W Polsce wszystko tajne. Niemcy przyznają wprost, że mają problem
W Niemczech nikt nie zakłamuje rzeczywistości. W obliczu corocznego raportu o stanie armii minister obrony Niemiec stwierdził, że Bundeswehra nie posiada obecnie zdolności do prowadzenia działań wojennych. Jednocześnie obywatele wiedzą, co i za ile jest kupowane. Czy podobna transparentność powinna obowiązywać też w Polsce?
Niemcy każdego roku publikują raport o stanie armii. Robi tak znakomita większość państw NATO. Dzięki temu prowadzą jasną i przejrzystą politykę informacyjną, a obywatele mają znaczną wiedzę dotyczącą stanu obronności państwa. Wyjątkiem jest Polska.
Polski podatnik, w przeciwieństwie do niemieckiego czy czeskiego, nie dowie się, ile i jaki sprzęt Polska przekazała Ukrainie. Nie dowie się także, ile kosztuje uzbrojenie dla Sił Powietrznych. Nie wie też prawdopodobnie, że jeszcze niedawno polska armia była w zasadzie niezdolna do prowadzenia regularnej wojny.
Z kolei Niemcy o tego typu problemach mówią wprost, bez koloryzowania i malowania trawy na zielono.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Seria skandali
Już dekadę temu w Niemczech wybuchł skandal związany ze stanem gotowości bojowej jednostek. W corocznym raporcie można było przeczytać, że żaden z posiadanych okrętów podwodnych nie jest zdolny do prowadzenia zadań. Podobnie było z połową fregat i samolotów myśliwskich.
Jeszcze gorzej prezentowały się śmigłowce uderzeniowe Tiger. W 2018 roku z 57 maszyn tego typu sprawnych było 11. Rok później już tylko osiem. W 2020 roku czasowo ani jeden śmigłowiec nie był zdolny do lotu z przyczyn technicznych. Jako przyczynę wskazywano pandemię COVID-19, ale tajemnicą poliszynela było to, że po prostu armia nie zadbała o zapas części.
Wówczas opinia publiczna zaczęła się domagać radykalnej poprawy. I faktycznie chadecki rząd Angeli Merkel zabrał się do pracy. W ciągu dwóch lat, do wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, poziom gotowości w Luftwaffe wzrósł z 50 do 80 proc. Jeszcze cztery lata temu Heer posiadało 244 czołgi Leopard 2. Z czego w linii znajdowało się 176 pojazdów. Obecnie jest ich około 270.
W przypadku Niemców, wystarczyło przesunąć pieniądze w budżecie. W 2022 roku Bundeswehra otrzymała 50,3 mld euro, a w tym roku - już 64 mld euro. Berlin nadal nie spełnia jednak wymagań NATO w sprawie przekazywania na zbrojenia 2 proc. PKB. Ma osiągnąć ten poziom w przyszłym roku.
Niemcom brakuje jeszcze 17 mld euro. NATO nie chce bowiem uznać funduszu celowego w wysokości 100 mld euro, przeznaczonego wyłącznie na modernizację techniczną, ponieważ jest rozłożony w czasie i nie jest ujęty w budżecie resortu obrony.
Uśpiony naród
Minister obrony Niemiec Boris Pistorius wstrząsnął niemiecką opinią publiczną, mówiąc, że Niemcy nie są obecnie dobrze przygotowane do wojny. Winą obarczył pacyfistyczną mentalność, która zaczęła rosnąć w społeczeństwie po zakończeniu zimnej wojny.
- 30 lat pokoju odbiło się na nas w ten sposób, że niebezpieczeństwo ataku zostało zapomniane, ale rosyjski atak na Ukrainę, a także atak Hamasu na Izrael pokazały, że są one wciąż aktualne, a scenariusze zagrożeń całkowicie się zmieniły - mówił Pistorius.
Niemiecka prasa zauważyła, że słowa te są bolesne, ale prawdziwe. "Dziewięć miesięcy po objęciu stanowiska Pistorius decyduje się na mocne uderzenie. Serwuje Niemcom zwroty takie jak 'gotowość do wojny', przemeblowuje swój resort i zapowiada głęboką reformę armii. Również dlatego, że nie ma on innego wyjścia" - pisał "Lausitzer Rundschau".
Pistorius w zasadzie w zawaluowany sposób powiedział, że Europa nie jest obecnie w stanie samodzielnie obronić się przed potencjalną agresją. A Niemcy powinni "zdjąć strój pacyfisty" i w końcu zacząć kierować się "realistycznie pojmowanymi interesami narodu".
Jednocześnie minister obrony Niemiec prowadzi całkowicie jasną i przejrzystą politykę informacyjną, dzięki której obywatele wiedzą, w jakim stanie jest armia i co ją czeka w przyszłości.
Jasność
Sam coroczny raport o obronności, publikowany przez Bundestag, daje obywatelom jasność co do stanu armii. Dzięki temu wiadomo, jakie są stany osobowe jednostek, jaka jest gotowość sprzętu i jakie zakupy chce robić armia. Podobnie jest w Czechach, Finlandii, Stanach Zjednoczonych. Ale nie w Polsce.
Wystarczy spojrzeć na zakupy, które można porównać. Zarówno Niemcy, jak i Polska planują kupić F-35A Lightning II. Niemcy informują wprost, że zakupili 105 pocisków powietrze-powietrze średniego zasięgu AIM-120C-8 AMRAAM, 75 AIM-9X Sidewinder plus 30 ćwiczebnych, 75 pocisków manewrujących AGM-158B JASSM-ER, 344 bomby kierowane GBU-53/B SDB II StormBreaker i 466 innych bomb.
Tymczasem w Polsce niemal każde działanie na rzecz obronności zostało utajnione, łącznie z Planem Modernizacji Technicznej, który jest drogowskazem, wskazującym kierunki rozwoju Sił Zbrojnych. Obecnie nie wiadomo nic. Nawet to, jak będą uzbrojone polskie F-35A.
Na pytanie dotyczące zakupu uzbrojenia specjalista z Agencji Uzbrojenia Kacper Bakuła odpisał: "Agencja Uzbrojenia aktualnie prowadzi postępowania na zakup uzbrojenia dla samolotów F-35A" i "Agencja Uzbrojenia planuje pozyskać najnowsze, dostępne uzbrojenie dla samolotów piątej generacji F-35A".
Co ważniejsze, nie dowiemy się, ile uzbrojenie będzie kosztowało. Na pytanie o planowany koszt zakupów, Agencja Uzbrojenia odpowiedziała: "Zakup systemów uzbrojenia dla F-35A realizowany jest na podstawie Centralnych Planów Rzeczowych, które są dokumentami niejawnymi".
O wyposażeniu i kosztach zakupów polski podatnik dowiaduje się z oficjalnych danych amerykańskiego Departamentu Stanu albo koreańskiego parlamentu, gdzie omawiano zakupy sprzętu dla Polski i kwestię ich kredytowania. Ze strony resortu obrony tych szczegółów Polacy nie poznają. To kolejna z kwestii, którą należy naprawić w pracy Ministerstwa Obrony Narodowej. Polacy zasługują, aby wiedzieć, na co wydawane są pieniądze z ich podatków.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski