ŚwiatWitold Waszczykowski dla WP: słowa Donalda Tuska są nieprawdziwe i nie na miejscu

Witold Waszczykowski dla WP: słowa Donalda Tuska są nieprawdziwe i nie na miejscu

- Takie trywialne określenie, którym teraz posługuje się Donald Tusk, jest - uważam - nie na miejscu i jest też nieprawdziwe - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski (PiS). Szef Rady Europejskiej Donald Tusk stwierdził po ogłoszeniu wyników brytyjskiego referendum, że "co cię nie zabije, uczyni cię silniejszym".

Witold Waszczykowski dla WP: słowa Donalda Tuska są nieprawdziwe i nie na miejscu
Źródło zdjęć: © PAP
Jacek Gądek

24.06.2016 | aktual.: 24.06.2016 12:29

WP: Jacek Gądek: Szef Rady Europejskiej Donald Tusk stwierdził po ogłoszeniu wyników brytyjskiego referendum, że "co cię nie zabije, uczyni cię silniejszym". Czy zatem w dłuższej perspektywie Brexit - paradoksalnie - może wręcz wzmocnić Unię Europejską?

Witold Waszczykowski:- Z pewnością nie jest to decyzja, która Unię Europejską będzie wzmacniać.

WP: Tusk nie ma zatem w pana ocenie racji?

- Nie podoba mi się takie trywializowanie. Pogląd, jaki wyraził Donald Tusk, a który funkcjonuje w języku potocznym, w tym przypadku nie ma zastosowania.

WP: Zatem scenariusz po Brexicie jest jaki?

- Grożą nam wieloletnie negocjacje z Wielką Brytanią. I to podwójne, bo - po pierwsze - dotyczące warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii i - po drugie - negocjacje nowego statusu Wielkiej Brytanii w relacjach z Unią. Będą się toczyć równolegle.

WP: Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii to wielka strata dla tego wspólnego gospodarczo-politycznego projektu?

- Wielka Brytania to światowe mocarstwo posiadające broń nuklearną, członek Rady Bezpieczeństwa ONZ i należy go G7 - jest jedną z największych gospodarek na świecie. Zatem wyjście z UE tak wielkiego gracza i gospodarki to wielkie perturbacje gospodarczo-finansowe dla całej Unii - na przykład zmniejszony budżet UE.

Takie trywialne określenie, którym teraz posługuje się Donald Tusk, jest więc - uważam - nie na miejscu i jest też nieprawdziwe.

WP: Decyzja Brytyjczyków jest dla Polski jednoznacznie zła i szkodliwa?

- Musimy respektować decyzję brytyjskiego społeczeństwa. W akcie referendalnym udział wzięło 72,2 proc. uprawnionych, zatem decyzja ta ma duży mandat demokratyczny i musimy to uznać - nie mogę więc powiedzieć, że decyzja Brytyjczyków jest szkodliwa.

WP: Tylko?

- Jest dla nas problemem, bo wywołuje wielki proces negocjacyjny, wielkie rozwody finansowe i wyjście Wielkiej Brytanii z wielu programów europejskich. A potem przyjdzie odtwarzanie tej współpracy już w innej formie.

WP: Londyn był przedstawiany jako jeden z głównych sprzymierzeńców rządu PiS.

- Wyjście Wielkiej Brytanii z UE to też utrata wielkiego koalicjanta Polski na rzecz innego modelu rozwoju Unii Europejskiej. Londyn podobnie jak Warszawa chciała inaczej rozwijać UE - tak, aby była tworem bardziej poświęconym sprawom gospodarczym, konkurencyjności, wolnemu rynkowi i była zarazem mniej upolityczniona i zbiurokratyzowana.

Wyjście Wielkiej Brytanii z UE to także utrata koalicjanta, który myślał transatlantycko i chciał bliskiej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Wielka Brytania ponadto - podobnie jak Polska - myślała o bezpieczeństwie międzynarodowym na terenie Unii. Podobnie jak Polska postrzegała też zagrożenia płynące ze wschodu - ze strony Rosji.

To wszystko są teraz problemy dla polskiej dyplomacji.

WP: Ile prawdy jest w stwierdzeniu, że zaczęło się od niemieckiej "polityki willkommen", a kończy się właśnie na "goodbye" Wielkiej Brytanii?

- Kwestia opuszczenia Unii przez Wielką Brytanię zaczęła się wcześniej - gdy pojawiła się koncepcja "ever closer union", czyli gdy zaczęto szermować hasłem "jeszcze więcej Europy", cokolwiek by to znaczyło. Pojawiły się koncepcje federalistyczne, a strefa euro powinna dominować i stworzyć własne instytucje oraz budżet. Okazało się, że przez część państw – a najmocniej artykułowała to właśnie Wielka Brytania – tego nie akceptuje.

WP: Brexit to skutek dłuższego procesu?

- Od kilku już lat zmieniały się nastroje w Europie. Zaczęto dyskutować o demokratycznej legitymacji instytucji europejskich - zwłaszcza Komisji Europejskiej. Komisja przecież nie jest wybrana przez obywateli Unii Europejskiej, ale jest wynikiem układów i rozgrywek między rządami państw. Jest więc pytanie: czy KE ma prawo zarządzać Unią i dyscyplinować państwa członkowskie? Stąd się zrodził w Wielkiej Brytanii klimat, obawy i zastrzeżenia co do kierunku, w którym podąża Unia.

WP: A kryzys imigracyjny?

- Oczywiście po drodze różne rzeczy - w tym kwestia kryzysu imigracyjnego - dołożyły się do nieufność Londynu w stosunku do Unii.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (374)