próby po prostu uciekali – mówi Wirtualnej Polsce Jan Piekło, były ambasador RP na Ukrainie.
- Pan Wasyl Petrowicz Gołoborodko? - pyta urzędnik ubrany w ciemny garnitur. Stoi w niewielkim korytarzu małego mieszkanka. Za sobą ma dwóch ochroniarzy.
- Da, tak - potwierdza mężczyzna ubrany w białą koszulkę bez rękawków. Jest trochę zdziwiony, trochę przerażony. Pewności w głosie nie ma.
- Dzień dobry, panie prezydencie! - odkrzykuje uśmiechnięty urzędnik.
Tak wygląda scena z serialu "Sługa narodu", w której zwykły nauczyciel historii dowiaduje się, że przypadkiem został prezydentem Ukrainy. W głównego bohatera wciela się nie kto inny, jak Wołodymyr Ołeksandrowycz Zełenski. Gra szczerego prezydenta, który podczas konferencji prasowej mówi na przykład zebranym dziennikarzom, że się nie przygotował. Z uśmiechem na twarzy. W innej scenie trzęsący Ukrainą bogaci oligarchowie, jedząc kawior, ze zdumieniem odkrywają, że Gołoborodko "nie jest człowiekiem żadnego z nich".
Fikcja z telewizji stała się nad Dnieprem po części prawdą. Zwykły komik został prezydentem. A dziś, w obliczu inwazji Rosji na jego kraj, stał się żołnierzem i bohaterem.
Z włoskiego premiera, skarżącego się w parlamencie, że do Zełenskiego nie można się dodzwonić, ukraiński prezydent zakpił bez litości: "następnym razem zmienię harmonogram wojny".
Prezydenta Francji Emmanuela Macrona zapytał, czy podczas wizyty w Moskwie dobrze się bawił po kolacji.
Na amerykańską propozycję ewakuacji Wołodymyr Zełenski odpowiedział krótko: tu jest walka, tu jest wojna, nie potrzebuję podwózki, tylko nabojów. Z Kijowa nie zamierza się ewakuować. Po nocy pełnej ostrzałów do sieci wrzucił krótki materiał wideo. "Jestem w Kijowie, nigdzie nie wyjechałem" - mówi. I pokazuje się na tle charakterystycznych budowli miasta, by każdy Ukrainiec wiedział, że jego prezydent nigdzie nie uciekł.
Filmy nagrywane na telefon, wprost z ręki, to znak charakterystyczny kampanii wyborczej z 2019 roku, która doprowadziła Zełenskiego do prezydentury. Długo musiał w niej tłumaczyć, że jego start to nie żart. Jego partia - o nazwie Sługa Narodu - nie jest żadną satyrą.
- Jako żołnierz zazdroszczę Ukrainie takiego prezydenta - mówi Wirtualnej Polsce gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. - To przykład godny naśladowania. Nie można patrzeć na Wołodymyra Zełenskiego przez pryzmat wcześniejszej kariery komika, kabaretu czy czegokolwiek innego. Trzeba patrzeć przez pryzmat jego postawy, jego heroicznej postawy. Widać wyraźnie, że zasłużył sobie na to, żeby przez naród ukraiński zostać uznanym za symbol. Za prawdziwego, godnego tego narodu prezydenta - mówi.
A Ołeh Biłecki, ukraiński dziennikarz z serwisu Ukraina24 dodaje, że "Ukraińcy czekają na nowe wystąpienia swojego prezydenta". Skoro on jest w Kijowie, to oni też mogą tam być i walczyć.
- Przywódca narodu? Mąż stanu? Chyba tylko tak można określić to, jak zachowuje się w ostatnim czasie Wołodymyr Zełenski - mówi Wirtualnej Polsce Jan Piekło, były ambasador RP na Ukrainie. - Zapewne dla europejskich elit prezydent Ukrainy był w ostatnich miesiącach wielkim zaskoczeniem, pewnie nieraz wprowadzał te elity w zakłopotanie swoim językiem i niedyplomatycznym zachowaniem. Może jednak dziś trzeba powiedzieć, że takie słowa, taka dyplomacja w Europie po prostu byłaby potrzebna? - pyta.
- Wyrażanie emocji, myśli, potrzeb i obaw wprost chyba zostało zapomniane. Wołodymyr Zełenski nie ma z tym najmniejszego problemu. I jeżeli nie rozumie, dlaczego francuska delegacja bawi się w Moskwie, to po prostu o to publicznie zapyta. Bo taki właśnie jest. Myślę, że wielu uważało, że w obliczu zagrożenia ucieknie. Myślę, że na to mógł liczyć Władimir Putin, ale się przeliczył - dodaje były ambasador.
PREZYDENT UCZY SIĘ JĘZYKA
Wołodymyr Zełenski urodził się w Krzywym Rogu - w obwodzie dniepropietrowskim, czyli w centralnej Ukrainie. To mniej niż 500 kilometrów od zajętego w 2014 roku przez Rosję Sewastopola - największego miasta na Krymie (na południe od Krzywego Rogu). To też 400 kilometrów od Doniecka (na wschód) i Kijowa (na północy-zachód). Środek Ukrainy.
Wychowywał się w rosyjskojęzycznej rodzinie. Bo tak po prostu w tym kraju jest - co trzeci obywatel deklaruje, że to język rosyjski jest jego mową ojczystą. Im dalej na wschód kraju, im bliżej do Rosji, tym odsetek mówiących właśnie po rosyjsku jest większy. Nie oznacza to jednak, że mieszkający tam ludzie czują się Rosjanami.
Dopiero podczas kampanii wyborczej Zełenski obiecał, że będzie posługiwał się ukraińskim i się go uczył. A obietnicę realizował… podczas sesji na siłowni, które skrupulatnie pokazywał w mediach społecznościowych. Przygotowywał formę na kampanię. Do używania języka ukraińskiego zmuszają go zresztą ukraińskie przepisy. Prawo zakłada, że urzędnik powinien używać języka urzędowego. A tym w kraju jest tylko ukraiński. To spadek po poprzednim prezydencie, Petro Poroszenko.
A jakby tego było mało, prezydent kraju, który według Putina rządzony jest przez narkomanów i nazistów, ma pochodzenie żydowskie. Putin wprawdzie widzi nazistę w każdym, kto sprawuje władzę w Kijowie, a nie jest jego wasalem, więc zobaczył go także w synu państwa Zełenskich. Ojciec prezydenta Ukrainy jest z wykształcenia matematykiem i cybernetykiem, a matka inżynierką. Kampanii przyglądała się już jednak z fotela emerytki, bo nie pracuje od lat.
Zełenski w wyborczym wyścigu po prezydenturę stanął naprzeciwko Julii Tymoszenko - która kampanię oparła o obietnice obrony biednych Ukraińców przez krwiopijczymi oligarchami oraz byłego prezydenta Petra Poroszenki - obrońcy narodu przed agresją rosyjską.
A jak się przedstawiał wyborcom Zełeński? Jako skromy i posłuszny prezydent, który (niczym bohaterowie, których grał) będzie zwalczał korupcję i ukraińskie patologie polityczne. Nie obiecywał rewolucji, nie obiecywał kolejnych szoków. Skupił się mówieniu, że czas podnieść standard życia Ukraińców. O tym, jak chce to robić, w kampanii już tak często nie mówił.
Inne tematy? Agresja na Krymie i w Donbasie to aneksja i inwazja - mówił od początku. A Ukrainę zawsze widział w strukturach NATO i Unii Europejskiej, choć realnie też mówił: dziś na nas tam nie czekają.
Na wiece nie jeździł, zamiast tego kampanię prowadził w mediach społecznościowych. Sondy, ankiety, krótkie filmiki. Niemal takie, jakie wrzuca dziś. Wtedy jednak dotyczyły polityki, dziś dotyczą wojny. Za spotkania z wyborcami służyły mu po prostu występy kabaretowe.
I wystarczyło.
Jak pisze Ośrodek Studiów Wschodnich w analizie ukraińskiej kampanii wyborczej - Zełenski zbudował wizerunek kandydata spoza systemu. I wygrał.
A miał być ponoć bez szans. Eksperci wyliczali problemy jego sztabu i samej kandydatury. Popularność wśród młodych miała mu nie pomóc. Bo rzadziej chodzą na wybory. Młody wiek i małe polityczne doświadczenie miało go pociągnąć na dno, bo zmęczone konfliktem społeczeństwo miało wybrać polityka doświadczonego. Jego komediowa przeszłość miała powodować, że ostatecznie przy urnie mało kto zagłosuje. Nic się nie sprawdziło. Nawet zarzut, że nie ma struktur, które go wypromują. Promował się sam.
I choć studiował prawo, to prawnikiem nie został. Najpierw tańczył w grupie kabaretowej, pod koniec lat 90. sam założył kabaret "Kwartał 95". I występował w nim do momentu objęcia urzędu prezydenta Ukrainy.
Stąd znają go także Rosjanie – "Kwartał 95" pojawiał się w popularnych programach telewizyjnych w Rosji, występował w wielu poradzieckich krajach. Zełenski dzielił scenę z Filippem Kirkorowem, rosyjskim piosenkarzem (ostatnio pisał piosenki dla rosyjskich artystów, którzy liczyli na wygraną na Eurowizji). Sam Zełenski przez kilka lat mieszkał przez to właśnie w Rosji. I nie powinno to dziwić. Produkcje telewizyjne i kabaretowe, które tworzyła jego firma, trafiały właśnie na ten rynek. I cieszyły się popularnością.
A poważny status gwiazdy zaczął się, gdy wygrał ukraińską wersję "Tańca z gwiazdami" - startował w jej pierwszej edycji, w 2006 roku. Od tego czasu częściej występował w filmach, serialach, programach satyrycznych. I to właśnie kariera telewizyjna zaprowadziła go do polityki.
W ramach ról kabaretowych wyśmiewał ukraińską politykę, rządzących, reformy. Śmiał się, ale był bieżącym komentatorem rzeczywistości w tej części świata. Podwaliny pod prezydenturę tworzyły się w serialu "Sługa narodu". Zwykły Ukrainiec, prezydent z przypadku, Wasyl Petrowicz Gołoborodko skutecznie walczy z oligarchami, korupcją, a interes zwykłych ludzi jest ma pierwszym miejscu.
Ogromna popularność to jednak za mało, by wyjaśnić fenomen serialu. Nic w ukraińskiej telewizji nie oglądało się lepiej. A ostatni sezon serialu zbiegł się z wyborami prezydenckimi.
Żona? Olena Kijaszko, koleżanka ze szkoły średniej. Prawa ręka w biznesie, współpracowniczka, współwłaścicielka części majątku i scenarzystka w produkcjach telewizyjnych i kabaretowych, w których brał udział mąż. Dzieci? Niemal 18-letnia Ołeksandra i 9-letni Kyryło. Deklarują, że zostają z nim i nigdzie nie uciekają.
Jak wskazuje były ambasador RP w Ukrainie, Jan Piekło, prezydentura Zełenskiego nie była dotąd usłana różami. Obiecywał zakończenie konfliktu z Rosją - nie udało się. Obiecywał walkę z oligarchami - a ciągnie się za nim współpraca z oligarchą Ihorem Kołomojskim, właścicielem stacji TV, w której wcześniej występował. Kołomojski, modelowy oligarcha, to przeciwnik poprzedniego prezydenta, Petra Poroszenki.
Choć dziś drogi Zełenskiego i Kołomojskiego się rozeszły, to nazwisko prezydenta przez tę znajomość pojawiło się m.in. w dokumentach z afery Pandora Papers. Firmy związane z Zełenskim miały brać udział w transferowaniu pieniędzy do rajów podatkowych: Belize, Cypru i Brytyjskich Wysp Dziewiczych.
Ze strony prezydenta żadne wyjaśnienia w tej sprawie się nie pojawiły. Współpracownicy mówili, że obecność w rajach podatkowych była związana z ukraińskimi przepisami - i tym, że nie było innego sposobu na ochronę majątku.
Inne wątpliwości? Część nominacji na kluczowe stanowiska. Swoje miejsce dostawali albo przyjaciele Zełenskiego z grupy komediowej, albo osoby przed laty świadczące usługi dla poprzednich prezydentów. W tym również tych mocno wspierających kierunek rosyjski na Ukrainie.
- Nie wiem, czy Zełenski wygrałby kolejne wybory. Nie wiem, czy do końca kadencji udałoby mu się spełnić obietnice wyborcze. Dziś schodzi to jednak na drugi albo i na kolejny plan. Dziś prezydent Zełenski walczy wraz z Ukraińcami dla Ukrainy. I to się liczy - mówi były ambasador Jan Piekło. - W historii Ukrainy było już zbyt wielu polityków, którzy w momencie próby po prostu uciekali - dodaje.