PublicystykaWiejas: "Mecenas Giertych nic nie rozumie. Zamachnął się na państwo" (Opinia)

Wiejas: "Mecenas Giertych nic nie rozumie. Zamachnął się na państwo" (Opinia)

Roman Giertych żyje w jakimś urojonym świecie. Wydaje mu się tylko, że zna prawo, a powinien iść szybko na korepetycje z jego podstaw. Dowiedziałyby się wtedy, że podstawą tych podstaw jest: najwyższa wartość w państwie to ochrona Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS. Inne prawa są nieważne.

Wiejas: "Mecenas Giertych nic nie rozumie. Zamachnął się na państwo" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Paweł Wiejas

21.03.2019 | aktual.: 21.03.2019 12:50

Błądzi nie tylko mecenas Roman Giertych, zagubiony wydaje się również mecenas Jacek Dubois. Panowie, spróbuję pomóc wam w ogarnięciu sytuacji.

W dużym skrócie. Pod koniec stycznia "Gazeta Wyborcza" zaczęła publikować nagrania rozmów z 2018 r. Na taśmach pojawia się kilka osób, ale skoncentruję się na dwóch – prezesie PiS Jarosławie Kaczyńskim i nie-Polaku o trudnym do wymówienia nazwisku Birgfellner.

Ten drugi to austriacki przedsiębiorca, który rozmawia z prezesem o planach budowy w stolicy dwóch wieżowców. Chce je postawić spółka Srebrna powiązana z politykami PiS. Srebrna ma jednak kłopot, bo jak to ujął Jarosław Kaczyński, pojawiłyby się zarzuty, że "partia buduje wieżowiec".

Operacja K-Towers zostaje wstrzymana, a Gerald Birgfellner zostaje na lodzie. Domaga się 1,3 mln euro za wykonane dotychczas prace. Prezes mówi, że dostanie je, ale najpierw musi iść do sądu. Birgfellner wybiera inną drogę – wynajmuje mecenasów Giertycha i Dubois. Idą do prokuratury.

Cztery niepisane prawa

I tu z przykrością stwierdzę - gdyby obydwaj mecenasi choć trochę nadążali za zmianami w prawie - to prawdopodobnie przeklęliby dzień, w którym nie-Polak Birgfellner stanął w progu kancelarii. Usprawiedliwieniem (niewielkim) jest to, że to prawo niepisane. A oni siedzą i czytają te wszystkie kodeksy. Na co to komu? Gdzieś tak od końca 2015 roku to jakiś przeżytek.

Dlatego udzielę adwokatom darmowej lekcji.

1.
Prezes PiS nawet jak negocjuje gospodarcze geszefty ("Tutaj beze mnie państwo bezpośrednio z zarządem spółki na pewno nie załatwią"), to nie negocjuje.

2.
Prezes PiS jest człowiekiem uczciwym, bo nawet jak płacić nie chce, to chce.

3.
Prezes PiS będąc politykiem, nawet jak łączy działalność polityczną z interesami, to nie łączy.

4.
Gdy prezes PiS mówi, że "nie widzi podstaw do wszczęcia śledztwa wobec niego", to znaczy, że tych podstaw nie ma.

Panie Giertych, panie Dubois – naprawdę nie widzicie, że zabłądziliście? Naprawdę nie rozumiecie, że uczestniczycie w podłym spisku wymierzonym w pierwszą osobę w państwie. Ta heca – czy jak mówią politycy partii rządzącej "kapiszon" – grubymi nićmi jest szyta i jacyś nieprzyjaźni Polsce szatani muszą za nią stać.

Panowie, nie dostrzegliście, że ten Austriak musi być opętany? No bo jak mógł zeznać, że przekazał pod stołem (to już "Wyborcza" z czwartku 21 marca) Jarosławowi Kaczyńskiemu 50 tys. złotych dla duchownego związanego ze Srebrną ("Przekazałem kopertę, a pan Kaczyński z kopertą wszedł do swojego pokoju, gdzie pan Sawicz już siedział")
.

Wasza lekkomyślność wynikać może wyłącznie z tego, że nie czytaliście punktu 4. moich porad. Teraz już wiecie, jak niewiele wiedzieliście wcześniej.

Prokuratura jest dla przeciętnych zjadaczy chleba

A prokuratura, która nie w ciemię jest bita, wiedziała o tym. I dlatego konsekwentnie od wielu tygodni nie chce przesłuchać Jarosława Kaczyńskiego. W Polsce nie może być przecież tak, że przyjdzie sobie jakiś nie-Polak i będzie opluwał najważniejszą osobę w państwie.

Tym bardziej, że prezes mówi, że jest czysty jak łza. A że zeznaje nie prokuratorowi, tylko klepie w mediach? Oj, nie bądźmy takimi szczególarzami, nawet jeśli różnica jest istotna.

Na przykład. Józek oskarża Franka, że ten buchnął mu kurę. Chodzi Franek po wsi i mówi, że Józek to świr, a on Franek, żadnej kury nie buchnął. Zdesperowany Józek idzie do prokuratury, a ta wzywa Franka. I tu już biedak musi (przynajmniej powinien) mówić prawdę. Albo, że faktycznie kury nie ukradł, albo ryzykuje i mówi, że nie ukradł, choć pierze wystaje mu z kieszeni.

Do takich zeznań zawsze, ktoś kiedyś może wrócić. I zobaczyć, czy prokurator przypadkiem nie okazał się ślepcem i owego pierza (lub koperty z 50 tys. zł) nie dostrzegł.

Powróćmy jednak do interesującej nas sprawy, a nie wioskowych drobiazgów, które jak amen w pacierzu doczekałyby się zainteresowania prokuratury. Taki rozwój wypadków zarezerwowany jest dla przeciętnych zjadaczy chleba. Tu - nie przesądzając o niczyjej winie, bo od jej ustalenia jest sąd - mamy do czynienia z przypadkiem innym.

Domagam się dla Giertycha kary najwyższej

Kto oskarża Jarosława Kaczyńskiego, ten sam z miejsca powinien sam być podejrzany. To wariant minimum. Wariant pośredni – powinien zostać oskarżony i skazany przynajmniej na 25 lat. Wariant maksimum – powinien zostać oskarżony i skazany na odsłuchanie wszystkich "taśm Kaczyńskiego" (w pakiecie wystąpienie wiecowe prezesa), mów "obrończych" jego kolegów z PiS i przepisanie ich po tysiąc razy.

Prawdopodobnie niewielu jest ludzi, którzy znieśliby tak ciężką, nieludzka wręcz karę. Dlatego określiłem ją jako "karę maksimum".

Jeśli panowie Giertych i Dubois nie chcą jako współdziałający z nie-Polakiem Birgfellnerem narażać się na ten okrutny wyrok, lepiej niech przeczytają moje cztery punkty.

Żyło się im będzie lżej. Ot, wystarczy przymknąć oko na to, co wyczynia prokuratura w sprawie przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego. Trzeba by też posypać głowę popiołem i ogłosić światu: "Zgrzeszyliśmy wobec prezesa. Zamachnęliśmy się na państwo. PiS-państwo". I niepisane prawa.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)