"Turn back immediately". Zagraniczni turyści wycofują się z Polski
- Przed przyjazdem tutaj byliśmy w Sandomierzu i Polka pytała nas, czy naprawdę chcemy jechać do Białowieży - przyznaje Sara, turystka ze Szwajcarii. Branża turystyczna znad wschodniej granicy mierzy się z ogromnym kryzysem. Co mówią zagraniczni turyści, którzy zdecydowali się na pobyt w pobliżu granicy?
Jeszcze do 3 lipca wszyscy posiadający zagraniczną kartę sim wkraczając na Podlasie otrzymywali alert SMS w języku angielskim, który mógł wzbudzać niepokój.
"Warning! Ban on staying in the Polish area near the Belarus border. Unauthorized crossing is forbidden. Soldiers may use weapons. Turn back immediately!" (ang. Uwaga! Zakaz przebywania na terenie Polski w pobliżu granicy z Białorusią. Nieuprawnione przekroczenie jest zagrożone. Żołnierze mogą użyć broni. Zawróć natychmiast!) - brzmiała wiadomość. Po aferze, która wybuchła w związku z tym alertem, wiadomość nie jest już wysyłana.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Ja się nie boję"
Wirtualna Polska rozmawiała o tej sytuacji z turystami, którzy zdecydowali się spędzić urlopy w okolicach Białowieży.
- Wiadomość dostaliśmy w pociągu, byliśmy mocno zaskoczeni. Zastanawialiśmy się, co zrobić dalej. Myśleliśmy, że to oszustwo, element propagandy - przyznaje Sara, turystka ze Szwajcarii, którą razem z mężem wybrała się na rower po puszczy Białowieskiej.
- Wiemy o sytuacji z migrantami. To jest problem całej Unii teraz. Polska przyjęła dużo Ukraińców, a teraz u granic stoją Syryjczycy, Afgańczycy i inni. Rosja i Białoruś wywierają presję na Europę, ale Ci ludzie potrzebują pomocy. To nie jest ich wina - dodaje.
Jej mąż Martin dziwi się, że z powodu sytuacji na granicy, jest tak duży spadek zainteresowania puszczą Białowieską.
- Na 95 procent czujemy się tu bezpiecznie. Tu jest bardzo dużo policji, która pilnuje porządku. W Szwajcarii też są migranci. Widzimy, że tak naprawdę przed przyjazdem tutaj strach napędzają media społecznościowe. My nie wiedzieliśmy migrantów w lesie. Ta okolica jest przepiękna i mamy zamiar z tego korzystać - mówi Martin.
Sara z kolei opowiada, że "nawet Polacy straszyli ich przed pobytem przy wschodniej granicy". - Byliśmy w Sandomierzu i Polka pytała nas, czy naprawdę chcemy jechać do Białowieży - wyznaje.
Przed przyjazdem w okolice granicy nie bała się też rodzina Markusa z Niemiec. Mężczyzna razem z żoną i córkami wynajął domek pod Białowieżą.
- Ja się nie boję. Tu jest więcej policji i wojska niż gdziekolwiek indziej w Polsce. Przecież tutaj nie ma wojny, jest naprawdę spokojnie. Cieszymy się nawet, że jest mniej turystów, bo możemy w ciszy odpocząć. Do tej części Polski przyjechaliśmy pierwszy raz i nie żałujemy - cieszy się.
Zapaść w branży turystycznej
Powodów do radości nie ma okoliczna branża związana z turystyką. - Widzimy znaczny spadek zainteresowania naszą okolicą. Jest piątek, a ludzie wcale tu nie przyjeżdżają. Mamy wiele telefonów z zapytaniem, czy jesteśmy otwarci, czy jest bezpiecznie. Obcokrajowcy przyjeżdżają wystraszeni, czemu dostali smsy, żeby zawrócić - wymienia Barbara Putnik, Z Centrum Turystyki i Promocji "Kraina Żubra".
- Nic strasznego tu się nie dzieje. Ja sama chodzę po lesie, jeżdżę rowerem. A mam sygnały, że nawet 3/4 gości odwołuje rezerwacje. Nawet polskie wycieczki. Słyszałam, że w jednej z kolonii rodzice podpisali pismo, że nie wyrażają zgody, żeby dzieci tu przyjeżdżały. Ludzie się boją przez ten przekaz medialny i to jest najgorsze - przyznaje.
- Turyści są przestraszeni. Szczególnie ci spoza Polski. Mieszkańcy Hiszpanii, czy też Portugalii uwielbiali regiony wschodnie, teraz nie przyjeżdżają. Jeżeli chodzi o ten rok, to tzw. "przyjazdówka", notuje ogromne spadki. To wynika z sytuacji wojennej - komentuje Katarzyna Turosienska z Polskiej Izby Turystyki i kwituje: - Dla turysty z innego kraju nie ma znaczenia, że strefa buforowa obowiązuje tylko na niewielkim fragmencie, on patrzy na nasz kraj całościowo.
Czytaj też: