RegionalneWarszawaLepsza strona Wisły, czyli odwieczny konflikt warszawiaków

Lepsza strona Wisły, czyli odwieczny konflikt warszawiaków

Obie strony miasta niezmiennie od lat podkreślają swoją ważność, konkurując między sobą.

Lepsza strona Wisły, czyli odwieczny konflikt warszawiaków

Praga niemal od zawsze była tą dziką, bezkompromisową i niebezpieczną częścią Warszawy. Ale tylko w oczach tych, mieszkających na lewym brzegu rzeki, bo prażanie określają swoją dzielnicę jako "lepszą stronę Wisły". Praga zawsze marzyła o tym, co ma Warszawa, a Warszawa zawsze wygrzewała się na praskich plażach. Konflikt trwa od pokoleń. Różnice między stronami Wisły pogłębiały się, gdy władze miasta nieustannie zaniedbywały prawą stronę, pozwalając, by Warszawa rozwijała się szybciej. Czy jest choć cień szansy na to, aby stolicę Polski dzieliła wyłącznie Wisła? By mentalny podział mieszkańców zatarł się tak, jak w błyskawicznym tempie między dwoma brzegami zacierają się różnice w liczbie i jakości inwestycji oraz w rozwoju infrastruktury?

- Trzeba pamiętać o tym, że bardzo długo były to dwa miasta. Warszawa rozwijała się na lewym brzegu Wisły, natomiast na prawym brzegu była Praga, gdzie wcześniej dominowały lasy. To tam jechało się wygrzewać na słońcu, "prażyć", stąd nazwa "Praga". Ten podział jest zatem historycznie uwarunkowany - opowiada WawaLove.pl dr Tomasz Sobierajski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Przez długie lata lewa strona rozwijała się znacznie szybciej od prawej. Gdy Lindley zaczął budować kanały w Śródmieściu, prażanie też się ich domagali, ale dostali je dopiero 30 lat później. Mimo że Praga już od jakiegoś czasu skutecznie dogania swoją sąsiadkę z naprzeciwka, warszawiacy wciąż niechętnie odnoszą się do "tej drugiej strony". - Dla tych, którzy mieszkają albo po lewej, albo po prawej stronie Wisły, przeniesienie się na drugi brzeg jest niemal niemożliwe. Są bardzo przywiązani do swojego miejsca urodzenia i zamieszkania. Często nie mówią: "jestem z Warszawy", ale :"jestem z Żoliborza/ Muranowa/ ze Szmulek" - na mapie
miasta wyraźnie określają swoje dzielnice, z którymi mocno się utożsamiają - tłumaczy Sobierajski.

Co by było, gdyby Wisły nie było?

Królowa rzek całkiem niedawno spłatała Warszawie figla. Podczas letnich upałów wysychała w zastraszającym tempie. Padł rekord niskiego poziomu wody, a internet zalała fala uszczypliwych komentarzy. - Praga to w większości patologia. Oby nie przedostała się do nas - napisał nasz czytelnik Marek. - A gdzie wszyscy przyjeżdżają wygrzewać się na słońcu? Po której stronie zbudowali Stadion Narodowy? Odczepcie się od Pragi! - broniła swojej dzielnicy internautka Ania.

Poziom wody w Wiśle sięgał tego lata zaledwie 43 cm. Z jednego na drugi brzeg można było niemal przejść bosą stopą. Ale nawet tak symboliczny klimat nie skłonił warszawiaków do podania sobie dłoni na wieczną zgodę. Mieszkańcy lewego brzegu niezmiennie upierają się przy stanowisku, że mosty są budowane z lewego brzegu na prawy, nigdy odwrotnie, a prażanie wciąż podkreślają swoją odrębność. - Warszawiaków próbowano pogodzić, odbudowując most Łazienkowski z obu stron jednocześnie - żartuje dr Tomasz Sobierajski z UW. I ta metoda nie poskutkowała.

"Połączono oba miasta zaledwie dwa wieki temu, a Warszawa zawsze się od Pragi odwraca. Czemu? A podczas Powstania co dla Warszawy zrobiła Praga? A podczas Rzezi Pragi, co dla nas zrobiła Warszawa?". Tekst utworu "East Coast West Coast" trupy aktorskiej Pożar w Burdelu niezwykle trafnie komentuje rzeczywistość podziału warszawiaków na dwa obozy słuszności.

Obie strony niezmiennie od lat podkreślają swoją ważność, umniejszając rangę konkurenta. Wydaje się jednak, że dyskusja na temat tego, który brzeg jest lepszy, to jak dyskusja o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętem Wielkiej Nocy. - Każda ze stron ma swoje argumenty. Lewa strona broni się tym, że jest rdzenną Warszawą. Prażanie podkreślają, że to po prawej stronie prawdziwie zachowała się historia, podczas gdy druga strona została całkowicie zburzona - komentuje Sobierajski.

Złego dobre skutki

Tak twierdzi socjolog miasta Tomasz Sobierajski. Warszawski konflikt jest bezpieczny, póki opiera się przede wszystkim na konkurowaniu w inwestycjach i - od czasu do czasu - w potyczkach słownych. - Duże miasta mają to do siebie, że by mieszkańcy mogli funkcjonować, ważna jest regionalność - funkcjonowanie w ramach danej dzielnicy. Podobnie jest w Paryżu, Rzymie, Berlinie. To pozwala na to, by ludzie czuli się bezpieczniej, żyjąc w ramach swojej małej społeczności - mówi Sobierajski. Zarówno miasto, jak i deweloperzy podejmują różne działania, które mają na celu oswojenie Pragi. Buduje się tam mieszkania, apartamenty, rewitalizuje się dzielnicę. Czy te próby przyciągną za sobą mieszkańców lewej strony? - W to wątpię. Prawy brzeg Wisły przyciąga raczej nowych, napływowych warszawiaków, którzy nie są skażeni historią Pragi - mówi socjolog.

Prawa strona wciąż chce zaimponować lewej - i odwrotnie. Czy da się w tym sporze wyłonić zwycięzcę? Na szczęście nie. - Taka sytuacja może się tylko i wyłącznie przysłużyć miastu. Nie traktowałbym tego podziału jako konfliktu, a raczej postrzegałbym go jako zdrową konkurencję - dodaje dr Tomasz Sobierajski.

Monika Rozpędek, WawaLove.pl

Obraz
Obraz
Obraz
warszawaspórpraga
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)