W piątek głosowanie nad kandydaturą Tymoszenko
Głosowanie ukraińskiego parlamentu nad kandydaturą Julii Tymoszenko na premiera zostało przeniesione na piątek z powodu przeciągających się negocjacji w sprawie obsady stanowisk w rządzie i w regionach.
Więcej posad dla siebie zażądali socjaliści. Wiele wskazuje na to, że pod wieczór spór został niemal zażegnany. Lider Socjalistycznej Partii Ukrainy (SPU) Ołeksandr Moroz wychodząc od prezydenta Wiktora Juszczenki po całodziennych rozmowach powiedział, że co do obsady 19 z 22 ministerstw "znaleziono kompromis".
Socjalistyczny kandydat na ministra Jurij Łucenko, który brał udział w spotkaniu, zapewnił wcześniej, że jego frakcja jest zadowolona, gdyż prezydent spełnił większość żądań Moroza i zaoferował SPU "wystarczająco poważne" stanowiska.
Według anonimowych źródeł, najgorętszy spór toczył się wokół tzw. resortów siłowych, a przede wszystkim MSW, na czele którego kandydatka na premiera chciała postawić swego zastępcę z frakcji parlamentarnej Blok Julii Tymoszenko, Ołeksandra Turczynowa. Stanowisko przypadło jednak Łucence - twierdzi internetowa gazeta "Ukraińska Prawda".
Pretendujemy do miejsc na wszystkich szczeblach - mówił wcześniej deputowany SPU Ołeksandr Baranowski. Socjaliści, dysponujący ok. 20 miejscami w parlamencie, domagali się - według niego - funkcji wicepremiera i ministra, gubernatorów w regionach, szefów różnych agencji.
Ekipa Juszczenki "chce na jednym posiedzeniu mieć rozwiązane wszystkie sprawy organizacyjne", czyli nominacje w rządzie i na stanowiskach administracji państwowej w regionach - przypomniał deputowany prezydenckiego bloku Nasza Ukraina Mykoła Tomenko, typowany na jednego z wicepremierów. Według niego, lepiej o dzień odłożyć decyzje, niż potem borykać się z dyskusjami przez cały rok, jaki pozostał do wyborów parlamentarnych w 2006 r., tym bardziej że 95% obsady stanowisk już uzgodniono.
Pierwszy prezydent Ukrainy Leonid Krawczuk uważa, że Juszczenko "stał się zakładnikiem własnej polityki otwartości". Konstytucja przewiduje bowiem, że parlament najpierw zatwierdza premiera, a potem prezydent z szefem rządu "sami, we dwójkę" ustalają skład gabinetu. A oni wciągnęli w to wszystkich - skomentował Krawczuk, który jest jednak przekonany, że prezydencka koalicja nie rozpadnie się z tego powodu, bo może ją obalić jedynie "siła narodu".
Socjaliści, sojusznicy Juszczenki w "pomarańczowej rewolucji", twierdzą, że mieli podpisaną z prezydentem przedwyborczą umowę, podobnie jak Tymoszenko, gwarantującą im miejsca w rządzie. Moroz, który sam kandydował w wyborach prezydenckich i zajął trzecie miejsce, w drugiej turze poparł Juszczenkę. Wymieniany był później jako jeden z kandydatów na premiera.
Przedstawiciele SPU zapewniają, że walczą o stanowiska we władzach tylko po to, "by realnie wpływać na ich politykę". Chcą, aby "na Ukrainie rząd budował społeczeństwo socjalne, a nie liberalne", jak przewiduje to program Julii Tymoszenko - powiedział deputowany socjalistów Mykoła Rudźkowski.
Na pierwszy rzut oka sprawia to wrażenie walki o stanowiska. Lecz jeśli się weźmie pod uwagę zróżnicowanie sił wchodzących w skład koalicji, popierającej prezydenta, widać, że spory kadrowe wynikają z podejścia do spraw systemowych - skomentował w telewizji "5. kanał" deputowany Dmytro Swiatycz z frakcji "Demokratyczna Inicjatywa".
Konsultacje w sprawie składu rządu trwały przez całą środę. Kandydatury uzgadniano na pięciogodzinnej naradzie u prezydenta Juszczenki.
Debata nad zatwierdzeniem Tymoszenko i jej gabinetu miała się rozpocząć w czwartek w południe, ale od rana znów ciągnęły się nieplanowane negocjacje, które nie zakończyły się do wieczora.
W środę Tymoszenko złożyła w Radzie Najwyższej liczący ponad 60 stronic program przyszłego rządu, który też miał być zatwierdzany przez deputowanych. Program, zgodny z wyborczymi deklaracjami Juszczenki, zapowiada budowę nowego społeczeństwa obywatelskiego, zdobycie statusu kraju z gospodarką rynkową i stworzenie bazy do członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej.
Bożena Kuzawińska