PublicystykaWarzecha: "Precz z PiS" to jedyny pomysł opozycji (Opinia)

Warzecha: "Precz z PiS" to jedyny pomysł opozycji (Opinia)

Patrząc na stojących obok siebie na scenie na Placu Konstytucji polityków Koalicji Europejskiej i Donalda Tuska, można było pomyśleć, że to grupa kochających się przyjaciół. Nic bardziej mylnego. To trupa zżeranych ambicjami rywali, którym na wiecu udaje się udawać, że jest inaczej.

Warzecha: "Precz z PiS" to jedyny pomysł opozycji (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP
Łukasz Warzecha

Tusk jako polityk wiecowy

Donald Tusk chyba pierwszy raz tak wyraźnie wyszedł z roli arbitra i szefa Rady Europejskiej, wygłaszając klasyczne wiecowe wystąpienie. "Nie możecie zostawić losu naszych dzieci i wnuków w ich rękach. Nasze dzieci i wnuki nigdy nam tego nie wybaczą. Idźcie do zwycięstwa. Polska znowu zadziwi świat i Europę. Wszystko w waszych rękach" – to nie był tekst zdystansowanego patrona, ale przywódcy obozu politycznego. Tyle że Tusk nim wcale nie jest i nie wiadomo, czy chce być. Realnie sznurki trzyma w ręku stojący obok niego Grzegorz Schetyna, którego jeszcze niedawno, na początku maja, Tusk demonstracyjnie pominął w tłumie po swoim wystąpieniu na Uniwersytecie Warszawskim.

Tusk odniósł się do tych, którzy wskazują, że KE jest niespójna, nazywając ich malkontentami. Ale od takich retorycznych zabiegów Koalicja Europejska nie stanie się bardziej jednolita. To zakrzykiwanie problemu. Skutkiem eklektyczności KE jest między innymi to, że Schetyna nie może mieć pewności, że wszyscy wprowadzeni przez KE europosłowie dołączą po wyborach do Europejskiej Partii Ludowej. Jeśli tego nie zrobią, może to z kolei wpłynąć na przetrwanie KE do wyborów parlamentarnych. Nie mówiąc już o tym, że pretensję mogą mieć do Schetyny inni politycy EPP – bo jak to: wziął na listy ludzi, którzy zamiast wzmocnić ich frakcję, idą natychmiast do socjalistów?

Wiec opozycji nie powalił

Wiec Koalicji Europejskiej nie był oszałamiającym sukcesem frekwencyjnym. Jak twierdzą niektórzy obserwatorzy, mógł zebrać najwyżej tyle, a może i mniej osób niż niedawny marsz przeciwko ustawie 447, organizowany faktycznie przez Konfederację (choć formalnie przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości). Marszu przeciw żydowskim roszczeniom nie reklamowały żadne głównonurtowe media, a i tak zgromadził przynajmniej kilkanaście tysięcy osób. Koalicja Europejska dostaje wsparcie mediów wrogich PiS, a w dodatku powiększyła się w ostatnim czasie o kolejne, całkiem już marginalne partyjki, których nazw nikt nie zna. Mimo to frekwencja nie powaliła.

To trochę jak z sondażami. Mamy tu wprawdzie nieco zamętu (swoją drogą sondażowe rozbieżności rysują całkiem skandaliczny obraz polskich firm badania opinii), bo w ostatnim czasie pojawił się sondaż, który dawał KE dużą przewagę nad PiS, ale ogólna tendencja tego raczej nie potwierdza. Widać za to, że wraz ze wzrostem liczby podmiotów, tworzących KE, nie rośnie proporcjonalnie poparcie dla niej. Dwa plus dwa w tym przypadku równa się najwyżej trzy.

Opozycja wciąż bez pomysłu

Bardzo możliwe, że przyczyna jest wciąż ta sama: brak innego pomysłu i propozycji niż negacja wszystkiego, co zrobił, robi i potencjalnie może zrobić PiS. Ale negacja nie sięgająca spraw szczegółowych i konkretów. Nie wiadomo na przykład, co PO i jej sprzymierzeńcy zamierzają zrobić z zakazem niedzielnego handlu, czy naprawią doprowadzoną do absurdu przez PiS ustawę śmieciową (winną drastycznemu często wzrostowi cen wywozu śmieci) albo czy zniosą opłatę emisyjną, za sprawą której płacimy więcej za paliwo. To byłyby przecież jakieś konkrety. Ale propozycja KE obraca się wciąż wokół ogólnego zanegowania spraw, które wywołują emocje jedynie najbardziej zaangażowanej części elektoratu: sądy (choć nie wiadomo, co konkretnie KE chciałaby tu zmienić i jak), zmiana naszych relacji z partnerami w UE (ale znów nie bardzo wiadomo, co by to miało oznaczać), ostatnio Schetyna mówił o policji – ale nie wiadomo, co miał konkretnie na myśli i jak chciałby zmienić jej sposób działania, żeby nie była – jak stwierdził – podporządkowana politykom.

Jest zatem tylko zbiór ogólników. Ale też trudno, żeby było inaczej, skoro mówimy o konglomeracie ugrupowań z jednej strony skrajnie lewicowych i antyrynkowych, z drugiej – bardziej liberalnych, z trzeciej – niemal konserwatywnych jak PSL. To jednak powoduje, że nadal jedynym spoiwem jest ogólna, emocjonalna niechęć wobec PiS. Tymczasem PiS, nawet w momentach, gdy traci rozpęd, może wciąż przypominać, że zaoferował i co najważniejsze – zrealizował bardzo konkretne propozycje. Na tym tle pokrzykiwania Tuska czy Schetyny o lepszej Polsce dla wszystkich wypadają blado.

Dynamika niekorzystna dla PiS

Przy tym wszystkim jednak dynamika ostatniego etapu kampanii przed wyborami do PE nie jest korzystna dla PiS. Przyklejenie się tej partii do Kościoła – podkreślam: to PiS przykleja się do Kościoła, nie Kościół do PiS – sprawiło, że w zestawieniu z emocjami, wywołanymi filmem Tomasza Sekielskiego, partia Kaczyńskiego znalazła się w defensywie. Musiała reagować skleconymi na chybcika zmianami w prawie – na chybcika tak bardzo, że być może wyglądającymi niewiarygodnie nawet dla własnych wyborców, którzy mogą przecież spytać, dlaczego PiS przedstawił ten projekt dopiero po premierze "Tylko nie mów nikomu". Co więcej, Kaczyński musi próbować nieco schizofrenicznie łączyć dwa przekazy: dla twardego elektoratu ten, że "nie damy zniszczyć Kościoła", a dla tego wzburzonego filmem i przeciw twierdzeniom opozycji, że PiS chciałby kryć kościelnych pedofilów – że "nikt nie będzie miał immunitetu".

Drugi wielki problem PiS to ustawa 447. Taktycznym błędem było nieprzyjęcie ustawy w tej sprawie, zaproponowanej przez Kukiz ’15. Stworzyło to dysonans wobec jednoczesnych zapewnień PiS, że nikomu nic nie jesteśmy winni.

Gdybym miał wróżyć tydzień przed wyborami, stawiałbym, że różnica między PiS a KE będzie niewielka. W mandatach sprowadzi się do jednego lub dwóch dla PiS. Koalicja Europejska dostanie wiatr w żagle, zarazem jednak mając coraz większe problemy wewnętrzne. Ułożenie list do Parlamentu Europejskiego było niczym wobec tego, czym będzie ułożenie list do Sejmu w ramach zbioru tak wielu sił politycznych, z Tuskiem za plecami, nadal przy jednym tylko przesłaniu: precz z PiS!

PiS z kolei może się zderzyć we wrześniu z wściekłością rodziców, którzy natkną się w szkołach na podwójny rocznik, oraz z żądaniami kolejnych grup zawodowych. A to wszystko przy kolejnych wątpliwościach, dotyczących spięcia budżetu bez zwiększania obciążeń. Z prawej atakować będzie zawzięcie Konfederacja, której zapewne uda się wprowadzić do PE dwóch lub trzech europosłów.
Jedni i drudzy łatwo mieć nie będą.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)