Wywiad Vance’a potwierdza zmianę retoryki wobec Rosji. Ale za słowami muszą pójść działania [OPINIA]
- Rosjanie muszą się obudzić i zaakceptować rzeczywistość. Jak wielu ludzi gotowi są jeszcze stracić albo pozbawić życia w zamian za niewielkie, jeśli w ogóle jakiekolwiek, korzyści terytorialne - powiedział J.D. Vance. Po poście Trumpa o Rosji jako "papierowym tygrysie" te wypowiedzi wiceprezydenta to kolejny znak, że retoryka obecnej administracji wobec Rosji i Ukrainy się zmienia - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Trump, który kiedyś krzyczał na Zełenskiego, że "nie ma kart" i dawał do zrozumienia, że ukraiński prezydent powinien pamiętać o tym, rozmawiając ze Stanami, a być może także z Rosją, dziś twierdzi, że z pomocą Europy Ukraina może nawet odzyskać całe swoje terytorium, kontrolowane obecnie przez Rosję. Vance nie posunął się w wywiadzie dla Fox News do aż tak daleko idących deklaracji, ale kilkakrotnie powtórzył, że Rosja "utknęła" w swoich działaniach wojennych, a jej gospodarka się sypie.
Co to znaczy, gdy takie rzeczy mówi Vance?
Ciekawe jest zwłaszcza to, że tak zdecydowany ton wobec Rosji przyjmuje teraz, ze wszystkich członków prezydenckiej administracji, właśnie J.D. Vance. Wiceprezydent kojarzony był jako jeden z najbardziej sceptycznych wobec pomocy Ukrainie i najbardziej otwartych na jakieś porozumienie z Putinem członków prezydenckiego gabinetu.
Dron uderzył w rosyjski Mi-8. Moment spektakularnej akcji w powietrzu
W trakcie niesławnej konfrontacji między Zełenskim a Trumpem w Gabinecie Owalnym w lutym to właśnie Vance jako pierwszy zaczął atakować ukraińskiego prezydenta, podkręcając konflikt do momentu, aż włączył się do niego Trump.
Jeszcze miesiąc temu w wywiadzie dla telewizji NBC Vance przekonywał, że Rosja w rozmowach z Trumpem na temat zakończenia wojny w Ukrainie poczyniła "znaczące koncesje" i wykazała się "elastycznością w kwestii swoich kluczowych żądań". Choć przyznał, że ciągle nie udało się osiągnąć porozumienia – "inaczej wojna by się już skończyła" – to zapewniał, że Stany "angażują się w proces dyplomatyczny w dobrej wierze". Dziś Vance mówi coś zupełnie innego, skarży się, że Putin nie godzi się na żadne wysuwane przez Stany propozycje wspólnych rozmów z Zełenskim ani na rozmowy trójstronne z udziałem Trumpa lub innego przedstawiciela obecnej administracji.
Niewykluczone, że wiceprezydent po prostu podąża tu za zmianą języka i nastroju swojego pryncypała i pytany o Rosję powtarza aktualny przekaz Trumpa, że chodzi wyłącznie o zapunktowanie u szefa. Możliwe jednak, że obserwujemy świadomy sygnał wysłany przez amerykańską administrację pod adresem Kremla, mówiący: patrzcie, skoro nawet najbardziej otwarty na porozumienie z wami członek prezydenckiego gabinetu mówi takie rzeczy, to znaczy, że sprawa jest poważna, i amerykańska cierpliwość naprawdę jest na wyczerpaniu.
Co poza retoryką?
Rosjanie będą sobie jednak teraz zadawać pytanie, na ile niewątpliwe zniecierpliwienie Trumpa postawą Putina może realnie przełożyć się na coś więcej niż na zmianę retoryki.
W trakcie spotkania z Trumpem w ONZ w zeszłym tygodniu Zełenski ponownie poprosił amerykańskiego prezydenta, by Stany zaczęły sprzedawać rakiety dalekiego zasięgu Tomahawk państwom europejskim, które mogłyby później przekazać je Ukrainie. Tomahawki mają zasięg do 2,5 tysiąca kilometrów, Ukraina przy ich pomocy mogłaby uderzać w cele położone w głębi Rosji, łącznie z Moskwą.
Do tej pory Stany odmawiały takim prośbom, obawiając się, że jeśli Ukraina zacznie niszczyć cele w głębi Rosji, to może doprowadzić to do eskalacji konfliktu. Trump sprawiał momentami wrażenie, jakby był przekonany, że jego zdaniem Ukraina, zamiast prosić o nowe uzbrojenie, powinna raczej zacząć negocjować z Rosją.
Teraz Vance, w we wspomnianym wywiadzie powiedział, że prezydent "rozważa" przekazanie Tomahawków Ukrainie. Tego samego dnia, także na antenie Fox News emerytowany generał i specjalny wysłannik Trumpa w Ukrainie Keith Kellog pytany, czy Ukraina ma teraz amerykańską zgodę na atakowanie celów w głębi Rosji, odpowiedział: "Sądząc po jego słowach, a także po wypowiedziach wiceprezydenta Vance’a i sekretarza [stanu - red.] Rubio, myślę, że odpowiedź brzmi: tak. Niech korzystają ze zdolności do uderzania w głębi".
Słowa Kelloga nie są jeszcze jednoznaczne z zielonym światłem od administracji Trumpa dla Kijowa. Mogą być tylko jego interpretacją słów czołowych amerykańskich przywódców. Ale mogą być też wysłanym w porozumieniu z prezydentem sygnałem dla Moskwy, że ta opcja nie jest już dłużej wykluczona.
Kładąc Tomahawki dla Ukrainy na stole Trump – przemawiając przez Vance’a – na pewno podbija stawkę i zaostrza retorykę. Pytanie, czy gdyby na Putinie nie zrobiło to wrażenia, to amerykański prezydent będzie gotowy faktycznie uzbroić Ukrainę, tak by mogła atakować cele nawet w Moskwie. Plan zakończenia wojny autorstwa Keitha Kelloga, przygotowany dla Trumpa jeszcze przed drugą kadencją zakładał, że w sytuacji, gdy Rosja nie będzie gotowa do rozmów pokojowych, Stany tak dozbroją Ukraińców, że Kreml nie będzie miał innego wyboru niż usiąść do stołu, bo straty zadawane mu dzięki amerykańskiej broni będą zbyt wielkie. Problem w tym, że do tej pory Trump kilkukrotnie groził już Putinowi sankcjami, wyznaczał deadline'y, po czym je przesuwał, zaostrzał retorykę wobec rosyjskiego przywódcy, by ponownie siadać z nim do negocjacji.
Pytanie o strategię
Nie wiemy też, jaki jest tak naprawdę strategiczny pomysł Trumpa w kwestii Rosji i Ukrainy. Prezydent chyba naprawdę liczył, że szybko zakończy wojnę, unormuje relacje z Rosją, być może nawet rozluźniając rosyjsko-chińską współpracę i będzie mógł skupić się na rywalizacji z Chinami w rejonie Indo-Pacyfiku. Jak jednak przyznaje sam amerykański prezydent, zakończenie akurat tej wojny okazało się o wiele trudniejsze, niż przypuszczał.
Nie wiemy, czy i jaki strategiczny cel Trump stawia sobie teraz w sytuacji konfliktu. Czy ciągle liczy na jakieś duże porozumienie z Rosją? Czy przyjął argumenty przekonujące, że Zachód musi postawić Rosji jasne granice, pomóc Ukrainie wygrać, tak by ewentualnie nowe otwarcie z Rosją negocjować z pozycji siły? A może zmęczył go ten konflikt i chce się z niego wycofać możliwie małym kosztem, przekazując odpowiedzialność za wojnę Europie i ograniczając rolę Stanów do dostaw broni? Słynny post z portalu Truth Social, gdzie prezydent pisze o rosyjskim "papierowym tygrysie", można interpretować także w taki sposób.
Zmiana retoryki administracji to z pewnością krok w dobrą stronę. To dobrze, że nawet wiceprezydent Vance zaczyna otwarcie wskazywać Putina jako główną przeszkodę dla pokoju w Ukrainie. Jednak od rozpoznania tych faktów do sprawiedliwego zakończenia wojny jest jeszcze daleka droga – a w jej trakcie opinie i priorytety amerykańskiego prezydenta mogą się jeszcze wielokrotnie zmienić. Tym bardziej że na arenie międzynarodowej zajmuje go sytuacja na Bliskim Wschodzie, gdzie także na razie bez sukcesów próbuje doprowadzić do przerwania walk w Strefie Gazy, a w kraju czekają go bardzo trudne negocjacje nad budżetem.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek
Z wykształcenia filmoznawca i politolog. Działa jako krytyk filmowy, publicysta, redaktor książek, komentator polityczny i eseista. Związany z Dziennikiem Opinii i kwartalnikiem "Krytyka Polityczna". Publikuje także w "Kinie", "Gazecie Wyborczej", portalu "Filmweb". Redaktor i współautor wielu publikacji, ostatnio "Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej".