Uszkodzone koło w samochodzie Gowina. Dlaczego kierowca jechał dalej?
Biuro Ochrony Rządu nie wyciągnęło wniosków z niebezpiecznego incydentu z prezydencką limuzyną i wiozło Jarosława Gowina limuzyną z przebitą oponą blisko 100 kilometrów - ustaliła "Rzeczpospolita".
Do tej sytuacji doszło w weekend, gdy wicepremier wracał ze skoków narciarskich w Zakopanem. Niedługo po wyjeździe samochód Gowina uszkodził koło, ale mimo to kierowca się nie zatrzymał. Dojechał do Krakowa. Tam wicepremier przesiadł się do innej limuzyny z kolumny prezydenta i już nim dojechał do Warszawy.
Jak informuje "Rzeczpospolita", jeden z funkcjonariuszy BOR twierdzi, że w tej sytuacji podróż powinna być przerwana natychmiast. - W zależności od sytuacji VIP przesiadał się do innego auta, nawet policyjnego, który pilotował kolumnę pojazdów uprzywilejowanych. Tutaj też tak należało zrobić. W aucie z oponą "na flaku" zostaje kierowca i czeka na lawetę - mówi rozmówca.
Według informacji gazety, na tych oponach można było jechać dalej, ale z prędkością maksymalną 80km/h i nie dalej niż 80 kilometrów.
Biuro Ochrony Rządu zapewnia natomiast, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Sprawę na Tweeterze skomentował też Jarosław Gowin:
To nie pierwsza taka sytuacja
W marcu zeszłego roku w czasie przejazdu prezydenckiej kolumny autostradą A4 w okolicach Lewina Brzeskiego w samochodzie prezydenta również uszkodzeniu uległa opona. Auto, którym jechał, wpadło w poślizg i zsunęło się do rowu. Sytuacja wyglądał wówczas bardzo groźnie.
Jak uznali wówczas biegli, przyczyną wypadku limuzyny, było "najechanie na leżący na jezdni płaski przedmiot o nieregularnych krawędziach".