Górski Karabach przestanie istnieć. "Porażka i kompromitacja Rosji"
Prezydent samozwańczej Republiki Górskiego Karabachu Samwel Sahramanyan ogłosił rozwiązanie instytucji państwowych. Ma się to stać do 1 stycznia 2024 roku. - To, co dzieje się w Górskim Karabachu, to przygotowywanie czystki etnicznej - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską b. ambasador Jerzy Marek Nowakowski.
Samwel Sahramanyan podpisał dekret w sprawie działań wynikających z sytuacji powstałej po 19 września. Wówczas Azerbejdżan rozpoczął swoją interwencję zbrojną na terenie tej ormiańskiej enklawy.
Decyzja o rozwiązaniu po 30 latach struktur Górskiego Karabachu (oderwał się od Azerbejdżanu i na początku lat 90. XX w. ogłosił nieuznawaną przez świat niepodległość - red.) następuje po ofensywie zbrojnej przeprowadzonej w zeszłym tygodniu na polecenie władz w Baku, która zmusiła separatystów do złożenia broni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozmowy pokojowe. "Azerbejdżan nigdy nie straci Karabachu"
20 września ogłoszono zawieszenie broni, ale warunkiem Baku była: całkowita kapitulacja i rozbrojenie sił zbrojnych regionu oraz samorozwiązanie lokalnego rządu.
"Porażka i kompromitacja Rosji"
Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador Polski na Łotwie i w Armenii, stwierdził w rozmowie z Wirtualną Polską, że dla Rosjan jest to porażka i kompromitacja. - To sytuacja, która jest wyrokiem na spoistość Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, czyli tzw. rosyjskiego NATO - podkreśla.
- Dla Ormian sprawa wygląda tak, że Rosjanie sprzedali interesy ormiańskie w zamian za święty spokój i pozyskanie nieco większej życzliwości Azerbejdżanu - ocenia.
"Rosja była gwarantem bezpieczeństwa i tej roli nie spełniła"
Dr Marcin Zaborowski z GLOBSEC, analityk i były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, zapytany o rolę Rosji w całym zamieszaniu na Kaukazie mówi, że jej rola jest w obecnej konstelacji zanikająca.
- Rosja była gwarantem bezpieczeństwa dla Armenii i w tej roli się nie spełniła. W związku z tym jawi się jako państwo słabe, na którym nie można polegać. To doprowadzi do pewnych przemyśleń w Erywaniu, co już po części widzimy - dodaje.
Podkreśla, że zmiany w postrzeganiu państwa Putina pojawią także w innych krajach obszaru postsowieckiego. - Które były przytulone do Rosji, licząc na to, że dzięki dobrym relacjom z tym krajem mają zapewnione gwarancje gospodarcze i bezpieczeństwa - ocenia dr Zaborowski. - Rosja żadnej roli absolutnie nie wypełnia - dodaje.
"Przygotowywanie czystki etnicznej"
Jerzy Marek Nowakowski podkreśla, że cała sytuacja dowodzi skuteczności i opłacalności polityki czystek etnicznych.
- To, co dzieje się w Górskim Karabachu, to przygotowywanie czystki etnicznej. Górski Karabach był jedynym obszarem, z którego nikt nigdy nie wypędził Ormian. Ich masowa ucieczka bierze się ze słusznej obawy, że staną się ofiarami represji, a może i czegoś gorszego - podkreśla.
"Kryzys uchodźczy z całą pewnością dotknie Armenię"
Ormianie zamieszkujący teren Górskiego Karabachu masowo wyjeżdżają. Rząd Armenii podał, że do czwartku przyjął już ponad 65 tys. uciekinierów. Do tej kwestii odniósł się dr Zaborowski. - Kryzys uchodźczy, który z całą pewnością dotknie Armenię, nie będzie nas w większym stopniu dotyczyć - prognozuje dr Zaborowski.
- Armenia jest państwem biednym, z bardzo ograniczonymi zasobami. Radzenie sobie z tak dużą grupą uchodźców może być dla niej czymś bardzo trudnym. Jawi się okazja dla Unii Europejskiej, by pokazać Armenii, że UE potrafi w takich sytuacjach pomóc - mówi.
W Górskim Karabachu mieszkało około 120 tys. Ormian, którzy stanowili tam większość etniczną. W następstwie zawieszenia broni Azerbejdżan otworzył wszystkie punkty kontrolne z Armenią, aby umożliwić niezakłócony wyjazd ludności cywilnej ze spornego terytorium.
- Ten obszar zostanie zasiedlony przez władze Azerami i sprawa Górskiego Karabachu zostanie ostatecznie rozwiązana, jak brzydko by to nie brzmiało. Będzie to też miało wpływ na wewnętrzne sprawy Armenii - ocenia Nowakowski.
"Geopolityczna szansa dla Unii Europejskiej"
- Armenia jest nadal członkiem Unii Euroazjatyckiej. Mamy szansę przeciągnąć Armenię na stronę zachodnią - ocenia.
- To geopolityczna szansa dla Unii Europejskiej. Dotychczas Ormianie z pewną niechęcią, ale jednak czuli się zmuszeni do pozostawania w bliskiej relacji z Rosją. Teraz mają dowód na to, że Rosja nie wypełnia zobowiązań i w związku z tym nie ma powodu, by Armenia pozostawała w zależności z tym krajem. I - tym samym - traciła cywilizacyjne szanse związania się z Zachodem, z którym kulturowo Armenia jest związana - podkreśla rozmówca Wirtualnej Polski.
"Napięcie na południowym Kaukazie będzie nadal trwało"
Nowakowski zwraca także uwagę na rolę prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa, który - w ocenie byłego ambasadora - "de facto naśladuje Władimira Putina". - Konflikty i spory zaczyna rozwiązywać za pomocą siły. To bardzo niedobre - dodaje.
Ekspert podkreśla, że nawet czystka etniczna i zajęcie Górskiego Karabachu nie doprowadzą do spokoju. - Azerbejdżan, w sposób mniej lub bardziej otwarty, zaczyna zgłaszać pretensje do części terytorium Armenii. To napięcie na południowym Kaukazie będzie nadal trwało, i będzie uzależnione od zaangażowania mocarstw, szczególnie Stanów Zjednoczonych - prognozuje.
- Za Azerbejdżanem stoi Turcja, Iran jest zaangażowany w proces utrzymania status quo na tym obszarze. Ofiarami są Ormianie z Górskiego Karabachu, którzy utracą majątek i życiową stabilizację. Ale i całe społeczeństwo ormiańskie, które przez lata, bardzo niemądrze, było karmione nacjonalistyczną opowieścią o potędze Armenii - dodaje.
Nowakowski dodaje: - Nagle to wszystko się zawaliło. W sferze psychologii społecznej będzie to miało bardzo niedobre skutki. To kolejny dowód na głęboki cynizm rosyjskiej polityki.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski