Do Rosjan zaczyna docierać. "Witajcie 24 lutego, towarzysze"
Po atakach dronów na Moskwę, Briańsk i Psków rosyjski internet zalały relacje pełne paniki. - Dla napompowanych dumą Rosjan to jest sytuacja niewyobrażalna - mówi Wirtualnej Polsce dr Wojciech Siegień z Uniwersytetu Gdańskiego.
31.08.2023 | aktual.: 31.08.2023 18:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na filmie z Briańska (miasto niedaleko granicy z Ukrainą) widać kulę ognia rozświetlającą horyzont, słychać potężny huk. Nagrywające atak dronów kobiety wpadają w panikę, choć są daleko od eksplozji. - Mówiłam ci, że to dron! - mówi z przerażeniem w głosie jedna z nich. Po kolejnej eksplozji już tylko piszczą i krzyczą ze strachu. Tak nagranie się kończy.
Inny mieszkaniec regionu nagrał przelot bezzałogowego samolotu widoczny za dnia. Na nagraniu krzyczy: "To już trzeci! Trzeci, k***!".
Podczas relacji ataku dronów na lotnisko wojskowe w Pskowie mężczyzna nagrywający telefonem pożary i eksplozje odzywa się w pewnym momencie: "Witajcie 24 lutego, towarzysze". Sfilmowany przez niego atak doprowadził do uszkodzenia co najmniej czterech samolotów Ił-76. Potwierdzili to nawet rosyjscy wojskowi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wielki kłopot dla Kremla
Dr Wojciech Siegień z Uniwersytetu Gdańskiego, analityk rosyjskich przekazów propagandowych, podkreśla, że relacje przesączające się do rosyjskiego internetu wywołują w Rosji potężne emocje i niedowierzanie. Jego zdaniem należy to uznać za sukces ukraińskich akcji dywersyjnych.
- W prostych komentarzach i spontanicznych relacjach widzimy, że zwykli Rosjanie wprost łączą ataki z agresją w Ukrainie. Te filmy są wielkim kłopotem rosyjskiej propagandy. Latami zapewniała ich o wielkości i sile kraju, a tymczasem obywatele doświadczają czegoś zupełnie innego. Przekonują się, że władza kłamie i nie jest w stanie ich bronić - mówi dr Siegień o nagraniu z Pskowa.
- Dla osób z Briańska, Kurska czy Biełgorodu to przypomnienie traumy oblężeń miast podczas II wojny światowej. Ten okres wspomina się w Rosji z wielkim wstydem - dodaje dr Siegień.
Ponad 500 ataków dronów na Rosję
Po ostatnim ataku dronów w nocy z 30 na 31 sierpnia rosyjskie media podsumowują, że podczas wojny z Ukrainą (nazywanej w mediach "operacją specjalną") rosyjscy burmistrzowie i gubernatorzy odnotowali już 511 incydentów z dronami.
Rankiem 31 sierpnia burmistrz Moskwy Siergiej Sobianin ogłosił, że w dzielnicy Woskresenskij w południowo-wschodniej części obwodu moskiewskiego zestrzelono drona lecącego w kierunku stolicy. Wcześniej rosyjskie media informowały, że na moskiewskich lotniskach Wnukowo, Domodiedowo i Szeremietiewo opóźnionych i odwołanych zostało ponad 40 lotów. Oficjalnie nie podano przyczyn odwołania i opóźnienia lotów, choć każdy czytelnik Telegrama wie, jaki był powód.
Zamieszanie na moskiewskich lotniskach trwało wiele godzin. Federalna Agencja Transportu Lotniczego podała, aż 45 samolotów zostało przekierowanych na inne lotniska, a kolejnych 60 ma opóźnienia lub w ogóle nie wyleciało z Moskwy.
Ministerstwo Obrony Rosji poinformowało o przechwyceniu dronów w obwodzie briańskim oraz rakiet na zaanektowanym Krymie. Według lokalnych rosyjskich urzędników atak drona wywołał eksplozję skutkującą jednym pożarem, a także uszkodzeniem linii energetycznej.
Mieszkańcy Moskwy nie wierzą, że to Ukraina
Dr Siegień zwraca uwagę, że inaczej niż mieszkańcy terenów przygranicznych na pojawienie dronów reagują moskwianie. - Dla napompowanych dumą mieszkańców stolicy taka sytuacja jest niewyobrażalna. Niektórzy świadkowie reagowali na wybuchy żartami, niedowierzaniem. Oni myślą, że Ukraina nie ma możliwości zaatakowania stolicy - mówi ekspert.
Tłumaczy, że właśnie z niedowierzania wziął się jeden z wątków rosyjskiej narracji propagandowej.
Baza lotnicza w Pskowie położona jest ponad 900 km od granicy Ukrainy. Rosyjskie media i propagandyści stworzyli teorię, że drony musiały nadlecieć z kierunku północno-wschodniego. W związku z tym za atakiem stoi prawdopodobnie Estonia i kraje NATO.
"Psków jest obok NATO, kraje bałtyckie należy zniszczyć, zetrzeć z powierzchni ziemi" - wściekał się na antenie swojego programu Władimir Sołowjow, jeden z głównych rosyjskich propagandystów.
- Takie domysły, że za atakami stoją kraje NATO to pewien rodzaj wytłumaczenia w propagandzie. Jest to zgodne z linią rosyjskich władz, która chciałaby mobilizować obywateli wokół wielkiej wojny przeciwko Zachodowi - podsumowuje rozmówca WP.
Już informowaliśmy, że odpowiedzią rosyjskich władz na powtarzające się ataki wycelowane w Moskwę było utworzenie "służb antydronowych". W zakłócacze sygnału statków bezzałogowych wyposażono agentów Służby Ochrony Federacji Rosyjskiej. Pilnie strzeżonymi miejscami są trasy przyjazdów rosyjskich polityków, a także stacja kolejowa i pociąg specjalny, którym przemieszcza się Władimir Putin.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski