TVP z zarządem "na uchodźstwie". "Prezes cień" ma mówić silnym głosem
Odwołana rada nadzorcza deleguje ze swojego składu do zarządu TVP Macieja Łopińskiego, a minister kultury twierdzi, że decyzja została podjęta przez "nieistniejący organ". - To jest próba tworzenia nowego mitu założycielskiego pod działalność opozycyjną - komentuje członek KRRiT prof. Tadeusz Kowalski. A medioznawca prof. Jacek Wasilewski nazywa Łopińskiego "prezesem cieniem", który ma mówić silniejszym głosem niż odchodzący Mateusz Matyszkowicz.
25.12.2023 19:53
Były poseł PiS Maciej Łopiński poinformował, że "został delegowany" przez radę nadzorczą TVP do zarządu telewizji, po tym jak 24 grudnia ze stanowiska prezesa stacji rezygnację złożył Mateusz Matyszkowicz. Mowa cały czas o radzie nadzorczej, która 19 grudnia została odwołana przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomieja Sienkiewicza. Minister zresztą to potwierdził w oświadczeniu wydanym 25 grudnia, w którym nazwał decyzję rady "prawnie bezskuteczną, ponieważ została podjęta przez organ nieistniejący".
Rada jednak decyzji ministra o swoim odwołaniu nie uznała, a teraz spośród swoich trzech członków "delegowała" na prezesa TVP Macieja Łopińskiego.
- To jest posunięcie niezrozumiałe. Ustawa mówi, że rada nadzorcza mediów publicznych liczy trzy osoby. A zatem, jeżeli jedna z nich jest oddelegowana do pełnienia funkcji zarządu, to nie ma rady nadzorczej, bo rada nie może liczyć dwóch osób - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską prof. UW Tadeusz Kowalski, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
- Ja to bardziej traktuję jako próbę stworzenia zamętu komunikacyjnego oraz podtrzymania zainteresowania opinii publicznej. Moim zdaniem to działanie okaże się nieskuteczne - dodaje prof. Kowalski.
"Nominacja" na prezesa TVP Macieja Łopińskiego, to kolejny akt w politycznej walce PiS o kontrolę nad zawłaszczonymi przez siebie mediami publicznymi. Politycy byłej partii rządzącej okupują siedziby TVP i PAP już prawie od tygodnia. - To jest obrona demokracji, bo nie ma demokracji bez pluralizmu mediów i bez silnych mediów antyrządowych - mówił 19 grudnia Jarosław Kaczyński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Politycy PiS myśleli, że skutecznie zabetonowali media. Nie spodziewali się prawdopodobnie, że może być taki ruch rządu, więc jest teraz pewien rodzaj paniki, ponieważ PiS bez swojej propagandy nie istnieje - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Jacek Wasilewski, medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.
Prof. Tadeusza Kowalskiego zadziwia już samo to, że głos w sprawie niezależności mediów i wolności słowa zabiera właśnie Prawo i Sprawiedliwość.
- Przebieranie się przez PiS w szaty obrońców wolności i niezależności mediów jest żałosne. Ktoś, kto swoim działaniem udowodnił, że nie rozumie, czym są wolne media, czym są media publiczne, nie rozumie czym jest wolność słowa, nie może teraz występować w obronie wolności słowa, bo nie robił tego, kiedy był u władzy - podkreśla prof. Tadeusz Kowalski.
Zobacz także
Budowanie nowego mitu założycielskiego
Zdaniem prof. Tadeusza Kowalskiego, akcja polityków PiS w mediach publicznych jest sytuacją, która jest bardziej komunikacyjna.
- Żyjemy w czasach mediów społecznościowych, jest ogromna łatwość tworzenia materiałów. Myślę, że o to chodzi, żeby wytworzyć pewną liczbę filmików, relacji, żeby policja czy ochrona wyniosła kogoś z jakiegoś pokoju, to wtedy będzie martyrologia: "to my, obrońcy wolności słowa". To jest próba tworzenia nowego mitu założycielskiego pod działalność opozycyjną. Uważam, że to jest żenujące w sensie etycznym, pragmatycznym i politycznym również - dodaje prof. Tadeusz Kowalski.
Również według prof. Jacka Wasilewskiego, po porażce w wyborach, PiS zaczęło szukać nowego mitu, wokół którego mogłoby budować swoją narrację.
- Wcześniej był to mit smoleński, czy Polska, która wstaje z kolan w Europie. Teraz głównie będzie to obrona "prawdziwej polskości". Ale żeby tak było, trzeba stworzyć odpowiednią pozycję ofiary. Poza tym nie po to betonuje się media, żeby teraz je łagodnie oddawać - komentuje prof. Jacek Wasilewski.
Jego zdaniem, "PiS liczy na to, że cały jego elektorat będzie oburzony i nie zaufa nowej władzy", która ich zdaniem "siłą przejmuje media". - Po to jest mówienie o zamachu na media, powtarzanie słowa "silni ludzie", którzy tam wkraczają, żeby cała wymiana aparatu zarządzającego zarówno w mediach, jak i wkrótce w spółkach Skarbu Państwa, była mocno naznaczona brakiem zaufania do legalizmu tych procesów - uważa Jacek Wasilewski.
- Widzę bardzo silny fundament do tego, żeby potem całą tę narrację można było powtarzać w każdym miejscu: od spółki Skarbu Państwa po bibliotekę gminną - dodaje prof. Wasilewski.
Interwencje poselskie czy chaos?
Od początku obecności polityków PiS w siedzibach mediów publicznych dochodzi tam do serii incydentów. W sobotę poseł Jacek Ozdoba przytrzymywał na ulicy pracownika TVP niosącego torby i oskarżał go o wynoszenie dokumentów. Z kolei poseł Antoni Macierewicz nie chciał wpuścić do siedziby PAP pracownika agencji. Doszło do przepychanki.
Prof. Tadeusz Kowalski z KRRiT zwraca uwagę na przekraczanie przez polityków PiS granic kontroli poselskiej.
- Nowe władze przyjęły formę monitorowania wydarzeń, choć wydaje się, że na zbyt wiele pozwalają osobom postronnym w rozmaitych formach ich obecności w pomieszczeniach TVP. Przepisy dotyczące interwencji poselskiej mówią, że powinna ona dotyczyć konkretnej sprawy, nie może odnosić się osób, tylko do zjawisk czy problemów. Interwencja musi być zgodna z art. 20 ust. 1 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. W tej sprawie zapanował chaos, a media odnotowały liczne przykłady naruszeń ustawy - uważa prof. Kowalski.
Matyszkowicz był oskarżany o "zdradę"
Przy okazji "delegowania do zarządu" Macieja Łopińskiego, warto zwrócić uwagę na brak monolitu w gronie osób będących twarzami TVP. Część znanych pracowników stacji, jak np. Danuta Holecka, zniknęła z niej jeszcze przed zmianami. A sam odwołany prezes Mateusz Matyszkowicz był oskarżany przez polityków PiS, że "nie broni TVP własną piersią". Niektórzy mówili nawet o "zdradzie". A teraz Matyszkowicz jeszcze złożył rezygnację.
- Pamiętajmy o tym, że Mateusz Matyszkowicz był wcześniej związany z TVP Kultura, w związku z tym nie jest to człowiek, którego polityczne zapędy stawiałaby w pierwszej linii frontu walki. Dlatego nie angażował się tak jak Rachoń czy Adamczyk. On odziedziczył to całe przegniłe królestwo po Jacku Kurskim i w jakiś sposób to ciągnął - komentuje prof. Jacek Wasilewski.
- Ale tu nie chodzi przecież o jakikolwiek kompromis czy wyjaśnienie sytuacji, tylko o to, żeby PiS miało mocne głosy. Dlatego pojawił się Maciej Łopiński, znany z wcześniejszych, dosyć radykalnych poglądów. I to on, nazwijmy go "prezesem cieniem", ma mówić silnym głosem. Ja bym to porównał do zjawiska na wzór zarządu "na uchodźstwie". Zarządu, o którym PiS będzie mówił, że jest jedynym prawdziwym zarządem - dodaje prof. Wasilewski.
- Przekonują mnie opinie wielu autorytetów prawnych, że działania ministra kultury są prawidłowe, a ostateczne decyzje podejmie sąd. Jakie decyzje podejmie, nie przesądzam. Natomiast to, co się dzieje teraz, to w języku potocznym określa się jako zadymę - konkluduje prof. Tadeusz Kowalski.
Czytaj także:
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski