Kierowca nie wpuścił obywatela Togo do autobusu, bo "zachowywał się agresywnie". Żona Togijczyka: "to bzdura"
Mężczyzna miał przy sobie kilka toreb, co miało nie spodobać się kierowcy.
*Kierowca firmy Ecolines nie wpuścił obywatela Togo do autobusu na linii Warszawa-Berlin. Rzecznik firmy: "pasażer uniemożliwiał odjazd autobusu poprzez blokowanie drzwi". Żona Togijczyka: "to bzdura". *
Na łamach WawaLove.pl pisaliśmy już o tej sprawie. W piątek wieczorem Togijczyk stawił się na jednym z dworców autobusowych w Warszawie. Miał wykupiony bilet do Berlina. Gdy próbował wejść do autobusu, kierowca stanowczo mu zabronił. Jak się dowiedziało WawaLove.pl, mężczyzna miał przy sobie kilka toreb, co miało nie spodobać się kierowcy. Telewizja WP.TV skontaktowała się z żoną Togijczyka, Matyldą N.
- Mój mąż miał jedną podręczną walizkę, drugą 24-kilogramową i torbę o wadze 13 kg. Kierowca nie wytłumaczył mu, że ma za niego dopłacić. Mój mąż chciał to zrobić. Nie pierwszy raz musiał dopłacać za bagaż. Ale to wyglądało tak, jakby kierowca szukał sztucznego problemu. Zaczął na mojego męża krzyczeć, unosić się, że nie może jechać. A on nie rozumiał, co mówi kierowca. Poczuł się zaatakowany. Odpowiedział krzykiem. Na miejscu pojawiła się ochrona dworca - opowiada żona Togijczyka w WP.TV.
Zdaniem pani Matyldy ochroniarze poinformowali kierowcę o tym, że jej mąż zgodził się dopłacić za nadbagaż . - Ochroniarze przekonywali kierowcę, żeby go wpuścił na pokład autokaru. Kierowca powiedział, że mój mąż jest niebezpieczny i ma nóż – dodaje pani Matylda.
Kobieta zadzwoniła na policję. Jak mówi, funkcjonariusze zjawili się na dworcu w ciągu kilku minut. - Pod stwierdzeniu faktu, że mąż nie jest niebezpieczny, powiedzieli kierowcy, że zapłaci za dodatkowy bagaż i poprosili, żeby go zabrał - mówi pani Matylda. Kierowca ponownie odmówił zabrania czarnoskórego pasażera. - Policjanci powiedzieli, że nic na to nie poradzą - dodaje.
Oświadczenie przewoźnika
WawaLove.pl skontaktowało się w tej sprawie z przewoźnikiem Ecolines. W poniedziałek firma wydała oświadczenie. "Pasażer, który nie został przyjęty na pokład autobusu relacji Warszawa - Berlin nie zastosował się do Ogólnych Warunków Przewozu Bagażu i nie wyraził zgody na uiszczenie opłaty za przewóz ponadwymiarowego bagażu” - czytamy w oświadczeniu.
"Pasażer zachowywał się agresywnie, utrudniał wykonywanie obowiązków służbowych załodze obsługującej odprawę autobusu. W związku z tym, załoga zdecydowała o nie przyjęciu agresywnego Klienta stwarzającego zagrożenie dla innych pasażerów. W dalszej części Pasażer uniemożliwiał odjazd autobusu poprzez blokowanie drzwi, co zadecydowało o wezwaniu przez załogę ochrony dworca autobusowego, a następnie policji" - brzmi treść oświadczenia.
Rzecznik Ecolines pisze, że "powodem nie przyjęcia Pasażera na pokład, było wyłącznie nie zastosowanie się do Ogólnych Warunków Przewozu Pasażerów i Bagażu. Załoga sporządziła raport z zaistniałej sytuacji, pozyskała podpisy świadków potwierdzających rażące zachowanie rzeczonego Pasażera”.
I dodaje, że firma "świadczy usługi przewozu dla ponad miliona pasażerów rocznie. Naszymi klientami są osoby różnych narodowości, płci, koloru skóry czy wieku” i że "wszyscy obsługiwani przez nas pasażerowie są traktowani na równi”.
"To bzdura"
Ponownie skontaktowaliśmy się z panią Matyldą. - To bzdura - stwierdziła kobieta po zapoznaniu się z treścią oświadczenia Ecolines. - Mój mąż chciał zapłacić za nadbagaż. Potwierdziła to policja i ochrona dworca.
Czy był agresywny?
- Mąż się po prostu zdenerwował, bo kierowca zaczął na niego wrzeszczeć. Więc odpowiadał adekwatnie do sytuacji. Jeśli ktoś na mnie wrzeszczy, to też się denerwuję. Agresja polegała na tym, że kierowca krzyczał, więc mąż mu odkrzyknął - odpowiada kobieta.
W weekend do pani Matyldy zgłosiła się jedna z pasażerek autokaru, którym miał jechać jej mąż. - Kobieta powiedziała, że inni pasażerowie nie byli obojętni, nawet chcieli złożyć się na bagaż mojego męża - wyjaśnia. - Ale pasażerowie zostali przez firmę zamknięci w autokarze i nie wypuszczani. Pilotka i kierowca kazali im siedzieć cicho - dodaje.
- Rozwój wypadków były inny, gdyby nie kolor skóry? - pyta reporterka WP.TV na nagraniu.
- Jestem o tym przekonana. Od jakiegoś czasu spotykamy się z coraz większą niechęcią obywateli. Sytuacja się zaostrza. Jest to zachowanie typu: jeśli ktoś ma czarny kolor skóry, musi być niebezpieczny - żali się pani Matylda.
- Co dalej?
- Na pewno będziemy się odwoływać. Chemy wypłatę odszkodowania i zwrot kosztów biletu. Sprawą zainteresował się rzecznik praw obywatelskich - podsumowuje żona Togijczyka.