Tylko w WP. Wiemy, co pokazano na utajnionej komisji obrony - to drastyczne zdjęcia ciał ze Smoleńska
Wirtualna Polska dotarła do szczegółów utajnionego posiedzenia komisji obrony ws. Smoleńska. W materiałach, które otrzymali politycy, były m.in. zdjęcia ciał kilkunastu ofiar katastrofy. – Wskazano, że na dwóch ciałach znaleziono poparzenia, które świadczą o wybuchu na pokładzie samolotu. Chodziło o mały ślad na przedramieniu i kilka innych małych obrażeń. Jednak na zdjęciach nie było ich widać – mówi jeden z parlamentarzystów.
Jeszcze przed posiedzeniem komisji obrony jej członkowie mogli się zapoznać z materiałami niejawnymi. W tomie II wyników badań podkomisji smoleńskiej, która działa przy MON, umieszczono zdjęcia kilkunastu ciał ofiar katastrofy.
- Były bardzo drastyczne, podpisane nazwiskami. Członek podkomisji smoleńskiej przekonywał, że na dwóch ciałach, które leżały poza miejscem, gdzie po katastrofie wybuchł pożar, znaleziono ślady poparzeń. Miał je wywołać wybuch na pokładzie samolotu. Przejrzałem te zdjęcia dokładnie. Nic nie znalazłem, mimo że wskazano dokładnie, iż chodzi o mały ślad na przedramieniu i kilka innych małych obrażeń - tłumaczy anonimowo członek komisji obrony. Po tym, jak utajniono posiedzenie, politycy zostali zobowiązani do zachowania tajemnicy pod groźbą kary, dlatego nie wypowiadają się pod nazwiskiem.
Posłowie przyznają, że zamieszczone zdjęcia nie wniosły niczego do sprawy i podkomisja niepotrzebnie udostępniła je politykom. - Instrumentalnie wykorzystano drażliwe materiały, by mieć pretekst do utajnienia obrad. Zdjęcia nie były nowe. Pochodziły z materiałów prokuratury i komisji Millera. Są znane od dawna i niczego nowego nie wniosły – mówi polityk opozycji.
Materiały wrażliwe
Mimo apelu posłów z komisji obrony, MON nie ujawni treści posiedzenia, tłumacząc się właśnie zdjęciami. - To były materiały wrażliwe, które nie zostaną ujawnione publicznie, bo dotyczą kwestii, które ze względu na szacunek dla tych, którzy zginęli, i dla ich rodzin, nie będą przedstawiane publicznie i myślę, że nie powinny być przedstawiane publicznie - mówił Antoni Macierewicz.
Członkowie podkomisji smoleńskiej przekazali posłom wyniki swoich eksperymentów, jakie przeprowadzili na zbudowanym na kształt wnętrza tupolewa blaszanym modelu. Eksperci MON kilkukrotnie wysadzali atrapę samolotu. – Problem w tym, że po wysadzeniu jednego modelu nie budowali nowego, a po prostu składali w całość ten, który właśnie wysadzili i wysadzali go ponownie – mówi polityk PO. I dodaje, że trudno porównywać wyniki takich wybuchów z rzeczywistymi warunkami. – Model ekspertów został ustawiony na ziemi. Jak porównywać wyniki jego wysadzenia z tym, jak rozpadł się samolot, który znajdował się w powietrzu? – podkreśla poseł.
Pytania bez odpowiedzi
Eksperci smoleńscy dowodzili także, że po wysadzeniu blaszanego modelu jego elementy miały identyczne uszkodzenia jak szczątki tupolewa. – Chodziło o mikrouszkodzenia, widoczne pod mikroskopem. Na pytanie jednak o to, czy to wiarygodne wyniki, skoro ich model był zbudowany tylko z blachy, a samolot ma poszycie, izolację i kilka innych warstw, nie padła odpowiedź - przyznaje poseł PO.
Według oficjalnie dostępnych informacji, podkomisja smoleńska uważa, że tupolew został rozerwany eksplozjami w kadłubie, centropłacie i skrzydłach, a destrukcja lewego skrzydła rozpoczęła się jeszcze przed przelotem nad brzozą, w którą - według komisji Millera - uderzył. PO uważa, że podkomisja zmanipulowała wyniki badań naukowców z Wojskowej Akademii Technicznej.