Waldemar Kuczyński: Platforma Obywatelska to dziś partia racji stanu
Platforma Obywatelska jest partią szerokiego środka sceny politycznej. Taką partią kiedyś chciała być Unia Demokratyczna. Miała szansę nią zostać, gdyby nie błędna decyzja połączenia się z Kongresem Liberalno-Demokratycznym przegranym w wyborach 1993 roku. To był początek zbaczania, wtedy już Unii Wolności, na ekonomizujący, liberalny skraj. Pod koniec istnienia badania socjologiczne lokowały UW jako partię bardziej skrajną pod tym względem niż Unia Polityki Realnej. PO uniknęła tego niebezpieczeństwa, zamazując liberalną ekonomicznie tożsamość, mieszając ją z wyraźniejszą, niż miał KLD wrażliwością na kwestie społeczne. Dzięki temu PO mogła zdobyć zaufanie większej liczby wyborców. Gdy chodzi o sprawy pracy i bytu jesteśmy bowiem dość typowym społeczeństwem europejskim o różowym, socjalizującym zabarwieniu - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Ale Platforma nie miałaby tak wielkiego poparcia, jakie osiągnęła w wyborach 2007 roku i utrzymywała przez długi czas, gdyby nie skutki dwóch lat rządów Prawa i Sprawiedliwości dla politycznej świadomości części Polaków.
PiS nieoczekiwanie odrodził wydawałoby się wygasły strach przed państwem ze swej istoty groźny dla obywateli. Ten strach spowodował niezwykłą mobilizacje wyborczą w roku 2007 i pozbawienie PiS władzy. Ten sam strach podtrzymał zdumiewająco wysokie poparcie dla PO przez pięć lat rządów w warunkach ekonomicznych o wiele trudniejszych niż te, w jakich rządził Jarosław Kaczyński. I tenże strach rodzi dziś kolejne zjawisko niezrozumiałe, jeśli się go właśnie jako sprawcę pomija. A mianowicie niezwykłe, bez precedensu od początków Trzeciej Rzeczpospolitej pęcznienie liczby wyborców zniechęconych, oburzonych, czy wręcz wściekłych na Platformę, którzy jednak nie przerzucają swych sympatii na nikogo.
Najbardziej zaś omijają, tak opozycyjne, że aż – mówiąc językiem klasyka - „wściekle nienawistne” wobec Platformy, Prawo i Sprawiedliwość. Dla tych wyborców PO jest nadal tym, co ich do niej przyciągnęło. Jedyną realną tamą przed powrotem do władzy formacji, która u nich budzi lęk. To wyborcy nie tyle zniechęceni, co wyczekujący. Dziś Kaczyński jeździ po kraju z bajecznymi opowieściami o walce z bezrobociem. Ci wyborcy czują, że gdy PiS zdobędzie władzę, po kraju jeździł będzie Macierewicz, szukając wśród ludzi niewinnych zbrodniarzy, którzy nie zabili Lecha Kaczyńskiego. Bo będą musieli być znalezieni. Religia smoleńska wymaga stosów.
Wyborcy niezdecydowani, wyczekujący mogliby być szansą, rezerwuarem politycznej siły dla jakiejś rozsądnej alternatywy wobec Platformy, na prawo lub lewo od niej. Byleby uzupełniła, czy zastąpiła PO w roli bariery chroniącej Rzeczpospolitą przed wylądowaniem w IV RP-bis. Z wybuchami, zamachami, specustawami i policją polityczną w roli głównej. Niestety, na razie bezpiecznej zmiany nie ma. Prawica niepisowska to faszyści lub drobnica, a na lewicy czterech atamanów, istna Sicz.
Partia wyczekujących to wielki wyrzut i ostrzeżenie dla Platformy! Nie ci zniechęceni wyborcy, gotowi w skrajnym wypadku zostać w domu, będą odpowiedzialni za wepchnięcie kraju w ślepą uliczkę. Odpowiedzialna będzie Platforma Obywatelska za to, że wyczekujących nie zdołała do siebie przekonać, że ich odepchnęła i zostawiła. Wielkim błędem byłoby myślenie, że „oni i tak na nas zagłosują”. PO nie powinna na to liczyć, a już w żadnym razie się tym posługiwać, jako rodzajem szantażu wobec zawiedzionych wyborców. Trzeba znaleźć odpowiedzi na to, co ich od Platformy odepchnęło. To ważne, bo dzisiaj na sile tej partii spoczywa w dużym stopniu racja stanu Polski. I ona poniesie odpowiedzialność za oddanie jej w ręce niebezpieczne.
Waldemar Kuczyński dla WP.PL