PublicystykaW tym szaleństwie jest metoda. Mordercza końcówka kampanii to wielkie ryzyko, ale duży zysk

W tym szaleństwie jest metoda. Mordercza końcówka kampanii to wielkie ryzyko, ale duży zysk

Patryk Jaki w piątek rano miał problemy z formułowaniem myśli. Rafał Trzaskowski, którego minąłem na ulicy rozdającego ulotki, wyglądał jak zombie. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Kandydaci chcą pokazać, że im zależy.

W tym szaleństwie jest metoda. Mordercza końcówka kampanii to wielkie ryzyko, ale duży zysk
Źródło zdjęć: © Twitter
Kamil Sikora

19.10.2018 | aktual.: 19.10.2018 13:25

Dwaj główni kandydaci walczący o prezydenturę Warszawy do ostatniej chwili będą zabiegać o poparcie wyborców. Rafał Trzaskowski w ramach akcji "24 godziny dla Warszawy", a Patryk Jaki w ramach "36 impulsów dla Warszawy" rozdają ulotki, ogłaszają nowe propozycje, robią sobie zdjęcia i organizują konferencje.

To wycieńczające, co doskonale było widać po Patryku Jakim, który w po blisko dobie prowadzenia swojej akcji pojawił się w studiu Wirtualnej Polski. Wyraźnie widać, że gościowi "Tłita" z trudem przychodzi udzielanie odpowiedzi na pytania Marka Kacprzaka. Także Rafał Trzaskowski jest wyraźnie zmęczony. Jadąc przed godz. 7 do pracy mijałem go, gdy rozdawał ulotki podróżującym kolejką podmiejską. Nie wyglądał jak okaz świeżości.

Ale w tym szaleństwie jest metoda. - Wygra ten, kto będzie tego bardziej chciał - mówi Emmanuel Macron do swoich sztabowców na 15 dni przed I turą wyborów prezydenckich we Francji. Jego słowa uwiecznili twórcy filmu dokumentalnego "Macron. Droga na szczyt", dostępnego na Netflixie. - Powiem to teraz: musimy być aktywni. (...) Wygra ten, komu będzie najbardziej zależało. Ostatniego dnia pojawię się na trzech spotkaniach. Nikt nie zapamięta choćby słowa, ale zobaczą gościa, któremu zależy - mówił Macron.

Polskie realia nie są tak odległe od tych francuskich czy amerykańskich, gdzie wyborcze maratony zakończone morderczym sprintem po kilku stanach są normą. Wpływają na to dwa czynniki. Po pierwsze wyborcy podejmujący decyzje na podstawie emocji to spora grupa (więcej można o tym przeczytać tutaj). Dlatego nie jest najważniejsze, czy kandydat w ostatnich godzinach kampanii obieca dwie czy trzy nowe linie metra, czy zapowie zbudowanie 10 czy 20 żłobków, czy zapowie zmniejszenie deficytu w ciągu 3 czy 4 lat. Ważne, że pokaże, jak - stosując piłkarski żargon - gryzie trawę.

Ostry finisz kampanii jest sensowny także dlatego, że istotna grupa wyborców podejmuje decyzję w ostatnim tygodniu kampanii. Z badań przeprowadzonych przez CBOS po wyborach parlamentarnych w 2011 roku wynika, że było to 9,9 proc. wyborców, którzy zadeklarowali udział w głosowaniu. W niezwykle wyrównanej kampanii to może przesądzić o zwycięstwie. I sztaby mają tego świadomość, o czym świadczy nakręcana przez część obozu PO histeria związana z dopisywaniem się do spisu wyborców (choć to w Warszawie ok. 3 proc. głosujących), którzy przecież nie są w całości wyborcami Patryka Jakiego.

W słuszności wyborczego maratonu utwierdziły polityków chociażby ostatnie wybory prezydenckie. Andrzej Duda zaczął jeździć po Polsce w listopadzie 2014 roku, ponad pół roku przed wyborami. Dzięki temu na finiszu kampanii mógł się pochwalić kilkuset spotkaniami i tysiącami przejechanych kilometrów. Na tle Bronisława Komorowskiego, który obudził się późno, wyróżnił się pozytywnie.

Oczywiście taki sposób prowadzenia kampanii premiuje polityków, którzy nie sprawują funkcji publicznych albo chociaż mogą wziąć urlop (jak Patryk Jaki). A przede wszystkim premiują polityków nie tyle młodych, co sprawnych fizycznie i odpornych na zmęczenie, będących w stanie udźwignąć ten nadludzki wysiłek bycia na nogach przez kilkadziesiąt godzin.

I to pod nieustanną obserwacją kamer. To największe ryzyko takiej operacji. Bo zmęczenie zwiększa prawdopodobieństwo wpadki. Takiej, jak niezbyt korzystna scenka gdy Barbara Nowacka i Katarzyna Lubnauer przynoszą jajecznicę liderom PO. Mocno to kontrastuje z ich wizerunkiem feministek, co wykorzystuje już konkurencja PO. Wystarczy że podczas kolejnego spaceru z ulotkami do kandydata podejdzie wygadany stronnik przeciwnika i mogą powstać filmiki przypominające te z niechlubnych spotkań Bronisława Komorowskiego. Wystarczy chwila by obiegły internet i skutecznie zniweczyły 24- czy 36-godzinny wysiłek.

Jednak w coraz bardziej sprofesjonalizowanej, a przede wszystkim w coraz ostrzejszej kampanii, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także
Komentarze (0)