Widmo wojny w Armenii. Były ambasador ostrzega: jest fatalnie
- Do wojny może dojść w każdej chwili - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP na Łotwie i w Armenii, odnosząc się do eskalującej sytuacji pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem.
20.03.2024 | aktual.: 20.03.2024 19:39
W ciągu ostatnich kilku miesięcy coraz mocniej zaognia się sytuacja wokół Armenii i Azerbejdżanu. W poniedziałek premier Armenii Nikol Paszynian przemawiał podczas spotkania z mieszkańcami obszarów przygranicznych w regionie Tawusz w północnej Armenii. Na nagraniu polityk stwierdził, że pomiędzy Baku a Erywaniem może dojść do wojny.
Paszynian przekazał, że Azerbejdżan oczekuje od Armenii oddania czterech spornych wiosek. Ponadto dodał, że "brak kompromisu w tej sprawie może doprowadzić do wojny z Azerbejdżanem do końca tygodnia".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wioski, które Erywań kontroluje od lat 90., mają dla Armenii znaczenie strategiczne. Znajdują się przy głównej drodze między stolicą a granicą z Gruzją. Baku twierdzi, że zwrot tych terytoriów jest niezbędnym warunkiem wstępnym porozumienia pokojowego.
"Azerbejdżan eskaluje żądania"
Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP na Łotwie i w Armenii oraz prezes Stowarzyszenia Euroatlantyckiego, mówi wprost: - Jest fatalnie.
W jego ocenie "jest to oczywiście efekt w dużej mierze tego, że Armenia przez całe lata stawiała na Rosjan, że prowadziła politykę niezwykle jednostronną". - Federacja Rosyjska z powodów politycznych, wynikających z tego, że po prostu Rosjanie są za słabi w tej chwili, jak i z powodów takich, że Armenia próbuje dokonać niekonsekwentnego, ale jednak zwrotu na Zachód, wyraźnie nie jest zainteresowana obroną Armenii czy wspieraniem jej w tym konflikcie - dodaje.
- Istnieje bardzo wyraźna wojskowa i polityczna nierównowaga. Ormianie znaleźli się w takiej sytuacji, że nie pozostaje im nic innego, jak przyjmowanie kolejnych dyktatów ze strony Azerbejdżanu. Dyktatów, które też są uzależnione od zewnętrznej sytuacji politycznej - wyjaśnia.
I wyjaśnia, że "wykorzystując międzynarodową niestabilność związaną z wojną w Ukrainie, Azerbejdżan eskaluje żądania, eskaluje naciski na Armenię". - Doprowadziwszy do kompletnej czystki etnicznej w Górskim Karabachu, w tej chwili zaczyna wysuwać żądania terytorialne wobec terytorium ormiańskiego - wyjaśnia rozmówca Wirtualnej Polski.
Zobacz także
"Niesłychanie bolesne" żądania
W opinii Nowakowskiego te żądania terytorialne są "niesłychanie bolesne dla Ormian". Dlaczego? Jak mówi były ambasador, z bardzo prostego powodu. - To teoretycznie są żądania stosunkowo nieznaczne. Tylko Azerbejdżan, gdyby żądania zostały spełnione, de facto odcina Armenię od świata - dodaje.
- Cztery wioski w prowincji Tawusz są położone strategicznie, bo one zamykają główną drogę życia Armenii - drogę, która łączy Armenię z Gruzją. W zasadzie w tym momencie Ormianie są kompletnie odcięci od świata zewnętrznego - mamy zamkniętą granicę z Turcją, zamkniętą granicę z Azerbejdżanem, prawie zamknięte jedyne przejście - wylicza. W opinii Nowakowskiego w konsekwencji plan azerski polega na pozbawieniu Armenii niepodległości.
"Do wojny może dojść w każdej chwili"
Czy Nowakowski zgadza się z tym, co powiedział premier Armenii, że pomiędzy Baku a Erywaniem może dojść do wojny? - Tak, do wojny może dojść w każdej chwili - mówi wprost ekspert.
- Przykładem jest i rok 2020, i ten nagły atak na Górski Karabach, który doprowadził do pełnej czystki etnicznej. Swoją drogą to jest też zadziwiające, że cały świat załamuje ręce nad losem biednych Palestyńczyków ze Strefy Gazy, natomiast wyczyszczony do zera praktycznie Górski Karabach nie zwrócił niczyjej uwagi. Wzrok świata jest w wielu przypadkach selektywny - ocenia rozmówca Wirtualnej Polski.
Głos z Moskwy ws. Armenii
Rzeczniczka rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Maria Zacharowa, skomentowała oświadczenie premiera Armenii Nikolego Paszynina na temat potencjalnej wojny z Azerbejdżanem. Dyplomatka stwierdziła, że sytuacja, w której obecnie znajduje się Erywań, jest wynikiem konsultacji z Zachodem.
"Premier Armenii Nikol Paszynian powiedział na spotkaniu z mieszkańcami regionu Tawusz, że jeśli Erywań nie pójdzie na kompromis z Baku w kwestii przygranicznych wiosek, wojna może wybuchnąć pod koniec tygodnia. Do czego doprowadzili nowi kuratorzy z Unii Europejskiej, NATO i Waszyngtonu. Uwaga: to oświadczenie nie ma nic wspólnego z Rosją. Jest to wyłączna kompetencja obecnych władz w Erywaniu i wynik ich konsultacji z ludźmi Zachodu" - napisała Zacharowa na Telegramie.
Zobacz także
Kryzys wokół Armenii i Azerbejdżanu
Przypomnijmy, że we wrześniu ubiegłego roku Armenia poniosła poważną porażkę. Azerbejdżan przeprowadził wówczas błyskawiczną ofensywę i odbił Górski Karabach. Baku i Erywań oświadczyły, że chcą teraz podpisać formalny traktat pokojowy. Rozmowy utknęły jednak w martwym punkcie. Na razie nie udało się wypracować kompromisu w kwestii wspólnej granicy mierzącej 1000 km - podaje agencja Reutera.
Od dziesięcioleci Azerbejdżan i Armenia toczą spór o separatystyczny region - zamieszkany głównie przez Ormian. Po poprzedniej odsłonie konfliktu w 2020 r. Azerbejdżan odzyskał kontrolę nad częścią Górnego Karabachu, a Rosja rozmieściła tam kontyngent pokojowy.
Na mocy porozumienia o zawieszeniu broni, wynegocjowanego przez Rosję w 2020 roku, 1960 rosyjskich żołnierzy ma za zadanie ochronić jedyną trasę łączącą Górski Karabach z Armenią.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski