Trump czy Harris? Rząd musi schować swoje sympatie. "Współpraca będzie z każdym"

Polski rząd zapewnia o współpracy z każdym prezydentem USA, niezależnie od wyników wyborów. Stara się zachować neutralność. Inaczej niż opozycja czy kancelaria prezydenta Andrzeja Dudy. Zarówno PiS, jak i Duda, liczą na wygraną Donalda Trumpa. Ale to gabinet Tuska będzie musiał ułożyć sobie z nim relacje na nowo.

Polski rząd będzie musiał zachować neutralność w stosunkach z US
Polski rząd będzie musiał zachować neutralność w stosunkach z US
Źródło zdjęć: © East News, PAP
Michał WróblewskiSylwester Ruszkiewicz

- Polski rząd zawsze musi być gotowy do współpracy z każdą administracją amerykańską. To nie Polacy wybierają amerykańskiego prezydenta, tylko Amerykanie - mówi Wirtualnej Polsce wiceminister obrony narodowej i wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Cezary Tomczyk.

Jak dodaje, "dla nas sojusz ze Stanami Zjednoczonymi jest sojuszem kluczowych z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa". - I ten sojusz jest niezmienny - podkreśla.

Opinia polityka Koalicji Obywatelskiej pokrywa się z linią całego rządu. Przekaz jest jasny: niezależnie od tego, kto wygra wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, Polska będzie współpracować z administracją amerykańską. Z obopólnymi korzyściami i w efektywny sposób.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zapewnia o tym między innymi wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski. - Te wybory dotyczą przede wszystkim Amerykanów. Nie faworyzujemy żadnej ze stron. Będziemy współpracować i współpracujemy z Kongresem i Senatem, niezależnie, kto będzie miał większość. Tak, jak z każdym prezydentem, niezależnie od tego, kogo naród amerykański wybierze. Spokojnie i cierpliwie czekamy na wyniki - mówi Wirtualnej Polsce.

Wiceszef MSZ twierdzi, że wybory w USA "nie mają nic do polskiej polityki". - Nasze interesy to interesy państwowe, amerykańskie interesy to również interesy państwowe, niezależnie od tego, kto jest prezydentem - podkreśla.

Dodaje, że w USA jest "skomplikowany układ polityczny, ponieważ prezydent ma bardzo dużą władzę, ale nie absolutną, dlatego ważne jest, by utrzymywać kontakty z kongresmenami i senatorami obu partii". - Będziemy to robić dalej. Na tym zawsze polegała polska polityka - mówi Bartoszewski.

Biorąc pod uwagę krytyczne opinie polityków obecnego obozu rządzącego w Polsce, nie sposób nie stwierdzić, że rządowi Donalda Tuska bliżej jest do Kamali Harris, a nie Donalda Trumpa. Sam Tusk kilkukrotnie krytykował publicznie byłego (i być może przyszłego) prezydenta USA, robili to także inni politycy jego partii.

Na ile zatem rząd poważnie bierze pod uwagę to, że Donald Trump może wygrać wybory? - Oczywiście, że może je wygrać. Sondaże pokazują, że obaj kandydaci idą łeb w łeb. Różnice są minimalne - mówi nam Bartoszewski.

Wiceszef MSZ wspomina: - Pamiętam, że w wyborach w 2000 roku prezydent Bush junior wygrał wybory przewagą 537 głosów. W związku z tym nikt nie jest w stanie przewidzieć, jaki będzie wynik wyborów, to się może rozstrzygnąć w każdą stronę - mówi WP.

Polityk przyznaje, że nie ma pretensji do polityków PiS, że opowiadają się jawnie po stronie Trumpa. Z prozaicznego powodu.

- Opozycja ma większą swobodę działania niż rząd. Może robić, co chce, i ponosi za to konsekwencje. Rząd nie może sobie pozwolić na opowiadanie się po którejś ze stron, to nie leży w interesie państwa polskiego. Interesem jest utrzymywać dobre stosunki i z Republikanami, i z Demokratami - mówi Bartoszewski.

Zmiana narracji

Politycy obecnej większości rządowej w ostatnich latach mocno krytykowali Donalda Trumpa. I za jego polityczną działalność, za język i za poglądy. Ale też za podejście do wojny w Ukrainie oraz stosunek do różnych grup społecznych czy mniejszości. Również za zachowanie w życiu "prywatnym".

Dlatego dzisiaj rządzący wolą się na temat Trumpa nie wypowiadać. Zwłaszcza ci, którzy pracują w administracji rządowej. Na nasze prośby o rozmowę nie odpowiedziało wielu kluczowych polityków zajmujących się sprawami zagranicznymi i nie tylko. Nieoficjalnie - w półprywatnych rozmowach - o Trumpie wyrażają się bardzo krytycznie. Czasem wręcz... wulgarnie.

Dla wielu Trumpa należy oceniać jednoznacznie. - Trump jest po prostu złym człowiekiem i o wszyscy o tym wiedzą. Używa hejtu i kłamstwa w życiu publicznym. Jego zachowanie często jest niemoralne - powiedział Wirtualnej Polsce europoseł KO Michał Szczerba, były przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego NATO.

Jak dodał rozmówca WP, kluczowa z punktu widzenia Europy Środkowo-Wschodniej jest postawa byłego prezydenta USA wobec wojny w Ukrainie. - Musimy wiedzieć, kim jest Trump, i do czego doprowadziła jego postawa wobec Ukrainy. Przez pół roku Kongres blokował pomoc dla Ukrainy. Zginęło w tym czasie tysiące istnień na Ukrainie, bo Stany Zjednoczone nie dostarczyły broni i uzbrojenia, którego Ukraina potrzebowała. A blokowała to część Partii Republikańskiej, która orientowała się na Donalda Trumpa - stwierdził polityk Koalicji Obywatelskiej.

Jednocześnie zaznaczył, że "jeśli Trump wygra, to polski rząd będzie musiał współpracować z nim tak, jak z każdą amerykańską administracją".

- Będziemy pracować z demokratycznie wybranym prezydentem. Uszanujemy wyniki wyborów - podkreślał w rozmowie z WP europoseł KO Andrzej Halicki.

Podobnie uważają niektórzy politycy lewicy, ale zwracają uwagę na zagrożenia.

Krzysztof Gawkowski, wicepremier z Nowej Lewicy, w Radiu Zet przyznał, że - owszem - "jego serce bije po stronie Kamali Harris", ponieważ byłaby "lepszą prezydentką z perspektywy społecznej dla USA, a jednocześnie dla geopolityki, czyli dla Polski w Europie". Ale zapewnił jednocześnie: - Jeśli wygra Trump, to polski rząd będzie tak samo z jedną, jak i drugą administracją, współpracował.

Potwierdza to szef MSZ Radosław Sikorski. W radiu TOK FM przyznał, że "bardzo pilnował, by spotykać się z ludźmi Donalda Trumpa", oraz że "Polska ma obstawione obydwa pola". Jednocześnie stwierdził, że "wygrana Harris to raczej kontynuacja polityki USA ws. Ukrainy", a "polityka Trumpa jest nieznaną".

Więcej nadziei ma PiS. - Mamy dobre doświadczenia ze współpracy z administracją Donalda Trumpa. To dzięki jej decyzji mamy zwiększoną obecność amerykańskich żołnierzy w Polsce. Zintensyfikowaliśmy działania w ramach Trójmorza czy Bukaresztańskiej Dziewiątki. Te dobre relacje będziemy starali się wykorzystać dla dobra państwa - przekonuje WP poseł Marcin Przydacz, były szef Biura Spraw Międzynarodowych w Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy.

Radosław Fogiel z kolei powiedział nam - nawiązując do niektórych wypowiedzi polityków KO - że "atakowanie dziś polityka, z którym być może za jakiś czas będziemy musieli współpracować, jest nierozsądne".

PiS liczy na wygraną Trumpa, ale nie da się ukryć, że jego najbliższe otoczenie może być dla nas problemem. Chodzi tu przede wszystkim o kandydata na wiceprezydenta J. D. Vance'a, który zasłynął m.in. z antyukraińskich i izolacjonistycznych wypowiedzi, które idą w poprzek polskim interesom, nie wspominając o interesie Ukrainy. - Jeśli J. D. Vance miałby nadal takie poglądy, to zadaniem polskich polityków jest uświadamianie mu naszej perspektywy i tego, jak istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa, również USA, jest powstrzymanie Rosji na Ukrainie - podkreśla poseł PiS Radosław Fogiel.

Janusz Kowalski mówi zaś Wirtualnej Polsce, że Donald Trump "był najbardziej propolskim prezydentem". A poglądy J. D. Vance należy złożyć na karb ostrej kampanii. - Patrzę polskimi okularami na polskie interesy. J.D. Vance nie atakował Polski, jest Polsce przyjazny i oceniam innych polityków z perspektywy interesów Polski. Jeżeli ktoś działa zgodnie z interesami Polski, to trzeba z takim politykiem prowadzić dialog - twierdzi poseł PiS.

Pałac stawia na Trumpa

Polski prezydent liczy na byłego prezydenta USA. - Na 90 proc. wygra Donald Trump - przekonywał nas pod koniec ubiegłego tygodnia jeden ze współpracowników Andrzeja Dudy.

Najbliższe grono doradców, ale i sam prezydent Polski, życzy sobie realizacji właśnie takiego scenariusza w wyborach prezydenckich w USA. O tym, że Pałac Prezydencki od poprzedniej prezydentury Trumpa kibicuje kandydatowi Republikanów, widać gołym okiem. Po zwycięskich dla Joe Bidena wyborach w 2020 r. Duda dopiero miesiąc po wyborach wysłał "depeszę gratulacyjną" nowemu prezydentowi. 

Z kolei 7 listopada, czyli trzy dni po głosowaniu, jedynie gratulował udanej kampanii prezydenckiej. W efekcie, w trakcie prezydentury Bidena relacje Biały Dom-Pałac Prezydencki były co najwyżej poprawne. Z Trumpem natomiast cały czas są kontynuowane. A prym w podtrzymywaniu dobrych kontaktów z kandydatem Republikanów i politykami tej partii wiódł szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że w tym tygodniu Mastalerek po raz kolejny leci do USA, aby na bieżąco śledzić liczenie głosów i spotkać się z politykami partii Trumpa. Po pierwsze, jest to naturalny wybór środowiska, z którego wywodzi się prezydent Duda i jego najbliższe otoczenie. Do lewicowo-liberalnej Kamali Harris zdecydowanie im nie po drodze.

Po drugie Pałac, stawiając na Trumpa i Republikanów, liczy, że jeśli ten wygra, to wesprze Dudę i jego najbliższych współpracowników w znalezieniu pracy po zakończeniu kadencji w międzynarodowych instytucjach. W tym kontekście wymienia się Międzynarodowy Komitet Olimpijski, NATO czy instytucje finansowe - mówi nam osoba z otoczenia głowy państwa. 

W ostatnim czasie Trump kilkukrotnie podkreślał dobre relacje z prezydentem Polski, nazywając go "przyjacielem". Nasi rozmówcy z otoczenia Pałacu Prezydenckiego są jednak ostrożni wobec postawy kandydata Republikanów. 

- Trump to typowy biznesmen, jak ma możliwość zrobienia dealu i interesu, to prezydent Duda będzie dla niego nawet bliskim znajomym. A przecież nie można zapominać, że były prezydent USA ostatnio odwołał spotkanie w Doleystown, nazywanym amerykańską Częstochową. Widzieli to też Demokraci, którzy próby usilnego spotkania Dudy z Trumpem odbierają jednoznacznie. Jeśli wygra Kamala Harris, to chemii z Pałacem Prezydenckim raczej nie będzie - uważa człowiek z otoczenia prezydenta. 

Drugi współpracownik prezydenta jednak zapewnia, że jeśli wygra Harris, relacje będą podobne do tych jak z Joe Bidenem. - Wydaje się, że ona będzie kontynuowała to, co Biden. A prezydent miał z nią spotkania w dobrej atmosferze. No i nie krytykował, ani nie uderzał w Harris, tak jak to chociażby wobec Trumpa robił premier Donald Tusk - ironizuje współpracownik Andrzeja Dudy. 

Michał Wróblewski i Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarze Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Donald Trumpwybory prezydenckieusa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (646)