Trump znów kręci się w kółko w sprawie Ukrainy [OPINIA]
Trump i jego otoczenie wielokrotnie krytykowało politykę Bidena wobec Ukrainy, zarzucając byłemu prezydentowi, że nigdy nie miał planu, jak zakończyć wojnę. Trump jednak tym bardziej wydaje się nie mieć planu. W sprawie Ukrainy kręci się w kółko. Najpierw za wojnę obwinia Zełenskiego, potem Putina, potem znów prezydenta Ukrainy, próbując nacisnąć na obu, na razie bez zdecydowanych sukcesów - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
W ostatnich tygodniach mogło się wydawać, że Donald Trump w końcu zrozumiał, że to Władimir Putin jest główną przeszkodą dla pokoju w Ukrainie i że dla zakończenia konfliktu toczącego się za naszą wschodnią granicą konieczne jest wywarcie większego nacisku na Rosję i jej prezydenta. Amerykański przywódca w coraz ostrzejszych słowach wzywał Putina do zakończenia wojny, kpił z braku rosyjskich sukcesów na froncie, nazywając nawet Rosję "papierowym tygrysem", publicznie rozważał przekazanie Ukrainie rakiet dalekiego zasięgu Tomahawk, pozwalających uderzyć nawet w Moskwę.
Uważni obserwatorzy polityki Trumpa wobec Rosji zadawali sobie jednak pytanie, jak długo potrwa ten zwrot. I jak wiele wskazuje, odpowiedź brzmi: do ostatniego weekendu. Podczas spotkania z Trumpem w Białym Domu w piątek prezydent Zełenski nie tylko nie otrzymał od Stanów Tomahawków, ale miał też usłyszeć na spotkaniu za zamkniętymi drzwiami, że powinien przekazać Putinowi cały obwód doniecki, bo inaczej "Rosja zniszczy Ukrainę". Choć ostatecznie ukraińska delegacja miała przekonać Trumpa do zawieszenia broni wzdłuż obecnych linii frontu jako punktu do negocjacji na spotkaniu z Putinem w Budapeszcie, to spotkanie przebiegało, jak donosi brytyjski dziennik, w bardzo napiętej atmosferze. Trump miał krzyczeć, demonstracyjnie okazywać zmęczenie całą sprawą, powtarzać narrację rosyjskiej propagandy. Jak rozumieć ten kolejny zwrot Trumpa?
Efekt Gazy i rozmowy z Putinem?
Wcześniej Trump odnotował jeden z największych dyplomatycznych sukcesów swojej drugiej kadencji: zawieszenie broni w Gazie. Choć nie wiadomo, jak długo ostatecznie przetrwa, to przynajmniej na razie dyplomacji Trumpa udało się zakończyć masakrę na palestyńskim terytorium i wynegocjować uwolnienie zakładników. W poniedziałek w izraelskim parlamencie Trump otrzymał iście królewskie przyjęcie, izraelscy przywódcy nazywali go największym przyjacielem Żydów od czasów Cyrusa Wielkiego – władcy Persji z VI wieku p.n.e., który podbijając państwo nowobabilońskie zakończył okres "babilońskiej niewoli" Żydów, umożliwiając im powrót na terytorium dzisiejszego Izraela.
Ukraińcy o pokoju z Rosją. Reakcje na zawieszenie broni w Izraelu
Można zgadywać, że Trump niesiony entuzjazmem uznał, że trzeba utrzymać dobrą passę i do jednego dyplomatycznego sukcesu jak najszybciej dodać następny, nie oglądając się specjalnie na warunki zawieszenia broni. Jest oczywiste, że przy założeniu, że pokój ma być przede wszystkim szybko, zagrożone mogą być przede wszystkim interesy Ukrainy – bo Trump będzie zakładał, że to Ukrainę jako kraj słabszy, zależny od pomocy wojskowej państw zachodu, łatwiej będzie zmusić do niekorzystnych dla niej ustępstw niż Rosję.
W czwartek amerykański prezydent rozmawiał w dodatku z rosyjskim, który być może wykorzystał rozmowę, by przekonać Trumpa, że jedyną przeszkodą dla kolejnego sukcesu dyplomatycznego amerykańskiego prezydenta i przyszłorocznej Nagrody Nobla jest Zełenski. Jak wiemy, bardzo często Trump mówi to, co usłyszał w rozmowie z ostatnią osobą.
"Rosja zdobyła posiadłości"
Trump w niedzielę w rozmowie z dziennikarzami na pokładzie prezydenckiego samolotu zaprzeczył, jakoby miał próbować wymusić na Ukrainie oddanie Rosji całego obwodu donieckiego. Stwierdził, że podstawą do rozejmu powinny być obecne linie frontu.
Trudno wyobrazić sobie, by Ukraina zaakceptowała jakiekolwiek inne rozwiązanie. W ostatnich latach Ukraińcy włożyli wiele wysiłku w budowanie umocnień na kontrolowanych dziś przez siebie terenach obwodu donieckiego i nie chcą oddawać ich bez walki Rosjanom, zwłaszcza że mogłyby one posłużyć do przyszłego ataku na Ukrainę, gdyby zawieszenie broni okazało się nietrwałe – czego można się niestety spodziewać. Oddanie Rosji terytorium ciągle kontrolowanego przez ukraińską armię mogłoby też być po prostu politycznie nie do obrony przez Zełenskiego przed ukraińską opinią publiczną.
Nie wiemy dziś, co faktycznie padło na zamkniętym spotkaniu z Zełenskim i co prezydent mówił ukraińskiemu przywódcy. Niewykluczone, że ktoś – ukraińska dyplomacja bądź część amerykańskiej administracji niechętna zbytniemu zbliżeniu z Rosją – wypuścił trochę "podkręcony" przeciek do mediów, by wywołać oburzenie zachodniej opinii publicznej tak, by pokazać Putinowi, że jego maksymalistyczne żądania są nie do przyjęcia dla Zachodu i wywrzeć presję na Trumpa w negocjacjach z rosyjskim przywódcą.
Jednak nawet jeśli w tej sprawie tego, co Trump mówił Zełenskiemu za zamkniętymi drzwiami, bardziej będziemy wierzyć amerykańskiemu prezydentowi niż "Financial Times", to zmiana podejścia Trumpa na bardziej niekorzystne dla Ukrainy jest oczywiste. Od rozmowy z Trumpem nie ma już mowy o Tomahawkach, Trump chyba faktycznie znów wydaje się przekonany, że wojnę trzeba po prostu jak najszybciej zakończyć, a takie kwestie jak terytorialna integralność Ukrainy czy podstawowe reguły porządku międzynarodowego można zepchnąć na dalszy plan.
W wywiadzie z telewizją Fox News wyemitowanym w niedzielę Trump powiedział, że "Rosja zdobyła pewne posiadłości" w trakcie wojny i można spodziewać, że je zatrzyma. Amerykański prezydent nie wydaje się specjalnie przywiązany do fundamentalnej dla porządku międzynarodowego po II wojnie światowej zasady zakazującej zmiany granic siłą, w tym samym wywiadzie krytykował Stany za to, że poszła na wojnę w Iraku, nic nie zyskując w zamian.
Słowa o "zdobytych posiadłościach" pokazują jeszcze jedno. Jak zwracał uwagę między innymi analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Daniel Szeligowski, Trump wydaje się przekonany, że wojna Rosji z Ukrainą to spór terytorialny i że można go zakończyć, przekazując Rosji określone terytorium. Tymczasem Putinowi wcale nie chodzi o obwód doniecki, Krym, czy inne regiony wschodniej Ukrainy. W wizji Putina – co wielokrotnie klarował publicznie – nie mieści się po prostu prawdziwie niezawisła ukraińska państwowość, a już na pewno nie przynależąca do świata Zachodu. W wojnie Putina chodzi o trwałą wasalizację Kijowa i włączenie swojego zachodniego sąsiada do "ruskiego miru" – ze wszystkimi tego tragicznymi konsekwencjami dla kształtu politycznych i społecznych stosunków wewnątrz Ukrainy. Polityka nie dostrzegająca tych rosyjskich założeń będzie strategicznie ślepa.
Europa znów musi wpłynąć na Trumpa
Trump i jego otoczenie wielokrotnie krytykowało politykę Bidena wobec Ukrainy, zarzucając byłemu prezydentowi, że nigdy nie miał planu jak zakończyć wojnę. Trump jednak tym bardziej wydaje się nie mieć planu. W sprawie Ukrainy kręci się w kółko. Najpierw za wojnę obwinia Zełenskiego, potem Putina, potem znów prezydenta Ukrainy, próbując nacisnąć na obu, na razie bez zdecydowanych sukcesów.
Ta zmienność i brak strategicznego planu Trumpa tworzy też pewną przestrzeń dla Europy. Okres przed szczytem Trump-Putin w Budapeszcie powinna ona wykorzystać, by wpłynąć na Trumpa wszelkimi kanałami tak, by Budapeszt nie okazał się dla Ukrainy nową Jałtą. By Ukraina zyskała czas na odbudowę po wojnie, bez konieczności godzenia się na skrajnie dla siebie niekorzystne długoterminowo strategiczne ustępstwa, a Rosja nie poczuła się na tyle upojona sukcesem, by prowadzić jeszcze bardziej agresywną politykę wobec NATO i Europy.
Nie będzie łatwo, Trump znów wydaje się przekonany, że problemem jest Ukraina, ale w ciągu najbliższych prawie czterech lat łatwiej nie będzie.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek
Z wykształcenia filmoznawca i politolog. Działa jako krytyk filmowy, publicysta, redaktor książek, komentator polityczny i eseista. Związany z Dziennikiem Opinii i kwartalnikiem "Krytyka Polityczna". Publikuje także w "Kinie", "Gazecie Wyborczej", portalu "Filmweb". Redaktor i współautor wielu publikacji, ostatnio "Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej".