Błyskawiczna akcja na Kaukazie. Erdogan zaciera ręce, wygrywa rozgrywkę z Putinem

Rosjanie wycofali siły pokojowe z Górskiego Karabachu. Azerowie w błyskawicznej operacji zajmują całe sporne terytorium. Czy Kreml traci właśnie kontrolę nad Kaukazem? I w jaki sposób wykorzysta to Turcja?

Rosja Putina traci wpływy na Kaukazie. Turecki prezydent Erdogan zaciera ręce
Rosja Putina traci wpływy na Kaukazie. Turecki prezydent Erdogan zaciera ręce
Źródło zdjęć: © PAP

O Górski Karabach Azerbejdżan i Armenia toczą spór od dekad. Gwarantem bezpieczeństwa na Kaukazie była jednak Rosja. Z Petersburga, a potem z Moskwy przez ponad 100 lat płynęły opinie, decyzje, broń, a często też wojsko, które pacyfikowało opornych.

Wszystko zaczęło się wówczas, kiedy po rewolucji październikowej kraina, zamieszkana w większości przez katolickich Ormian, została włączona do zdobytego przez bolszewików islamskiego Azerbejdżanu.

Przez cały czas istnienia ZSRR obie strony chciały przejąć kontrolę nad górskim regionem. Napięcie rosło z każdym rokiem, aż w 1988 r. doszło do masakry Ormian w Sumgaicie, za organizacją której stało prawdopodobnie KGB.

Po rozpadzie Związku Sowieckiego od razu doszło do krwawej wojny, po której Karabach przejęli Ormianie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Karty rozdaje Erdogan

We wszystkich tych konfliktach obu stronom broń dostarczała głównie Moskwa. Przede wszystkim dla biedniejszej Armenii, która dla Moskwy stanowi ważny punkt w grze z Turcją. Azerbejdżan korzysta jeszcze z dostaw tureckich i izraelskich.

Zwłaszcza dla Turcji Azerowie są istotni. Nie tylko jako klient, ale także przeciwwaga dla rosyjskich wpływów w Armenii.

Dlatego Ankarze bardzo na rękę jest obecne azerskie zwycięstwo i konflikt na linii Erywań - Moskwa. Erdogan w końcu może pokazać, że na Kaukazie to on rozdaje karty, a nie Moskwa. Pod warunkiem, że dobrze rozegra tę partię.

Choć jeszcze w 2020 r. wcale tak nie było.

Ostatnia wojna?

Przed dwoma laty przegrana Armenii cieszyła Putina. Rząd Nikola Paszyniana jest bardzo prozachodni, a porażka znów w pewien sposób uzależniła Erywań od Moskwy. Zwłaszcza że ta wysłała do Karabachu siły rozjemcze. Na Kaukaz trafiło niemal 2000 żołnierzy, 90 transporterów opancerzonych i 380 jednostek innego sprzętu wojskowego.

Paszynian całkowicie zaufał Putinowi. Teraz mówi, że popełnił błąd. Rosjanie mieli stacjonować w Górskim Karabachu przez pięć lat. Nie minęło jednak półtora roku i Rosja wycofała większość swoich sił, które były im niezbędne w Ukrainie.

Premier Paszynian oskarżył Kreml o złamanie obietnicy zapewnienia bezpieczeństwa Armenii. Główny zarzut dotyczył braku zabezpieczenia korytarza humanitarnego prowadzącego do Laczin. Jest on jedyną drogą łączącą Armenię z Karabachem. Jego przerwanie doprowadziło do przerw w dostawie zaopatrzenia dla cywili. Według Erywania doprowadziło to do głodu w kilku ormiańskich miejscowościach. Brakowało także lekarstw i przerywane były dostawy energii elektrycznej.

Paszynian zwracał uwagę, że od kilku miesięcy informował siły bezpieczeństwa o koncentracji azerskich oddziałów, te jednak nic nie zrobiły. Nie została przeprowadzona żadna kontrola, a obserwatorzy nie przyjęli ormiańskich raportów. Premier wprost zasugerował, że Rosjanie ich porzucili.

Autorytet Kremla upadł równie szybko, jak poddały się ormiańskie oddziały. Choć Azerowie poinformowali, że porozumienie o zawieszeniu broni zostało wynegocjowane przy współpracy rosyjskich wojsk. Putin poinformował przy tym, że uważa operację Azerbejdżanu za działania wewnętrzne i ormiańskie zarzuty o braku zapewnienia obiecanego bezpieczeństwa odrzucił.

Koniec rosyjskich interesów?

Dla władców Rosji Kaukaz zawsze był wyłączną strefą wpływów, a przez ostatnie dwie dekady swoje interesy umieszczali głównie w Armenii. Jeszcze do 2018 r. rząd w Erywaniu był właściwie przedstawicielem Moskwy na region. Dopiero obalenie po protestach premiera Serża Sarkisjana zmieniło sytuację. W wyborach wybrano prozachodnią opcję.

Wówczas Moskwa ograniczyła inwestycje w Armenii, gdzie dotychczas na każdym kroku było widać wpływ rubla: budowało się drogi, inwestowało w przemysł i usługi. Mimo to pieniądze trafiały do niewielkiego grona zaufanych członków partii. Aż jedna trzecia mieszkańców żyła w nędzy, a bezrobocie wynosiło 20 proc.

W Erywaniu coraz częściej się sugeruje, że zmiana rządu na bardziej demokratyczny bardzo ubodło Kreml i wojna w 2020 r. była w znacznej mierze inspirowana przez Rosjan, którzy chcieli ukarać Armenię za próbę zbliżenia z USA i Unią Europejską. Jeśli okazałoby się to prawdą, zostałby powtórzony scenariusz ukraiński. W obu przypadkach Kreml osiągnął cel odwrotny od zamierzonego. W tym przypadku umocnił pozycję Turcji.

Turcy zacierają ręce

Kiedy pod koniec marca 2022 r. Rosjanie wycofali większość oddziałów z Karabachu, Azerbejdżan natychmiast ruszył do ataku. Stało się to bez sprzeciwu tureckich obserwatorów, którzy wspierają braci w wierze w wojnie przeciwko Armenii. Pisałem wówczas, że "można się spodziewać, iż Turcja nie będzie przeszkadzała Azerom w dalszych postępach".

Tak faktycznie się stało. Erdogan poinformował na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, że "popiera działania na rzecz zachowania integralności terytorialnej Azerbejdżanu".

"Azerbejdżan zmuszony był podjąć kroki, które uznał za konieczne na własnym, suwerennym terytorium" - stwierdza Turcja w oświadczeniu.

Prozachodni rząd Armenii pozostał praktycznie sam, co może spowodować jeszcze większe zbliżenie do Stanów Zjednoczonych i - siłą rzeczy - do sąsiedniej Gruzji. Przede wszystkim może wzmocnić pozycję Turcji kosztem Federacji Rosyjskiej, która obecnie nie ma ani mocy politycznej, ani militarnej, aby być kluczowym graczem. Turcja może z kolei zbudować w najbliższym czasie pozycję lokalnego mocarstwa i rozjemcy.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
górski karabachazerbejdżanarmenia
Wybrane dla Ciebie