"Tygrys", który zdechnie z głodu. Polski generał ujawnił lukę w szkoleniach wojskowych
Miało być jak w przyfrontowym szpitalu - i było: śmigłowiec dostarczał rannych, krew lała się strumieniami, a w tle słychać było wrzaski ofiar. Kryptonim manewrów? "Dzielny Tygrys-25". Podczas poligonowych ćwiczeń medyków, uczestniczący w nich generał ujrzał jednak poważną lukę w systemie zabezpieczenia armii. Właśnie ostrzega: przeszkolono zaledwie 40 osób, podczas gdy polska armia potrzebuje 50 tys. medyków pola walki.
"Przy obecnym tempie czterdziestu przeszkolonych medyków na dwa lata, wyszkolenie zaledwie 10 proc. personelu zajęłoby tysiąclecia. Polska - kraj graniczący z toczącą się wojną - realizuje program szkoleniowy kompletnie nieadekwatny do realiów. Paradoks? To zbyt łagodne określenie dla sytuacji, w której państwo frontowe szkoli swoich medyków, jakby największym wyzwaniem był sezon grypowy - alarmuje gen. Grzegorz Gielerak, szef Wojskowego Instytutu Medycznego.
Niedawno był uczestnikiem ćwiczeń "Dzielny Tygrys 25". Po powrocie opisał w artykule, co jego zdaniem poszło nie tak. Tekst można przeczytać na portalu obronnym oraz na stronie Wojskowego Instytutu Medycznego.
Ćwiczenia "Dzielny Tygrys" odbywają się co dwa lata. Pozwalają lekarzom, pielęgniarkom i ratownikom przez pięć dni doskonalić umiejętności przyjmowania rannych z pola walki. Ostatnia edycja miała miejsce w połowie października na poligonie w Drawsku Pomorskim.
Trump nie spotka się z Putinem? Ekspert komentuje
Wojskowe ćwiczenia na małą skalę. Generał osobiście skrytykował
"Ponad tysiąc żołnierzy i kilkudziesięciu medyków wzięło udział w zorganizowanych na poligonie w Drawsku Pomorskim ćwiczeniach pk. "Dzielny Tygrys 25". W ich trakcie lekarze, pielęgniarki i ratownicy medyczni mogli zapoznać się z pracą w warunkach bojowych. Żołnierze ćwiczyli m.in. ewakuację rannych z linii frontu, a lekarze - wojskowi i cywilni - wdrażali się w działanie szpitala polowego" - czytamy w oficjalnym komunikacie Wojska Polskiego.
Tymczasem generał zarzuca, że stworzono fasadowy system przygotowań obronnych. Ćwiczenia, w których brał udział osobiście, miały wysoki poziom merytoryczny i realistyczny przebieg, ale ich skala - jedynie czterdziestu uczestników wśród medyków - stanowi symboliczne minimum.
Grozi nam scenariusz z Ukrainy?
Zdaniem wojskowego polska armia powinna szkolić w ten sposób co najmniej 10 tys. osób rocznie, aby w ciągu pięciu lat zbudować zasób 50 tys. wyszkolonych pracowników medycznych. Ostrzega, że w razie wybuchu konfliktu grozi nam powtórzenie scenariusza z Ukrainy, gdzie nie udało się zmobilizować wystarczającej liczby medyków, a medycyna pola walki opiera się głównie na pracy kilkuset wolontariuszy. To - jak podkreśla - przełożyło się na "tysiące ofiar śmiertelnych, których można było uniknąć".
Gen. Grzegorz Gielerak nie znalazł czasu, by bezpośrednio skomentować dla WP swój tekst dotyczący ćwiczeń "Dzielny Tygrys 25". Uważa jednak - jak przekazali jego współpracownicy - że problem należy nagłaśniać.
Z kolei Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych nie przesłało redakcji stanowiska w sprawie ograniczonej skali szkolenia medyków ani nie odpowiedziało na pytanie, czy planowane są zmiany w tym zakresie.
Kim jest gen. Gielerak? Nie boi się zabierać głosu
Szef Wojskowego Instytutu Medycznego znany jest z tego, że nie unika otwartej krytyki systemowych zaniedbań. Na początku pandemii COVID-19 gen. Gielerak był członkiem polskiej misji medycznej w Lombardii - jednego z pierwszych ognisk epidemii w Europie. Po powrocie do kraju opracował raport, w którym rekomendował budowę szpitali tymczasowych jako rozwiązania "na czarną godzinę" w przypadku gwałtownego wzrostu zakażeń. Jego koncepcja, początkowo była pomijana w rządowych strategiach. Po tym jak opisały ją media, powołano szpital tymczasowy na Stadionie Narodowym.
Podobnie teraz gen. Gielerak opisuje, jak należy zorganizować system szkoleń. Według niego roczny budżet programu wyniesie 135 mln zł. Może być współfinansowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej, Narodowy Fundusz Zdrowia oraz Ministerstwo Zdrowia. "Moment na decyzję jest właśnie teraz. Nie za dwa lata, nie po kolejnych ćwiczeniach "Dzielny Tygrys" w 2027 roku, nie po następnych raportach i konferencjach" - punktuje.
Generał powołuje się na przykład Finlandii, wskazując, że Polska mogłaby wzorować się na tamtejszym modelu szkolenia obronnego. Organizacja Fińskie Stowarzyszenie Szkolenia w Zakresie Obrony Narodowej prowadzi rocznie kursy dla około 50 tysięcy obywateli, z czego duża część obejmuje pierwszą pomoc i medycynę pola walki. System opiera się na 2000 certyfikowanych instruktorach-wolontariuszach oraz ścisłej współpracy z Fińskim Czerwonym Krzyżem i służbami ratowniczymi.
Podsumowując, nawiązał do kryptonimu manewrów, sugerując, że inaczej tygrys zdechnie z głodu. Napisał: "Dzielny Tygrys" pokazał, że drapieżnik jest w formie, lecz ekosystem, który powinien go utrzymać, nie dostarcza pokarmu. Bez rozwiniętego systemu szkoleniowego o zasięgu ogólnokrajowym populacja kompetencji wymrze" – ocenia gen. Grzegorz Gielerak.
Szkolenia wojskowe dla lekarzy. Samorząd lekarski komentuje
Jak opisywaliśmy w WP, pojedyncze szpitale organizują już szkolenia medycyny pola walki. W wykłady i spotkania angażuje się kpt. rez. Damian Duda, znany ratownik pola walki, który wspiera ukraińskich żołnierzy.
- Udział cywilnych medyków w szkoleniach obronnych wciąż sprowadza się do sporadycznych inicjatyw pojedynczych entuzjastów. Niektóre szpitale wojskowe organizują szkolenia z medycyny pola walk - komentuje w rozmowie z WP Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.
- Jeśli tego rodzaju szkolenia mają realnie wzmacniać odporność państwa, konieczne jest stworzenie systemowego programu kształcenia medyków, a nie ograniczanie się do okazjonalnych kursów. Uczestnictwo w takich programach powinno być obowiązkowe, podobnie jak inne kursy wymagane przy podnoszeniu kwalifikacji zawodowych. - Wojsko musi też jasno komunikować zasady - podkreśla Kosikowski.
- Lekarze powinni mieć pewność, że udział w szkoleniu nie oznacza automatycznego wpisania ich na listę ochotników do służby w czasie wojny - dodaje.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski